No i tak, miałam katar, więc nie poczułam, chociaż wszystkie znaki na ziemi i w telewizorze mówiły, żeby uważać: rodzina z Pcimia poszła spać i już się nie obudziła, blok w Szczecinie wziął i wybuchł. W końcu ktoś przychodzi i mówi tak: „Tu pachnie gazem”. I oto zaczyna się korowód: kolejne malownicze ekipy ogorzałych gazowników: a to ewakuacja (mmm, co za indywidualne podejście do klienta), a to gazu odcięcie i marznięcie, a to chodnika i ścian prucie. Co ekipa to idea. Wezwany na pomoc rzecznik prasowy rodziny - w postaci tatusia z brodą, która ma wzbudzać respekt u klasy pracującej - wynegocjowuje kolejne optymistyczne terminy, które potem nie są dotrzymywane. Ja w końcu przestaję się przejmować. Ekipa n+10 leniwie wymienia kawałek rurki. Raczej nie polecę na bal w zaświatach niesiona na fali efektownego wybuchu.
Na wszelki wypadek jednak robię rzetelny research tematu czyli przegląd scen wybuchów z filmów akcji. Czy ktoś poda mi dokładną datą kiedy Kurt Russell się skończył?
A mogło być tak romantycznie...
Skoro światło świec służy kobiecej urodzie, to co dopiero taki pożar...
Strony
▼
piątek, 20 listopada 2009
środa, 18 listopada 2009
Blondynki, brunetki oraz inne mamałygi
Byłam ciekawa, co też oferują portale dla kobiet.
No i się dowiedziałam, no i poszło mi w pięty (i nie zeszło po 12cm obcasie jak po piorunochronie, bo chodzę w trampkach, więc zostało i wykiełkowało w przekonanie, że kobiece dziennikarstwo to obecnie dno do potęgi n i dzięki Bogu żaden naczelny ani inny ssak nie będzie mi nigdy kazał pisać takich bzdur).
Oto artykuł (Nominowany do Nagrody Zwarzonego Kremu w kategorii: Życie Codzienne):


Z badań wynika więc, iż bardzo daleko mi do blondynek, równie daleko do ich ciemnowłosych koleżanek, a najbliżej do kobiet łysych a zarazem niewydepilowanych...
Teraz to myślę, że studiowałabym socjologię więcej niż semestr i zrobiłabym magisterkę z takiego właśnie podobnego tematu ;) w kontekście, oczywiście, czegoś martyrologicznie narodowego. Albo gender politycznego.
No i się dowiedziałam, no i poszło mi w pięty (i nie zeszło po 12cm obcasie jak po piorunochronie, bo chodzę w trampkach, więc zostało i wykiełkowało w przekonanie, że kobiece dziennikarstwo to obecnie dno do potęgi n i dzięki Bogu żaden naczelny ani inny ssak nie będzie mi nigdy kazał pisać takich bzdur).
Oto artykuł (Nominowany do Nagrody Zwarzonego Kremu w kategorii: Życie Codzienne):


Z badań wynika więc, iż bardzo daleko mi do blondynek, równie daleko do ich ciemnowłosych koleżanek, a najbliżej do kobiet łysych a zarazem niewydepilowanych...
Teraz to myślę, że studiowałabym socjologię więcej niż semestr i zrobiłabym magisterkę z takiego właśnie podobnego tematu ;) w kontekście, oczywiście, czegoś martyrologicznie narodowego. Albo gender politycznego.
piątek, 13 listopada 2009
Ewaporacja
Znowu jestem chora. Już zapomniałam, jakie to oniryczne przeżycie, leżenie z gorączką w łóżku przy świetle małej lampki, cienie tańczące na ścianie niczym stwory z baśniowej krainy, odpływanie i wracanie w jakiś półsenny świat, pełen strzępów marzeń, fragmentów wspomnień, dolatującej z oddali muzyki z radia.
Jest w tym pewna magia – cały nasz świat znika na rzecz kompletnej bezbronności, stanu półistnienia, jakby ktoś nas rozpuścił w roztworze otaczających fal powietrza – zimnych przeciągów z nieszczelnych okien, ciepłych od kaloryfera. Zawinięta w koce w pozycji embrionalnej, spocona i ledwo oddychająca znowu staję się dzieckiem marzącym by zdać się na kogoś innego, oddać odpowiedzialność za siebie w inne ręce, mieć znowu 6 lat i mamę, która zrobi mi kakao.
Nie ma nic poza mną, jestem polanem z samozapłonem w stygnącym ognisku. Tańczę gorączkowego kankana, odkrywając i zakrywając kołdrę, spod której bucha żar ciała, wypełnionego hurtowo pastylkami, bezwładnego jak pacynka.