Oto najświętszy dekalog
warszawiaka – lista rzeczy, których robić nie należy (lub przeciwnie), jeśli nie
chce się bezpowrotnie spaść w rankingach i samotnie lizać ran na towarzyskim
polu walki w stolicy.
To nie w Warszawie!
1. Miej swoje stado czyli armię. To prawo znane od tysiącleci z życia zwierząt i historii – liczniejsze stado zawsze wygra z tym przetrzebionym, a armia Hunów z kilkuosobowym pospolitym ruszeniem.
Miej swoją armię, miej pińcet
przyjaciół na Fejsbuku i niech wszyscy wiedzą o tym, że masz. Takie stado może więcej. Rób
swoim legionom sprawdziany – do kadry oficerskiej bierz najbardziej karnych,
którzy dużo cię lajkują i piszą entuzjastyczne komentarze pod postami o
zjedzeniu przez ciebie rano banana. O takie najlepiej:
:))) (kapral)
:)))))))))))))))))))))))
(porucznik)
:DDDDDDDDDDDDDDDDDD (pułkownik)
2. Kochaj swoje miasto i korzystaj z tego, co ci oferuje.
Żebyś nie wiem jak uwielbiał kapcie
w pakiecie z fotelem i książką, a nawet znalazł kogoś, kto będzie tę pasję z
tobą dzielił, nie waż się siedzieć w domu, bo wkrótce wypadniesz z obiegu.
Wszystkie festiwale zaliczaj z
palcem w nosie a koncerty z innym palcem w innym miejscu ;)
Jeśli nie stać cię na wejściówkę,
na bezczela uderzaj przez zaplecze albo oknem. Ostatecznie rób awantury, że nie
ma cię na liście – po zagranicznemu najlepiej (angielski już wszyscy znają,
więc bardziej po norwesku). Jeśli nie dało rady, jeśli poległa logistyka lub
finanse, to pod koniec imprezy wmieszaj się w tłum wychodzących znajomych i
będziecie mogli pójść razem na afterka.
3. Nigdy nie wychodź ostatni z przyjęcia (nie masz gdzie się
podziać, czy co?) ani pierwszy się na nim nie pojawiaj (masz za dużo czasu czy
co?). Wpadaj i wypadaj, zmieniaj lokale i ludzi - niedostatek twojego
towarzystwa wzbudzi na twoją osobę apetyt, a jego naddatek co najwyżej senność
- jak po zbyt obfitym posiłku. Co innego, jeśli jesteś ścięty, to cię trochę
usprawiedliwia i możesz zostać jak długo chcesz – ludzie zawsze lubią jak ktoś
robi z siebie większego błazna niż oni sami. Ale to wymaga czegoś więcej niż
półśrodków. Musisz się przynajmniej rozebrać. Jeśli nie pijesz – udawaj, w
przeciwnym razie zostanie ci przypisany problem alkoholowy, wpadkowa ciąża lub
niezdrowa tendencja do kontrolowania sytuacji.

Wplataj w dyskusje słówka i anegdotki,
które będą zaświadczać o twoim oswojonym kosmopolityzmie. Na wspomnienie dowolnej
miejscowości lub kraju reaguj ziewnięciem ‘Aaa, byłem, przereklamowany!’. Częstuj
potrawami, których nauczył cię japoński znajomy z Peru lub portugalski
Kubańczyk z Maroka (pamiętaj: Anglik z Anglii lub Czech z Czech to już nuda).
Co prowadzi do punktu następnego:
5. Zmień upodobania kulinarne. Regionalizm to przeżytek. Jeśli
zaprosisz znajomych na flaki z bigosem, zostaniesz posądzony o nazizm i udział w marszach
11-listopadowych. Co innego sushi. Nie, sushi jest już passe. Idź na topowego
bloga kulinarnego i weź coś zagranicznego w nazwie zrób! Nie kluchy tylko
gniazdo. Jak mleko to sojowe. Żadna tak włoszczyzna z marketu tylko specjalna
wyprawa pod miasto do twojego osobistego, zaprzyjaźnionego gospodarstwa
agroturystycznego po rzodkiewki wielkości pięści i jajka z oznaczeniem 000 Zniesione w Malinowym Chruśniaku na
porannej rosie. Na deser żadne tam ciasto drożdżowe, babcią jesteś czy co?
