I tak jakoś między wrzucaniem
obrazków mi umykają całkiem zmyśle anedgotki i spostrzeżenia, ze skutkiem
negatywnym tylko i wyłącznie dla was, drodzy czytelnicy, albowiem jak mnie
nauczyła ustawa śmieciowa, kontenery trzeba samodzielnie opróżniać, bo wanieją niemiłosiernie
i dotyczy się to też czerepu i pamięci wydarzeń zaprzeszłych a nieistotnych. A
kilka z nich poniżej (jak komuś się nie chce czytać elaboratów o szczęśliwym żywocie singla, to polecam
ostatni akapit).
Tymczasem znajome blogery zapytały
mnie, czy w konkursie na Blog Roku startuję. Otóż nie żeby próżność
mi przeszkadzała ale jednak godność osobista sprzeciwia się możliwości by w
kategorii ‘Ja i moje tycie’ była moja wesoła acz niechlujna osoba oceniana
przez panią od sprzątania Rozenek. Otóż no way. Nie mniej gdyby któreś z was
wykazywało palącą potrzebę oddania na
mnie w trybie pilnym głosu w moim własnym konkursie (skrajny indywidualizm, tak, tak - patrz obok, panel po prawej, pod logiem Zboka), to chętnie podaję numer konta, na którym
radośnie ujrzę sumę będącą równowartością smsa czyli złotyczydzieści. Za
zebraną sumę nie spodziewam się co prawda załatać dziury w dachu ani uszczelnić
okien ani sprowadzić sobie młodziana z agencji ale suponuję dokonać zakupu
dodatkowej pary rajstop, bo ponieważ zimno tu jak w psiarni!
Wymyśliłam co prawda mistrzowsko
sprytny i mało kosztowny sposób na podniesienie atmosfery domowej z 12 do 15 Celsjuszów
– zakupiłam nowy ruski termometr który wskazuje bliższą memu sercu i członkom
temperaturę. I voila! Można? Można.
Nie można za to mieć dwóch kochanków, a ich numerów jeden przy drugim w
komóreczce, bo jest rzeczą pewną, że to się źle skończy. Ja niestety miałam
numer pana z elektrowni zaraz pod numerem pana z gazowni, którymi to namiarami
dysponowałam w celach wysyłania przy pomocy smsów czułych wyznań licznika gazu
i prądu. Niestety pomyliłam amantów i osiągi ich liczników i wysłałam nie ten
sms co trzeba tam gdzie powinnam i przyszedł z elektrowni rachunek na
milionczystamilionów za prund, że aż w obliczu tego rachunku stanęłam jak
porażona i zapłakałam rzewnymi łzami, które natychmiast zamarzły.
- Czy ty masz jakąś prądobiorczą hodowlę
mecharuany w piwnicy? – zapytała K. która nie chciała uwierzyć, że taka kutwa
jak ja mogła tyle wyświecić na swoim półzdechłym laptopie.
Po zastanowieniu doszłam do
wniosku, że jednak nie mam, więc zaczęłam rzecz wyjaśniać, co wymagało bardzo
wiele zachodu w tym min. obowiązek odwiedzenia elektrowni, wylegitymowania się,
podpisania wielu papierów, przedstawienia nagich zdjęć licznika i swoich,
upuszczenia krwi i oddania pierworodnego. Po powrocie odetchnęłam z ulgą i rzecz
uznałam za zamkniętą, co nie przeszkodziło elektrowni natychmiast przysłać mi
kolejnego rachunku z groźbami natychmiastowego uregulowania tej mega zawyżonej
należności z zamianą na zabranie mi prądu. Powołując się zatem na ustalenia
dokonane bezpośrednio w siedzibie, skontaktowałam się raz jeszcze, tylko po to,
by dowiedzieć się, że elektrownia zgubiła wszystkie papiery i podpisane ze mną
umowy (heh?). I w związku z tym nie pomoże żaden dowód, że byłam i załatwiłam,
nawet w postaci nagrań z monitoringu. Ni ma, panie. Finito, panie, negocjacji i
płać, by po ciemnicy nie siedzieć. A nie był to koniec bezwzględnej spirali
niekompetencji, ponieważ po wysłaniu do mnie pracownika z licznikiem, który OSOBIŚCIE
stwierdził, doznając zawału, że jeszcze w życiu nie widział, żeby ktoś tak mało
wyświecił, i że jestem zatem do przodu, przyszedł do mnie nowy, jeszcze większy
rachunek okraszony groźbami zabrania mi prundu, który już z nawiązką opłaciłam
(oraz jego dzieci i wnuki też). Wniosek jest taki, żeby nie gasić światła, bo elektrownia jawi mi się jako wielki ssak,
który po przytroczeniu do rachunkowego cyca nigdy never nie odpuści, nawet
będąc w kolizji z faktami, zdrowym rozsądkiem, stanem licznika i brakiem
plantacji mecharuany w piwnicy.
