Najczęściej to w autobusie czytam
książki. Ale ostatnio strasznie głośno się śmiałam jak czytałam Młodszego
Księgowego Dehnela, tak, że cała uwaga autobusu się ku mnie zwróciła i choć
lubię być w centrum uwagi, to nie wtedy, kiedy mam skołtunione włosy. A komu by
się chciało codziennie myć i układać włosy tylko po to, żeby się serdecznie
pośmiać w środkach transportu.
Innym razem książka w twardej oprawie mi przy hamowaniu
wypadła z rąk. Odbijając się na sztywnych rogach przeleciała na drugi koniec
pojazdu i powypadały z niej wszystkie zakładki (dodawane na kolejnych etapach
czytania), takie jak: spinki, plastry, karteczki z cytatami, chusteczki i
zapałki). I musiałam to iść i zbierać i inni ludzie to zbierali i nie miałam co
prawda skołtunionych włosów, ale duszę na ramieniu to owszem, bo wśród tych zakładek
był też produkt promocyjny, dołączony niegdyś do jakiegoś magazynu kobiecego, który wydał mi się na tyle OSOBLIWY,
że go zachowałam. A była to* czarna, trójkątna wkładka higieniczna do stringów,
którą w tym autobusie podniósł i wręczył mi z nieodgadnioną miną jakiś starszy
pan.
Zonk.
* ( patrz: koniec posta)
Tymczasem bywa nawet gorzej:
('doceńmy tę chwilę gdy moja matka używa kindla jako zakładki do książki')
('doceńmy tę chwilę gdy moja matka używa kindla jako zakładki do książki')
Poniżej pouczające videło jak czytać w autobusie by wyglądać pięknie i mądrze ;)
No więc przerzuciłam się na
słuchanie radyjka, muzyki poważnej rzecz jasna, ambitnej, że nie ma przebacz.
Ale kiedyś tłum wychodzący mi wyrwał słuchawki i szturchnął mnie ten tłum tak,
że się stacja zmieniła na jakąś inną. I w autobusie rozbrzmiało Radio Zet i
lambada i zespół cieśni dobrego gustu muzycznego i spiker na prochach sztucznie
optymistycznym tonem napierdzielał, że można wygrać 100 milionów, jak ostatnio
Kasia, która nie cieszyła się wystarczająco i spiker ją przymuszał ‘Ciesz się,
Kasiu, ciesz’ więc Kasia zaczęła wyć, niespokojna, że może bez tego nie dadzą
jej tych piniędzy, jak jej radość będzie zbyt stonowana. Cały autobus popatrzył
na mnie z pogardą, co ostatecznie by mnie nie obeszło i ogólnie miałabym to gdzieś,
gdyby nie te skołtunione włosy i brak książki u boku.
Więc postanowiłam się
zająć czymś innym i oprócz obowiązkowego ćwiczenia mięśni kogla-mogla układam
sobie w myślach wierszyki albo ćwiczę półprzysiady albo tłumaczę swoje wymówki z powodu spóźnienia na wszelkie znane mi języki, takie tam.
Albo rozmawiam przez telefon ;)
Jak się nie chce w autobusie
zrobić złego wrażenia to przede wszystkim nie należy konwersować przez telefon z
rodziną. Kiedyś odebrałam telefon i naskoczyłam na takiego jednego, co mi bardzo podpadł. Gębę nim
wytarłam, że jest beznadziejny, zniszczyłam go ogólnie i bezpardonowo, choć
miarkując się, ze względu na to gdzie się znajdowałam, oraz zatem ubierając
inwektywy w nieoczywiste fatałaszki metafor kulinarnych (zgniłe jajo) czy
odzwierzęcych (beznoga menda).
- Ależ pani ostra dla tego
swojego yy narzeczonego – powiedziała siedząca obok starsza pani.
- Co? A nie, z tatą tylko
rozmawiałam.
Zonk.
A kiedy indziej to jechałam obok
takich młodzieńców dorodnych, że aż kipiał ten ich testosteron i słychać było
szum rosnącego zarostu i odgłosy darcia tkanin na wykluwających się muskułach. Różne
plany mieli ci rośli jak drwale młodzieńcy, takie plany, że mi one spowodowały
wylew krwi na policzki, choć niestety mnie te plany nie dotyczyły. A potem
wszyscy ci młodzieńcy z autobusu wysiedli oprócz jednego. I ten jeden usiadł,
wyjął arcynowoczesne urządzenie przypominające komórkę i zadzwonił do mamy. I
się spytał:
- Mamo, mogę dzisiaj wrócić o
23.00? Bardzo cię proszę, mamo, strasznie mi zależy, tak wyjątkowo dzisiaj, mamo,
co?
Zonk.
Trzeba bardzo uważać, kogo się udaje. Dlatego przemyślałam kwestię i w weekend dorzucę do bloga uczciwą zakładkę O sowie. O sobie. About me. Bio. Menu de mła. Zdjęcia autorki sprzed 10 lat w bikini. Coś takiego.
Wracając do tematu.
Poniżej znany pewnie już wszystkim diagramik procentowy kto ile gdzie kto czyta.
Poza toaletą każde miejsce wydaje mi się wystarczająco stosowne.
Czasem liczę sobie ileż to osób w autobusie ma książki i ten procent wydaje się tak mały, że aż po przecinku.
Albo inaczej: można by takich czytelników policzyć na palcach jednej ręki i mogłaby to być ręka lekkomyślnego dziecka, które w sylwestra trzymało petardę.
Smutek.
Proponuję zrobić w autobusach takie automaty jak w niektórych urzędach zagranico:
Ponieważ podróżowanie po stolicy, dzięki przedwyborczym inicjatywom Hanny G-W i jej jak zwykle zaskoczonych zimą drogowców wygląda mniej więcej tak, jak w poczekalni urzędu. Metafora odzwierzęca? Prosz:
Na koniec pokażę clue programu (aka posta)
Moim zdaniem społeczeństwa, które coraz mniej czytają za to dla kobiet, do noszenia między nogami, produkuje się takie dziwa, mogą tylko upaść.
Liczę na komentarze w sprawie co/ gdzie/ jak.
Lub inne ;)
Tak ostatnia zakładka całkiem, całkiem...
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że najpierw obejrzałam sobie obrazki i toto na końcu wydało mi się ocieplaczem na nos.
OdpowiedzUsuńWkładki do stringów, które już same w sobie są wkładką na gumkach, hm.
W kwestii czytelnictw, to zauważyłam ,że najbardziej rozczytanym miastem po Hamburgu bodajże, jest Poznań. Zainstalowano tu kilka regałów dla czytelników pałętających się po ulicach, taki regał bez kłódek, zapadni i krat. Z ksiązkami. I zachwyt budzi fakt, że książki znikają hurtowo po kilka razy dziennie. Jednakże, jak się okazuje, w piecu, skupie makulatury lub pod nogami komódek... Pomysł szczytny, władze Biblioteki Raczyńskich nie poddają się.
Zacna inicjatywa dla podtrzymania w narodzie poznańskim żaru czytelnictwa. Lub tylko piecyka.
UsuńBo że tyle u was chybotliwych komódek to nie uwierzę ;)
nie lubię pierwsza ale nie będę czekać, trudno.
OdpowiedzUsuńw naszym autobusie, kursy między siódmą a dziewiątą, czytają zawzięcie prawie wszyscy, potem bywa różnie. Ja nie czytam bo podsłuchuję a potem to opisuję na blogach.
Bardzo słusznie.
UsuńAle czasem to ludzie takie farmazony sadzą, że nic, tylko wziąść-siąść i płakać. Wolę nie ryzykować.
Czytania książek w autobusie nic nie przebije! Uśmiałam się do łez!
OdpowiedzUsuńWkładka higieniczna jako zakładka mnie specjalnie zaskoczyła, bo już moje dziecko, ho, ho parę lat temu przyszło po korepetycjach z matematyki z sensacyjną wiadomością, że pani psor takiejże używa jako zakładkę w podręczniku. Na szczęście, dodało - nie używaną. Syn także chodził do tej pani na lekcje, ale albo pani jeszcze takiej zakładki nie używała, albo "juź" nie (bo zużyła), albo po prostu dyskretnie ten fakt przemilczał. Dodam, że zakładka była z gatunku jak najbardziej normalnych.
OdpowiedzUsuńCzy w popularnych miejscach do czytania nie ma fotela? Ja go bardzo lubię, z nogami w górze, znaczy - lekko wyżej.
Czasem mam wrażenie, że ludzie młodzi zawzięcie czytają w publicznych środkach, żeby mieć z głowy ustępowanie miejsca starszym (ach, te głupie stare nawyki wpajane przez matki i babcie z PRL-u).
babka filmowa
Powinni te wkładki w księgarniach sprzedawać ;)
UsuńNo to ja kiedyś użyłam w roli zakladki wacika. Niestety- nasączonego oliwką.
OdpowiedzUsuńOj
UsuńŚwietny tekst! Dawno tak dobrze się nie bawiłem czytając czyjś tekst, moje własne jakoś nigdy mnie nie śmieszą.
OdpowiedzUsuńLepiej jednak jak cudze teksty śmieszą niż własne życie.
UsuńZłota myśl! ;)
Super tekst , aż się popłakałam :)))
OdpowiedzUsuńDorodni młodzieńcy i ich opis rozwalił mnie :)
W przypadku popłakania się radzę użyć, oczywiście również, wkładek higienicznych do osuszania ucz ;)
Usuńhistoria z zakładką made my day :)))) też sie zawsze zastanawiałam kto używa takich wkładek:)
OdpowiedzUsuńPatrz niżej, jedna się ujawniła ;)
UsuńW trójmiejskiej skm-ce czyta masa ludzi! A na wykresie stanowczo za mało czytelników toaletowych! Jakie 9 procent?! W domach, gdzie bywam, to raczej 70 %. U nas w domu od zawsze sto!
OdpowiedzUsuńA w skm-kach są toalety?
UsuńLub może nie dociekajmy ;)
Bardzo i uprzejmie przepraszam, ale czemu nie uważasz za stosowne czytania w toalecie, hę? Gdyby nie toaleta, przeczytałabym o połowę mniej książek w życiu (a poza tym, jest to jedyne pomieszczenie w moim domu, w którym mogę się zamknąć).
OdpowiedzUsuńI tak, używam takich zakładek. Nie do przekładania nimi stron w książkach. No i co, macie coś do mnie?:P
No tak już mam, że wolę w alkowie.
UsuńAbsolutnie nic nie mamy, każdy wkłada tam, gdzie mu natura podpowiada ;)
Ja w srodkach lokomocji juz nie poczytam, musze pilnie gapic sie przez okno, zeby moj blednik do konca nie zwiariowal. Za to nie zasne bez poczytania, to dla mnie doskonaly srodek nasenny, rytual, ktory wiode od najwczesniejszych lat, od kiedy nauczylam sie czytac.
OdpowiedzUsuńAle i toaleta jest niezlym miejscem...
Po dzisiejszej historii z jadącym dobę z Lublina do Wrocławia pociągiem z megabłędnikiem myślę, że tylko posiadanie knigi może czasem ocalić od szaleństwa.
UsuńO ile pociąg to lokomocja ;)
Omnipotencjo, wróciłaś w wielkim stylu! Obśmiałem się, wzruszyłem, obejrzałem załączniki (Mój boże, co jedzie na tym żółwiu...?) i dodam od siebie, że musisz wziąć pod uwagę że niektórzy słuchają audiobooków. jak słucha i nie macha rytmicznie łbem, to może słuchacz książkowy być...
OdpowiedzUsuńJuż wiem! Hyrax, czyli po naszemu Góralek. nie wiedziałem, że coś takiego po ziemi chodzi!
OdpowiedzUsuńTeż nie wiedziałam (ukradłeś mi wprowadzenie Góralka do towarzystwa na fejsie ;) lecz dobrze że się dowiedziałam.
UsuńNiestety nie szło znaleźć podróżującego powolnie bobra, który chyba najlepiej charakterologicznie by tu pasował, cóż.
inteligentna autobusowiczka miałaby na tej wkładce błyskotliwy cytat. Odręcznie białym atramentem. Co do treści to można by ogłosić konkurs. W nagrodę wkładki klasyczne, na których łatwiej się pisze.
OdpowiedzUsuńPrzekombinowane. Ale doceniam inicjatywę ;)
UsuńSłuchaj audiobooków. Nie będzie trzeba zakładek, nie przełączy się na Radio Zet i jeszcze można krajobrazy podziwiać.
OdpowiedzUsuńCiekawe, gdzie ta wkładka ma tył, a gdzie przód?
Audiobooka nie da się włożyć do nokii ;)
UsuńMy tu, panie, zapóźnieni.
Co do pytania o przód/tył, to sądzę, że jak komu wygodnie - chyba, że są już unijne regulacje w tej sprawie ;)
Wiesz Inwentaryzacja, że kiedyś znalazłam stówę w książce!? Co prawda była to moja książka, i stówa też moja, wcześniej opłakałam jej starę, ale jaka to frajda! Warto brać książki do ręki! To wzbogaca (w moim przypadku wzbogaca po uprzednim zubożeniu...). Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńKalina
Ja kiedyś znalazłam w książce dulary. Ale były już przeterminowane i nikt ich nie chciał wymienić. Więc nie pocieszyłaś mnie, bu.
UsuńAle ciszę się twoim szczęściem.
niektórzy nie czytają w autobusach, bo nie mogą- u mnie, niestety omdlenie albo ptak z dużym kolorowym ogonem murowany. Nawet nie mogę robić za pilota z mapą jako pasażer na przednim siedzeniu auta. Ubolewam, bo już raczej z tego nie wyrosnę (wiek 45+).
OdpowiedzUsuńCóż, w takim razie pozostaje tylko siedzieć w pilotce i obserwować ptaki za oknem.
UsuńI nie ubolewać - to w żadnym razie :)