Temperowana czekolada na kwiprokwo z poziomkowego framboise. Jak chcesz
udowodnić swoje społeczne aspiracje podając flaki - jak się pytam?
6. Nie możesz się po prostu
ubierać – musisz kreować outfity na
dany dzień i okazję. A i tak zdradzić cię może brak lub nadmiar dodatków,
wygodne buty i bazarowa torebusia. Lepiej mniej niż więcej tylko wtedy, jeśli
stać cię na coś bardziej szlachetnego niż poliestry i bawełna z sieciówki. W
przeciwnym razie musisz odwrócić uwagę jakimś kreatywnym, artystycznym kiksem.
Albo dwoma. A najlepiej trzema. Pamiętaj jednak, że bycie bożonarodzeniową choinką
uchodzi tylko zaawansowanym wyjadaczom w rodzaju Macademian Girl. Odżałuj na
bilety i choć raz w sezonie przywieź wór zagranicznych dżersejów. I obowiązkowo
- jeśli ktoś cię zapyta, skąd te fajne spodnie to zawsze mów, że z Nowego Jorku
w zeszłym roku przywiozłeś. I żeby ostatecznie uciąć dyskusję – to była
ostatnia para.
(Jeśli ci kiedyś wyglądająca jak
dwie średnie pensje krajowe cud dziewczyna odpowie, że sukienka, kupiona
wczoraj, jest z H&M za 59.99, to
najlepiej od razu zacznij nią gardzić! ;)
7. Lecz się z klasą – NFZ odpada, to dla biedaków. Jak ktoś mógłby
traktować cię poważnie, skoro rano sterczysz w kolejce po numerek, jak jakaś
niedojda a potem czekasz pół roku na wizytę (za dużo masz czasu czy co?). Nie
przyznawaj się, że zdrowie zawdzięczasz spożywaniu czosnku i cebuli – pamiętaj:
właśnie ci lekarz z MediVeryEnglishCośTam
sprowadził szwajcarski antybiotyk za sumę, której wypowiedzenie powoduje
konieczność przyjęcia kolejnego antybiotyku – ale twoja śluzówka jest tego
warta!
8. Jednocześnie twoja (dolna) śluzówka ma mieć przeżycia
różnorodne i przebogate – żadna tam wstrzemięźliwość, jeśli nie uprawiasz
seksu co tydzień, to potrzebujesz terapeuty. To niezdrowe i ociera się o to
straszne słowo, co go – jak wiadomo - nie znają nawet księża: celibat. Znaczy się, nikt cię nie chce,
znaczy się na pewno masz łuszczycę i tylko tak twierdzisz, że życie bez seksu
może być udane i wartościowe. Nie mów też, że pigułki są niezdrowe – pal sześć
hormonalną dekalibrację organizmu –
to jest twierdzenie za bardzo religijne! Lepiej już dostać policystycznych
jajników, zakrzepu i wąsów niż uchodzić za dewotkę!
9. Unikaj kompromitacji – zrób rzetelny risercz w kwestii, co
aktualnie do tego podzbióru się zalicza i go unikaj. Żadnego jeżdżenia
autobusami – jeśli nie wylizingowałeś jeszcze auta to masz do wyboru stylowy
rower z wiklinowym koszyczkiem albo taryfę. Jeśli jest środek zimy to raczej
zamów taryfę dla siebie i roweru z koszyczkiem ale nigdy, przenigdy nie
spuszczaj z tonu (jesteś dziadem czy co?).
