Nowy rok zastał mnie w rozkroku, jedna noga tam, druga tu, jedna na szpilce druga w gipsie. A iść trzeba, nie ma rady.
Anthony Burgess, autor Mechanicznej pomarańczy, powiedział
kiedyś, że kto nie umie się zdecydować,
kto nie umie dokonać wyboru, ten nie jest człowiekiem. Nie zapominajmy jednak,
że ta arcywredna dziadyga nie była w takim multiroomie możliwości, jaki mamy
obecnie.
Jeśli nadal nie dysponuję
cyfrowym dyktafonem czy lustrzanką to tylko dlatego, że po wejściu w obszary
stosownego marketu, nie tylko nie jestem w stanie wybrać czegokolwiek drogą
dedukcji i redukcji (to nie jest post o tym, że i tak nie mam na takie
hipsterskie luksacje piniędzy, przyp.tłum) ale pragnę jedynie panicznie spierdolić
w domowe pielesze, na łono rozpadającego się laptopa, na którym właśnie.
Nie umiem dokonać wyboru czy
ostatecznie chcę się bardziej sprofilować na rozbuchanego libertyna czy zacnego
konserwatystę. Czytać więcej reportaży podróżniczych czy oglądać filmów
dokumentalnych? Podpaski czy tampony? Zus czy Ofe? Związek pseudopartnerski czy
singielstwo? Pisać więcej z myślą przewodnią i sensem czy mniej acz częściej z
literówkami i bez pointy? Posprzątać czy ugotować? Umyć się czy być
punktualnym? Eh.
Najwyraźniej nie jestem
człowiekiem ;).
Ale nie o tym chciałam, tylko o starorocznych podsumowaniach. Każdy szanujący
się bloger już zrobił stosowne noworoczne podsumowania. Czy to w kwestii najlepszych
w 2013 książek, czy najbardziej kasowych
filmów czy to najoryginalniejszych trendów marketingowych. Każdy parentingowiec
zinwentaryzował najlepsze foty i odzywki dziatwy własnej, każda szafiarka
najbardziej lajkowane outfity, każda kulinarka najmniej kaloryczne przystawki.
Ja nie mogłam się zdecydować zatem nie zdążyłam. Bo w połowie stycznia, po 2/52
nowego roku mija sens na podsumowania - noworoczny
statek życia już nabiera nowej wody na oceanie złudzeń (juhu, amigos,
pretensjonalnie złota myśl do cytowania w przyautostradowych oberżach!).
Zatem nie o tym, tylko o noworocznych postanowieniach.
O dziwo, najczęstsze
postanowienia wokół mnie nie są takie, by nie brać kredytów na 40 lat, nie
siedzieć codziennie na fejsie i nie oglądać kotów na youtubie, nie wierzyć
lisom w tivi tylko raczej dotyczą reinwentaryzacji tkanki cielesnej: W 2014 ‘rzucę
palenie, schudnę i będę się więcej ruszać’ (przy czym drugie wynika z trzeciego
a zarazem z pierwszego niemożność drugiego – truly dangereuses liaisons).
Co do siebie – będzie jak będzie,
co do bloga to postanawiam wyciąć trochę blogowej tkanki tłuszczowej.
Boziu,
zaczynam bredzić jak Premier Tysiąclecia – tyle akapitów a nic z nich nie
wynika. Co za DAR ;)
...
Żeby nie było goło to ugościmy kilku
zmarłych celebrytów, którzy wypowiedzą się o życiu oraz ogólnie nas zmotywują.
Oddaję głos do studia:
* Mary cierpi na jakiś resentymentalny reset bądź Altzhaimera. Dla autorki dzieła, którego bohater drugoplanowy jest bądź co bądź kolażem, który nie staje się łabądziem, to nie najgorsze rozwiązanie.
* Nora twierdzi, że lepiej być w życiu heroiną niż ofiarą (nałogów chyba ;) (przyp.tłum)
*Cary Grant wielbi asbest, co nie jest dziwnym, zwłaszcza, że pochodził on ze wschodniego, robotniczego Londynu a na przyjęcie potrafił wparować w szlafroku i pytać 'Where is my fish and chips?' czym robił olbrzymie wrażenie na holywódzkim establiszmencie. Gdyby dane mi były takie okoliczności robienia wrażenia, to na bank skorzystałabym z porad Carry'ego.
* Julia jak wiemy zajmowała się jedzeniem, a znajdywanie pasji w jedzeniu nie jest żadnym wyzwaniem. Znajdywanie śrutu w pasztecie - to może bardziej, ale to zdarzyło mi się tylko raz, dwadzieścia lat temu.
* Jakimż to darem jest rano wstawać i oddychać, myśleć, kochać... płacić Zus. A zresztą rano to się może wstawało w czasach Marka Aureliusza.
...
Dyskusja trwa, tymczasem ja oddalam się do spraw doczesnych. Ukłony.
Ponieważ nie podołałem intelektualnie części drugiej tekstu pozwolę sobie tylko do listy dylematów dodać jeszcze jeden, klasyczny, o którym nie wspomniałaś:
OdpowiedzUsuńmyć ręce, czy nogi.
Ręce i nogi czy pachy i suspensoria, ah.
UsuńMój kolega kiedyś, lata świetlne temu, wynajmował w Poznaniu pokój od pewnego emeryta. Emeryt nie dość, że zdzierał niemiłosiernie za to pomieszkiwanie, to jeszcze narzekał, że za dużo wody kolega marnuje. No i tłumaczył mu, jak on rozwiązuje problem mycia. Autentyk!
Usuń- Jednego dnia myję jedną nogę. Drugiego dnia drugą. Trzeciego dnia tors. czwartego ręce. Piątego głowę. I tak należy to robić.
Poznań...
Czwarty dzień mógł sobie odpuścić, bo chyba jak mył tors to ręce też mu się umyły :)
UsuńJa, kurde mol, też nie podsumowałam rocznie swojego bloga.... No, ale tam nie ma czego sumować ani też nie jestem szanującym się blogerem. Postanowień na Nowy Rok też mi brak, choć rozpatrywałam kilka, nie powiem. No, ale ja ani odchudzać się nie muszę ani palenia rzucać ani od fejsa na odwyk iść... Aż trudno mi cholera coś wymyślić... Więc wymyślałam przez dzień, może dwa. A trzeciego to już z górki było.
OdpowiedzUsuńPorady celebrytów jak żyć są jak w mordę. Wstać, przeżyć dzień i iść spać ;). Bezcenne.
Ja cię tam na fejsie nie widziałam w każdym razie.
UsuńNie ma co się szczypać, jedziemy dalej, z poradami czy nie.
wstać, przeżyć, spać, a pewnego dnia zejść, więc czy jest w ogóle sens wstawać??? ;)
UsuńW.
I co ten Marek Aureliusz miał z tego rannego wstawania, żona go zdradzała, córkom też ponoć nic nie brakowało :P
OdpowiedzUsuńNo toż wiadomo, że taki notorycznie niewyspany nie mógł spełniać małżeńskich obowiązków.
UsuńNo bo ja wiem? To chyba po prostu złe kobiety były :P
UsuńNa szczęście nie mam w zwyczaju robić ani podsumowań, ani postanowień, więc całe to blogowe zamieszanie ominęłam szerokim łukiem ;) Po co robić postanowienia. Lepiej wypić piwo ;)
OdpowiedzUsuńCo do cytatów - mnie tam się spodobał ten z heroiną ;)
i chyba brakuje mi kawy, bo zamiast słowa ''statystyka" w Twoich tagach przeczytałam ''swastyka" i zaczęłam się zastanawiać, cóż za nazistowskie ciekawostki/apelacje/relacje z marszu niepodległości pisywałaś na blogu ;) uh, cytując z ,,Nigdy w życiu" - ,,Gdzie ta kawa, do cholery?" ;)
ja miałam kaca, więc o podsumowaniu nie mogło być mowy. kiedy kac przeszedł, okazało się, ze nie ma w zasadzie co podsumowywać, wszystko ciągnie się tak samo, jak wcześniej
OdpowiedzUsuńOdczekałam trochę i tak, przyznaję, masz rację ;)
UsuńA co do wyborów - jeden współczesny poeta napisał: "Mając dwie rzeczy do wyboru, wybierz obie."
OdpowiedzUsuńI tego się trzymajmy.
A inny mądrala powiedział, że można mieć wszystko przez jakiś czas lub coś przez cały czas - ale nigdy nie wszystko przez cały czas.
UsuńI do mnie to przemawia.
Oba cytaty są genialne ;D bardzo mi przypadły do gustu :)
UsuńWyczuwam lekką nutę dekadencji w tym wpisie... I te kolory depresyjne. Oj.
OdpowiedzUsuńPodpaski i ZUS - dobrze się zresztą komponują w jednym zdaniu ze względu na nieskończoną wchłanialność...
OdpowiedzUsuńZ pierwszych słów Twoich złotych myśli ułożyłam moją myśl. Też złotą. A co mi tam! Jeszcze przemyślę, jak ją nagiąć do mojej obecnej sytuacji, ale brzmi ona: The beginning above all my formula - find something when you arise.
OdpowiedzUsuńYyy
UsuńFind the formula of arising in the morning... whenever ;)
Cały post w rozkroku, ze skrajności w skrajność, idę się z powrotem trochę poukładać, to może będę w stanie coś dodać.
OdpowiedzUsuńJa nie zrobiłam tego roku żadnych podsumowań, za to prywatnie poszłam na całość! :)
Od rozkroku do szpagatu.
UsuńTylko żeby rajtki wytrzymały, hehe.