Konkurencja przynajmniej
iluminuje w celach zbożnych ;)
...
Tymczasem z panem z gazowni romans układa się wspaniale, czatujemy często ;)
...
...
Tymczasem z panem z gazowni romans układa się wspaniale, czatujemy często ;)
...
Tymczasem zadzwonił do mnie z mojego banku przedstawiciel,
żeby zaoferować mi pieniądze. Bank mój bardzo chciałby mi wypłacić grube
pieniądze w ramach zabezpieczenia, bardzo grube pieniądze z powodu gdybym
poczuła się źle na skutek utraty pracy lub choroby.
I pan mi zaczął, bo nie dało mu
się przerwać, wyliczać różne paskudne choroby, na które mój bank pilnie
zareagowałby gotówką. Gdybym więc zapadła na: paskudnego raka, obumarcie
wątroby, wypadnięcie macicy, chorobę serca, utratę narządów lub pracy to bank
natychmiast uszczęśliwiłby mnie tysiącami. Bank zapytowuje, czy bym tak nie
chciała, a ja wyraźnie czuję, że ten bank mi źle życzy.
W ogóle nie chciałam
tego słuchać, FUJ, ale potem mi przyszło do głowy, żeby doprecyzować jak taki
bank reaguje na moją (wielce hipoteczną... eee
hipopatetyczną? hipotetyczną – o to, to!) opryszczkę, herpes i choroby
weneryczne.
Bank ZAMILKŁ, porażony wyrafinowanymi potrzebami swojej klienteli.
Akurat byłam u rodziców i
widziałam kantem oka jak mamusia dostaje pokrzywki ze stresu w czasie, gdy
negocjuję z bankiem stawki za moje hipotetyczne choroby weneryczne.
Mamusia, ze łzami w oczach, które
nie zamarzły, bo rzecz nie działa się u mnie w domostwie, zapytała:
- Rzeżączka???
- Cicho! – wrzasnęłam. –
Rozmawiam z bankiem!
A wszystko oczywiście dotyczyło
kwestii ubezpieczenia się w tymże banku (dyspozycja dla telekonsultantów: „nie
używać słowa ubezpieczenie, zastraszać strasznymi chorobami!”), co by oznaczało
potrącanie mi co miesiąc z rachunku jakichś strasznych milionów, co jawi mi się
wielce bezsensownym gestem, bo nawet nie mam gdzie złapać tych wesołych chorób
wenerycznych, eh.
Jeśli to was nie zniechęci do
wpłacenia mi złotyczydzieści na moje antyweneryczne konto, to już nie wiem, co
innego. Tj. zachęci, miałam na myśli, że ZACHĘCI.
Żegnam wylewnie.
Jeszcze tylko odpowiednio motywujący skecz:
...
Toż do mnie też bank dzwonił i proponował niezwykłą ofertę,a ponieważ słuchałam MILCZĄC pani coraz bardziej i bardziej pogrążała się w wyliczaniu stanów w jakich bym mogła być i chorób jakie bym mogła mieć,(cisza), albo nawet już jestem... O zgrozo.
OdpowiedzUsuńZapytałam czy ta niezwykła oferta polega na tym, że bank będzie płacił za mnie składki? Tu pani zaśmiała się delikatnie w słuchawkę i zaprzeczyła. Odmówiłam grzecznie, jednak pani nalegała. Cóż, ile można mieć ubezpieczeń, prawda, w końcu za coś trzeba żyć. Koniec scenki.