A tymczasem w domu. Najlepiej cudzym, jeśli twój nie jest zrobiony na tip-top. Jeśli jakiś towarzyski brylant o czymś ze swadą opowiada i nikt za cholerę nie rozumi o co chodzi, to se zanotuj w telefonie i potem zgoogluj, ale na litość boską, zduś w sobie te prostolinijne odruchy, żeby po prostu zapytać, w czym rzecz. Nikt nie wie i nikt nie pyta - zauważ. Jak dasz się poznać jako najsłabsze ogniwo, to wszyscy cię już zawsze będą dyskretnie naciskać, żebyś się w ich imieniu wystawiał na razy, przekazywał podłe plotki lub niepopularne porady a do szefa chodził z grupowymi petycjami, których się potem będą wypierać w rozmowach prywatnych.
I równolegle:
A tymczasem w domu. Najlepiej cudzym, jeśli twój nie jest zrobiony na tip-top. Jeśli jakiś towarzyski brylant o czymś ze swadą opowiada i nikt za cholerę nie rozumi o co chodzi, to se zanotuj w telefonie i potem zgoogluj, ale na litość boską, zduś w sobie te prostolinijne odruchy, żeby po prostu zapytać, w czym rzecz. Nikt nie wie i nikt nie pyta - zauważ. Jak dasz się poznać jako najsłabsze ogniwo, to wszyscy cię już zawsze będą dyskretnie naciskać, żebyś się w ich imieniu wystawiał na razy, przekazywał podłe plotki lub niepopularne porady a do szefa chodził z grupowymi petycjami, których się potem będą wypierać w rozmowach prywatnych.
Wzbudzaj podziw i szacunek – zrób rzetelny risercz w kwestii, co
się aktualnie do tego podzbióru zalicza i zrób wszystko, żeby też do niego z
jakimś atrybutem wpełznąć ;). Innymi słowy – nie wystarczy tylko unikać
kompromitacji. Brak cofki to nie sukces, skoro walka toczy się o zrobienie
kroku w przód. Bądź w czymś pierwszy i zostań
wyrocznią. Może to być zrobienie tatuażu (ale nie motylka na kostce!),
podróż koleją transsyberyjską, przebudowa balkonu na taras albo urodzenie
dziecka z licencjatem. Wszystko jedno, byleś nie był ostatni ze wszystkich (w
rzeczach prozaicznych) ani drugi (w rzeczach ekstraordynaryjnych i trudno
dostępnych), bo to już będzie nuuudne. A skojarzenie cię z nudą będzie gorsze
niż posądzenie o roznoszenie opryszczki.
No i last but not least
10. Masz być wyluzowany! Nie to, że się starasz: samo przychodzi. Jesteś jak
magnez dla kreatywnych, światowych zdarzeń. Idziesz ulicą, siedzisz gdzieś,
wyjeżdżasz gdzieś i ci się ZDARZA. Nikt nie musi wiedzieć, że ostatnie pół roku
po nocach kalibrowałeś w kalendarzu wysoki odczyn prawdopodobieństwa tegoż. I dobrze by było, żebyś w to uwierzył, wtedy nie zdradzą cię spięte pośladki, dym z czaszki i mina, samoistnie
czasem wypływająca na facjatę, taka mina co wszystko podważa i dementuje. Jeśli twoim przyszłościowym
ideałem jest mieszkanie w chacie w Bieszczadach i jedzenie bigosu wśród owiec –
zawsze to bowiem raźniej niż widelczykowanie framboise’a wśród stada
stolicznych baranów w outfitach – to nikt nie może o tym wiedzieć! Póki co ;)
City Baby! Dostosuj się lub dogorywaj w samotności. Albo znajdź lokalne kółko różańcowe – tam to zawsze mają małe wymagania. Bigos pewnie też ;)
City Baby! Dostosuj się lub dogorywaj w samotności. Albo znajdź lokalne kółko różańcowe – tam to zawsze mają małe wymagania. Bigos pewnie też ;)
Wszystkich znajomych, jeśli poczuli się dotknięci, najserdeczniej
I tekst i obrazki "wymiatają" :D BEZ żartów :D
OdpowiedzUsuńnotka wymiata ;)
OdpowiedzUsuńDodaję punkt 11:
OdpowiedzUsuńMów o "znanych" osobach po imieniu, tak, jakby byli twoimi przyjaciółmi od lat. Np Jasiu Kulczyk, Edytka Bartosiewicz... Dobrze, jeśli spotkałaś kogoś "znanego" w windzie, poczekalni, pociągu czy na ulicy. Opowiadając o tym mów, że to miły gość i że "z nim gadałaś". Najlepiej, jeśli brat twojego sąsiada z poprzedniego mieszkania chodził na basen z jakimś celebrytą. Wtedy jesteś KIMŚ!
