środa, 6 października 2010
Biatlon czyli biegi z odstrzałem
Podziwiam P. i jej bezzadyszkowe, superconstans - mimo rozlicznych zmian zawodników- uganianie się za płcią przeciwną, dla jasności męską. Ja jednak mam inna dynamikę, jestem jak ten astronauta, który wypełzł z okołokosmicznej kapsuły, wszystko u mnie leci w zwolnionym tempie. Chyba potrzebny mi jest jakiś nieruchawy inwalida, za którym – zakładam – nie trzeba się specjalnie uganiać, bo ma małą prędkość. Pomocna jak zwykle K. dokonuje przeglądu pacjentów, z którymi ma rehabilitację: – Czy ma tylko utykać, czy życzysz sobie jeszcze mniejszą prędkość? – pyta życzliwie. Śmiejemy się. Natomiast T. doradza mi, żebym pouczęszczała za swoim zmitrężonym wysiadywaniem przed monitorem kręgosłupem na rehabilitację w lutym i marcu, bo wtedy jest natłok narciarzy-połamańców, w większości młodych chłopców. Niestety ja wolę chodzić na ćwiczenia ze starymi dziadami, bo wtedy w celu zrobienia wrażenia wystarczy podnieść nogę do góry o 45 stopni. Nie tak, jak ci moi znajomi, którzy biegają, po Warszawie i nie tylko, męscy znajomi, co prawda, ale też można powiedzieć, że uganiają się za chłopami, choć ma to tylko aspekt wyścigowo ambicjonalny, przynajmniej nikt nic innego nie deklarował. Na razie.
Etykiety:
damsko-męskie,
pokolenie Fb,
sport
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No to cyk! Nie ma się co pieścić.