Drugi zaś telefon zaczał się od pytania: "Czy rozmawiam z panią domu?", "Nie, proszę pani, jestem w pracy" - odparłam. "A, to przepraszam".
I tymsposobem kolejna prezentacja garów i nauki gotowania, paszłaaaa koło nosa...
To tak na marginesie pani Rozenek.
Miałam na blogu pisać, ale co mi tm, zinwentaryzuj moje zwierzenia tu.
Gorąco pozdrawiam :)))
Najlepszy dowód, że nie zmyślam, ha.
UsuńDo mnie dzwonią i pytają "Czy rozmawiam z osobą po 50 roku życia?". "Nie" odpowiadam a po pół godzinie "Czy rozmawiam z osobą po 60 roku życia?". Cóż, tym bardziej NIE.
Ale robi mi się przykro, jak się mnie tak pogania...
Jestem pod wrażeniem Twoich umiejętności negocjacyjnych z bankiem!
OdpowiedzUsuńA skoro już jesteśmy przy opłatach, to numeru konta brakuje, gdzie ja mam Ci wpłacić tę równowartość SMSa, żebyś mogła na te rajstopy zebrać czy coś?
Nie chc\ę, żebyś mi tam zamarzała, bo przecież wtedy i komórki mózgowe są zagrożone, a bez Ciebie i Twoich opowieści internet nie byłby już nigdy taki sam!!!
Niepotrzebnie jesteś pod owymwrażeniem, bo nic ani z jedną instytucją ani z drugą nie wynegocjowałam...
UsuńA komórki mózgowe mam zagrożone niezależnie od temperatury, cóż.
Po takim poście aż się boję wchodzić na moje konto, bo ci wszystko moje piniondze prześlę <3
OdpowiedzUsuńGenialne przygody, dobrze, że pozytywnie się skończyło :) Ubezpieczenia też unikam i czekam na rozwój wypadków...
Bez przesady, aż tylu rajstop nie potrzebuję - chyba, że masz nadpłacić elektrowni ;)
UsuńZ tymi ubezpieczeniami należy uważać, bo jak człowiek przesadzi z ilością składek, to potem zaczyna żałować, że się np na lodzie nie poślizgnął czy coś, żeby jakieś profity w ogóle były, eh.
to ten sam bank...
OdpowiedzUsuńAno
UsuńJa prywatnie już w tej chwili przyznaję Ci tytuł Carycy Bloga Wszechczasów! Sms-a nie wyślę, bo zbieram na szmatkę do czyszczenia klawiatury co i raz zapluwanej z powodu Twoich postów. Sorry...
OdpowiedzUsuńŁadnie wybrnęłaś. Tytuł, wyjątkowo, przed mordęgą w Soczi, przyjmuję na klatę ;)
UsuńUmarłam:) Dawaj ten numer, wyślę natychmiast, i to po dwakroć!
OdpowiedzUsuńA do mnie też dzwonili, z tym że do chorób wenerycznych nie doszłam, albowiem - jako asertywna - usiłowałam uprzejmie zakończyć pogawędkę, wcinając się panu w słowotok, co okazało się niezwykle trudne. I kiedy już udało mi się wepchnąć moje "przepraszam, ale...", pan powiedział: "ależ pani Momarto, tu nie ma za co przepraszać, każdy ma prawo do błędów, grunt że teraz pani już wie, jak źle pani robiła, dotychczas się nie ubezpieczając!". Nie wątpię więc, że znalazłby odpowiednią ofertę i dla Twojej hipotecznej rzeżączki.
NUMER konta do głosowania jest na prawym panelu bocznym na samej górze, pod logiem 'Zboka z doku'.
UsuńAle ale. Nie wiem czy Ciebie, M., jako autorki bloga absolutnie dla mnie bezcennego, to w ogóle wypada zachęcać ;)
Dobra, dobra, i tak wiem, że tymi grzecznościami usiłujesz odwrócić uwagę od rzeżączki:P Ale, kto wie, po jeszcze paru komplementach być może zdradzę sekret pt. "jak prawidłowo używać zakładki z poprzedniego posta".
UsuńNie zadzieraj ze mną, bo będę zostawiać u ciebie tyle komentarzy, że się w końcu zarazisz ;)
UsuńI oraz wiem jak używać zakładki z poprzedniego posta, tylko jako praktykująca rasistka - białej, zawsze ;)
He, he, mój Ty zboku :)
OdpowiedzUsuńA z jakiego doku? Może londyńskiego?
Co do jurora, to ja osobiście tak się tym nie przejmuję, bo nauczona doświadczeniem zeszłorocznym nie myślę, że bym dotarła chociażby w okolice jego kąta oka, ale przyznaję, że przeszło mi przez myśl, co by sobie pan Hołowczyc (bo myślałam, że jakoś bardziej w te pasje i zainteresowania uderzę) pomyślał, jakby zobaczył to moje 'metro' :)))
Nawet jak bym chciała startować, to mam wrażenie, że do każdej kategorii musiałabym się wciskać na krzywy ryj.
Jeszcze myślę ...
Z gdańskiego doku oczywiście. Ponieważ jestem patriotką i ponieważ Gdańsk to kolebka polskiego blogerstwa (tak mówiom)
UsuńMetro jak by nie było to środek transportu jest więc z powyższym celebrytą poniekąd konweniuje, ja natomiast z porządkiem nie-e.
I po co sobie deformować ryj? ;)
Normalnie aż mi z wrażenia klawisze z klawiatury opadają...
OdpowiedzUsuńWłaśnie po to piszę - by rujnować cudzy sprzęt AGD ;)
UsuńDokładnie. Na czym ja dzieciakom teraz gofrów nasmażę, hę?
UsuńMnie się laptop tak nagrzewa, że wystarczy położyć gdziekolwiek.
UsuńPołóż sobie pod stopy.
UsuńGdybym zobaczyła taki rachunek, to padłabym trupem, jak nic!
OdpowiedzUsuńTemperatura jak w prosektorium - może było trzeba... ;)
UsuńJesteś najlepsza :*
OdpowiedzUsuńmost eligible de local thirties, siuuur :)
UsuńMasz tupet! ;)
OdpowiedzUsuńO! ;)
UsuńPrzy którejs końwersacji padł już raz temat numeru konta. Cieszę się, że widzę. Zaraz skopiuję nr bo jak zniknie, to będzie po ptokach.
OdpowiedzUsuńNie boisz się, że Ci urząd ochrony konkurencji czy inny położy łapę na zyskach...? psss
Jak mi opodatkują rajstopy to będą pończoszki.
UsuńTyle się mówi o zarabianiu na blogu - to co mi szkodzi spróbować? ;)
Inwentaryzacja, przecież takie rozmowy w banku są nagrywane. I teraz na szkoleniu dla nowych sprzedawców demonstrowana jest Twoja wypowiedź o wenerycznych, jako przykład rozmowy z trudnym klyjętem... Oj, przepraszam: z trudną klyjętkom... ;-)
OdpowiedzUsuńE tam trudnym, raczej dociekliwym ;)
Usuńuwielbiam Cię dziewczyno! :) miód na mój zestresowany umysł - czy jakoś tak... ;) ach
OdpowiedzUsuńOby wielokwiatowy
UsuńUbawiłam się setnie :) szczególnie przy ilustracji o czatowaniu ;D musicie mieć romantycznie ;) tylko mu o chorobach wenerycznych nie wspominaj ahahah :)
OdpowiedzUsuńCo tam weneryczne przy takim czadzie jak z gazownikiem ;)
UsuńProwadzisz jeden z najlepszych blogów, jakie znam, to tyle z mojej strony.
OdpowiedzUsuń:)))
Mnie najbardziej rozwalało dodawane po każdym teoretycznym nieszczęściu, jakie wymieniała pani (a imię ich było bynajmniej nie czterdzieści i cztery, a legion raczej): "Czego oczywiście panu nie życzę, a jedynie informuję" :D
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej się zastrzegła ;)
UsuńMój Boże. W szczytowej formie musiałeś być stwarzając tę oto Inwentaryzatorkę...
OdpowiedzUsuń"(...) która nie chciała uwierzyć, że taka kutwa jak ja mogła tyle wyświecić na swoim półzdechłym laptopie". Z Ciebie naprawdę kutwa - człowiek ryja ze śmiechu dostaje jak Cię czyta ;).
Mon Dieu. Jestem raczej na dole sinusoidy samopoczucia i biadolę.
Usuń