Ten dekalog jest nieopodatkowany, spokojnie więc można dodawać nowe punkty ;)
Usuń11. jak najbardziej w temacie ;)
Żartowałaś?! Jak mogłaś mi to zrobić i to wówczas kiedy właśnie zacząłem stosować się do Twoich porad?! :-)
OdpowiedzUsuń...a skończyłeś przed końcem posta... ;)
UsuńSpelniam nie tylko wszystkie powyzsze warunki, ale nawet troche wiecej. Jest tylko jeden malenki problem: nie jestem z Warsiawy. I co ja mam z tym fantem uczynic???
OdpowiedzUsuńBierz słoiki i przyjeżdżaj. Twój styl pisania bez polskich znaków już się tu przyjął.
UsuńLoterię fantową?
UsuńSkąd Ty to wszystko wiesz?
OdpowiedzUsuńZwłaszcza o tych z różańca?
Robię, co mogę i wraz siano bezczelnie z butów wystaje.
A twoim zdaniem to gdzie ja się stołuję?
UsuńNa randkach, kółkach różańcowych i - rzecz jasna - bankietach ;)
Hm. nie wiem, czy dam radę tak ze wszystkim...
OdpowiedzUsuńPróbuj, droga, próbuj. Wszak kręgosłupa Moralnego nie masz to radę powinnaś dać ;)
Usuńczapki z głów! Powinna mieć swoją rubrykę w moim opiniotwórczym piśmie!
OdpowiedzUsuń;-)
A tak na serio.
Czapki z głów! Znakomity wpis. Jakaś korzyść z tej Warszawy chociaż jedna...
O, dziękuję. Bardzo miło, że tak zapalczywie organizujesz okazanie skołtunionych koafiur ;)
UsuńChociaż, ju noł, Chapeau bas! by brzmiało bardziej warszawsko, hyhy ;)
Rispekt! Jak mówi dzisiejsza młodzież! Chociaż nie...tak już od dekady nie mówi... ;)
OdpowiedzUsuńA jak mówi od dekady?
UsuńAch, ta młodzież, ona ma, zdaje się, jeszcze gorzej...
Oj sporo coś zebrałaś natchnień chyba Koleżanko :), ale nie u mnie przecież, bo ja bym tych zasad chyba nie spamiętała! :))
OdpowiedzUsuńA tekst znakomity, powtórzę po przedmówcach!!!
"A tymczasem w domu.Najlepiej cudzym, jeśli twój nie jest zrobiony na tip-top".
UsuńA to niby o kim, heh? ;)
No i już wiadomo, co powinnam robić, żeby poczuć się u siebie ;)
OdpowiedzUsuńDroga Elu, warszawianko-świeżynko: naści, korzystaj z porad doświadczonej koleżanki ;)
Usuńcoś jakby o mnie
OdpowiedzUsuńno, przynajmniej staram się. mam tylko kilka(dziesiąt) problemów z utrzymaniem jakości powyższych punktów
Ja mam problem z trzymaniem czego innego - gdy się już posikam z radości, że dałam radę chociaż jednemu punktu... ;)
UsuńIdę zrobić risercz! Niech no tylko kogoś dopadnę!
OdpowiedzUsuńZ takim nickiem... to nie życzę nikomu, byś go riserczował ;)
UsuńA ja nic nie muszę, bom baba ze wsi! I dzięki Najwyższemu...
OdpowiedzUsuńJak to mówią: mierz wysoko, nie traf w oko (które ci, niniejszym, puszczam ;)
UsuńMatko, ja się zmęczyłam na samą myśl!
OdpowiedzUsuńSuper tekst!
za dużo zasad ;) dlatego pewnie jestem z mimo wszystko wioski ;)))
OdpowiedzUsuńPlease, tell me more!
OdpowiedzUsuńBy the way: rozpoznaję cię w człowieku na schodach ;-)
No to fiasko. A konkretnie: Lupe Fiasco (ze zdjęcia powyżej schodów, gdzie rozpoznaję się JA ;)
UsuńJa w kwestii formalnej:
OdpowiedzUsuńpo pierwsze primo - policystyczne jajniki nie są następstwem łykania piguł, ino to taki nabytek wrodzony. Można go włączyć do swoich atutów ;) i się chwalić na prawo i lewo, bo fajnie ten zespół brzmi... Nie wiadomo, czy walczą, czy są apolityczne czy może wręcz należą do radylkalnego odłamu nacjonalistycznego?... Ogólnie mówiąc fajne są i czasem dają czadu ;)
Zaczem wnioskuję nieopodatkowany pkt. 12 - chwal się unikalną chorobą ;):P
po drugie primo - przyciąga nas magneS, bo magnez to na stres wielkomiejski łykać tudzież pić musowany możem
a po trzecie primo - tera się mówi "było epicko".
A i tym hasłem kończę, bo było epicko :D:P
unikalną chorobą, najlepiej tropikalną:)
Usuńhahaha :) Jest epicko ;-) Lecę kreować swój outfit wieczorny, chyba w pidżamkę się wcisnę z New Yorku :)
OdpowiedzUsuńKurka, nie jest dobrze, tam guziki są jakieś dizajnerskie - taki outfit to gorszy od pasa cnoty! :D
UsuńNo popatrz, tyle lat mieszkałam w Warszawie i żyłam w nieświadomości. Może dlatego musiałam emigrować? :)
OdpowiedzUsuńTrudno określić, który punkt urzekł mnie najbardziej, ale sari na szafie i zielsko rosnące w talerzach poprawiły mi humor.
Też się zastanawiam, skąd Ty taka mądra jesteś :)
Ach, no i oczywiście godziny otwarcia schodów ruchomych!
UsuńRuchome schody ruchome to u nas duża atrakcja, zwłaszcza w metrze ;)
UsuńJak miło mieszkać na wsi, wcinać bigosik, zapijać naleweczkami, siedzieć przy kominku... a do miasta to tylko okazyjnie:) Ale gdybym teraz, po tej lekturze, znalazła się na takiej imprezie, w takim miejscu i z takimi ludźmi - umarłabym ze śmiechu :) i wzięliby mnie za wariatkę:)
OdpowiedzUsuńJeśli faktycznie dałabyś radę umrzeć ze śmiechu to mogłabyś zostać clue programu ;)
UsuńAle to, co napisałaś, brzmi jak scenariusz odcinka Monty Pythona :D a ich humor mnie zabija :D więc analogicznie... i mogę być gwoździem programu :) zawsze to jakiś sposób chwilowego zaistnienia :)
UsuńBarwne masz obserwacje. Szczerze podziwiam. Podziwiam, bo nie wiem, czy dałbym radę znosić takie popisy i udawać, że się dobrze bawię. Chociaż... jak człowiek głodny, to wiele potrafi zrobić dla kilku tartinek ;)
OdpowiedzUsuńAle teraz, po takim wpisie mogą przyjść czasy mleka w kartonie i wczorajszych bułek, sorry ;)
Wyśmienite spojrzenie na top i trend, na szpan i epickość. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMinął rok i minie kolejny a post nadal jakby aktualny, nieprawdaż ;)
UsuńActualny. Fajne, i nawet mam spodnie z Ny, tylko z innymi punktami nie tak, przesle wszystkim, zeby wiedzieli co trzeba robic + punkt 11 oczywiscie.
OdpowiedzUsuńFajny wpis!!Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń