niedziela, 24 sierpnia 2014

O piersiach na plaży i wszędzie indziej czyli eksponujmy bufety, drogie panie

Drogie panie, dear gendermen. Naoglądałam się w tym letnim sezonie relatywnie mało męskich spoconych klatek piersiowych w duecie ze spasionymi kołdunami, eksponowanymi nieodmiennie na skutek upałów. Na środku trotuaru oraz w autobusie - żeby nie było, że w stosownych okolicznościach. Nie mniej żeby żadnego to też nie. Znaczy się postępu nie ma, tylko zimnawe lato było.Zatem prokuruję feministyczną pozwę byśmy się w ramach równouprawnienia również wyeksponowały z bufetami. I też nie tylko na plaży, w stosownych okolicznościach, ale i wszędzie. Końcówka lata się zbliża, więcej okazji nie będzie.
Tymczasem prokuruję niniejszym feministyczną pozwę, aby i kobiety się w końcu w ramach równouprawnienia
Zainspirował mnie do tego nowy trynd noszenia cielistych biusthalterów, które podobno podbiły zachód (oraz pewnie niejedno oko, bo jak widzimy bez usztywniaczy , a czasem trzeba gdzieś podbiec ;). 
Mit, że nasze babki paliły kiedyś biustonosze upadł ostatecznie i został wygryziony realistycznym nadrukiem sutka.
Wiadomo że lato pozwala na więcej w kwestii odsłon, lato to sezon urlopowy, a więc plaża, a każde miasto ma jakąś rzeczułkę czy strumyczek, a więc i nadbrzeże i zawsze możemy tam akurat z drugiego końca miasta iść w bikinim. Ergo zatem: można.
Nieznane nie nęci powiedział Owidiusz. Ale on umarł, to po pierwsze. A po drugie spada nam dzietność w narodzie, więc nęcić przyrodzeniem mlecznym trzeba, to kwestia patriotyzmu. Kiedyś byłam na mieście w dużym dekolcie, akurat się jakiś tłum rozstępował, bo była manifestacja, parada lub może maraton i spotkany przypadkowo żołnierz się zaoferował, że mię odprowadzi, gdzie tam akurat idę. I mi powiedział ten osobnik dumnie, że pochodzi z rodziny patriotystycznej. Więc może to nawet kwestia patriotystyzmu. W każdym razie jestem pewna że dekolt to uczynił. Dekolt wzbogaca nawet słowniki.

Inwentaryzację zaczniemy od plaży. Bardzo fukam wewnętrznie na estetyczną opresyjność społeczeństwa wyrażającą się min jako cartoony obśmiewające damskie zwisy.














Dużo niebezpieczniejsze są silikonowe spęcznienia, które również, nie oszukujmy się, ulegają grawitacji, chyba że się je umieści nie w samym cycu, ale POD mięśniami, co jest okropne i dopuszczalne TYLKO w przypadku portmonetki, jak się idzie na praski bazar ;).
Doprawdyż nie wiem jak te aktorki mogą zarabiać na życie z taką fuszerką z przodu...

Silikon zawsze mi się będzie kojarzył z inercją umysłową i kobietami o stygmatyzujących społecznie a nizinnie imionach.
No proszę jak ciągnie ta grawitacja!

Poza tym nie wiem po co ładować w siebie silikon, skoro można zastosować metody naturalne. Co do kapusty, to pouczona przez babcią zawsze sądziłam, że wyciąga ona opuchliznę, np z siniaków czy zwichniętej kostki. Logicznym by było jednak, że gdy napcha się jej do stanika, to cokolwiek i jakimi kanałami to tajemne warzywo ciągnie (limfę, tłuszcz, whatever), piersi powinny nieco wezbrać.

Można też założyć pushupa. Należy z tym jednak uważać, gdyż zarówno pozwalanie piersiom na wychodne, każdej pod inną pachnę, jak i robienie unicyca przodownika nie dodaje nam uroku. Rozwiązaniem jest droga środa czyli zostawienie przesmyka, którym pot będzie się nam lał to miseczek. Reaktory należy chłodzić, nieodmiennie.
Poniżej reklama zbliżeniowa. Nie wiem czy niedoedukowana młodzież zrozumie o jakie postacie polityczne chodzi. No ale zrobienie wersji z Merkel i Putinem nie miałoby sensu przecież.
No i te koszta...

Należy  pamiętać, iż z praw eee trygonometrii wynika, że biusty zawsze będą żyły własnym życiem i tańczyły własny taniec. Jak w każdym przypadku gdy do walca dołączymy dwie kule w styczności mniejszej niż średnica (tak, zbliża się rok szkolny, drodzy państwo. Tak musiałam zgooglować, że nie chodziło mi w tym skomplikowanym wywodzie o cięciwę ;)
Niektóre tenisistki na skutek utraty równowagi oddają całe sety i potem piją z rozpaczy, też sety.

Pamiętajmy też, że niektóre kompulsywne zachowania doprowadzają do uszkodzenia piersi np celebryctwo doprowadza do amputacji (vide Angelina)
a spanie na brzuchu czy zintensyfikowane przytulaństwo prowadzi do naleśnictwa.

Zainteresowały mnie też gorące dyskusje, prowadzone zwłaszcza na blogach parentingowych, w kwestii czy matkom wolno / wypada pokazywać pierś w trakcie karmienia. Moim zdaniem każda kobieta powinna, jeśli ma ochotę, obnażać się w dowolnym momencie, zwłaszcza na środku trotuaru i w autobusie. Potrzebny tylko asekurancki pretekst.
Dziecko nie karmione wtedy, gdy chce, będzie folgować swym pierwotnym instynktom i zachowywać się niestosownie np w takich ośrodkach kultury jak muzeum.























Obnażone piersi przyciągają same dobre rzeczy: kapustę, dzięciątka, kulturalnych dresiarzy, pewnie też małe, słodkie kotki.
A ich niedocenianie wzbudza w kobietach coś, czego nie chcielibyśmy poznać  ;).
ps. Temat wpycham w sztywne fiszbiny posta gdzieś tak raz do roku, jak zauważyłam. Np ostatnio można się było zapoznać z tutorialem ubierania się w biusthalter [klik] a jeszcze wcześniej ze sponsorowanym przez Chuńczyka tematem piersi w literaturze [klik]

Dziękuję za uwagę.
Można teraz podawać swoje rozmiary i preferencję, feel welcomed.

czwartek, 14 sierpnia 2014

Co wiedzą rośliny - czyli szokujące odkrycia naukowców stawiające pod znakiem zapytania dalszą możliwość sikania w krzakach. Oraz trochę o ogrodowym pokładaniu się.

Fascynująca lektura, oby tylko nie przyczyniła się do tego, że wegetarianie przestaną jeść cokolwiek ;)


"Kiedy w zeszłym miesiącu sadziłem pomidory, mój dobry przyjaciel (i osobisty guru ogrodniczy) poinformował mnie, że lubią one mieć pocierane liście, "no wiesz, tak jak się pieści uszy milusińskich". Przyjąłem tę informację zarówno ze zdumieniem jak i czułym zaniepokojeniem o mojego przyjaciela." Itd.
Jednak jak ujawnia biolog z Uniwersytetu w Tel Avivie Daniel Chamovitz w pracy Co wiedzą rośliny: Polowy przewodnik po zmysłach, nie jest to do końca takiż znowu szalony pomysł. Okazuje się, że rośliny posiadają sensualny słownik i to o wiele bogatszy niż mogłoby się wydawać nam, którzy uważamy je za nudne, nieruchawe obiekty. Rośliny czują zapach swoich owoców, rozróżniają różne rodzaje dotyku i magazynują informacje z wydarzeń, które już miały miejsce, 'widzą' gdy się do nich zbliżamy i 'potrafią' rozróżnić czy mamy na sobie czerwoną czy niebieską koszulę. Mają też unikalne geny odpowiedzialne za wykrywanie światła i ciemności, co oczywiście pozwala im nakręcać swój biologiczny, wewnętrzny zegar."
(Tyle tytułem mojego tłumaczenia - prawdopodobnie anglosaski kaktus zrobiłby to lepiej ;)
Poniżej oryginał (dla tych co chcą mi wytknąć nieścisłości ;)

"As I was planting my seasonal crop of tomatoes last month, a good friend (and my personal gardening guru) informed me that they liked their leaves rubbed, “like petting a pet’s ears,” which I received with equal parts astonishment, amusement, and mild concern for my friend. But, as Tel Aviv University biologist Daniel Chamovitz reveals in What a Plant Knows: A Field Guide to the Senses (public library), that might not be such a crazy idea after all. Plants, it turns out, possess a sensory vocabulary far wider than our perception of them as static, near-inanimate objects might suggest: They can smell their own fruits’ ripeness, distinguish between different touches, tell up from down, and retain information about past events; they “see” when you’re approaching them and even “know” whether you’re wearing a red or blue shirt; like us, they have unique genes that detect light and darkness to wind up their internal clock."
via Brainpickings [klik]

Przejrzałam spis rozdziałów: co rośliny widzą, słyszą, czują, w jaki sposób roślina wie, gdzie się znajduje, co roślina pamięta.

Jest dużo gorzej niż myślałam.
Już nigdy nie będę sikać w krzakach! Nie z obawy że mi w tyłek wejdą kleszcze (to zawsze) ale że okoliczne paprocie dostaną traumy (skoro rozróżniają i pamiętają...). A jeśli kleszcze z paprociami mają jakiś tajny pakt i będą się aż do zgnicia naśmiewać z tej spasionej pełni, która na chwilę przysłoniła im świat? Aaaa. Dziękuję bardzo.
A tu wywiad w temacie z naukowcem, gdyby ktoś chciał zgłębić temat:
Do Plants think? Scientist Daniel Chamovitz unveils the surprising world of plants that see, feel, smell—and remember.... [klik]

UPDATE: Zaopatrzona w czerwoną kiecę i niebieskie rajty idę do ogródka wytresować moje grządki w celu zaznajomienia z koniecznością ukłonów (mnie). Woda z ogródkowego węża już za darmo nie będzie.
I tak:
Nie po to nie koszę trawy (tak, to mój trawnik jakby ktoś pytał ;) żeby mi się nie kłaniała

Ty, psiajucho, kimkolwiek jesteś, jak się nie ukłonisz to zrobię z ciebie zmiotkę do kurzu!
Hortensje, jak peonie, pokładają się niestety same, pękatymi łbami w dół...

Co do cynii to nie mam w tym roku uwag, można je karnie dekapitować bo są wielołbowe. Bratki mam sama pod oczami więc liczę na zrozumienie międzygatunkowe.
Symbioza fauny i flory czyli roślina o nazwie motylek jest tak wiotki, ze nie wiem czy jego pokładania nie brać za słabość łodygi, hm.
Na liściach również odbywają się ćwiczenia z układów choreograficznych - z dygania konkretnie ;)
 Jak kto nie karny to urywam łeb (begonia się kłaniać nie chciała)
Tak, wszystko ze mną w porządku, z moim cieniem też. Smile :)
xoxo


poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Planeta i dziewczyna. Książka, której nie należy czytać w upały – „Wiek cudów” Karen Thompson Walker


















„Częściej podejmowaliśmy ryzyko. Rzadziej poskramialiśmy żądze. Coraz trudniej było oprzeć się pokusie. Niektórzy z nas podejmowali decyzje, których w innych okolicznościach by nie podjęli.
Dlaczego mielibyśmy nadal kochać, przyjaźnić się, być wierni, skoro jutro jest tak niepewne i kruche?”
Taki oto cytat wdzięczy się do nas na tylnej okładce. Z przodu jakiś nieokreślony rozbłysk. I dziewczyna zaplątana we włosy.
Człowiek myśli sobie: nadal nie wiem o czym to, ale chyba chcę to przeczytać.
Chyba o katastrofie jakiejś, która wzmaga przepływ adrenaliny a zarazem heroizmu. Człowiek zawsze chce czytać o ludziach, którzy w normalnych okolicznościach nie zrobili by tego czy tamtego, ale z powodu okoliczności literackich robią.
Ale obok na okładce jest też informacja iż „Prawa do wydania "Wieku cudów" zostały sprzedane za astronomiczną na rynku wydawniczym sumę miliona dolarów. Jeszcze zanim powstała!”
Człowiek myśli sobie: Ale lipa! Ale ten marketing grubymi nićmi szyty! Jeszcze zanim powstała książka, debiut w dodatku, ktoś wykłada milion? To trepanacja na czytelniczym zdrowym rozsądku! A to dopiero katastrofa!

No ale jednak: wzięłam do ręki, przeczytałam, zacukałam się.
I powiem tak: jeśli będziecie to czytać – jak ja – w środku upalnego lata, w sierpniowy dzień, 30 stopni w cieniu, leżąc na wyschniętym trawniku i podskubując wypłowiałe źdźbła trawy, służące wam za zakładkę, skryci wewnątrz ciała o uprażonej słonecznym żarem skórze, to zapamiętacie tę książkę bardzo sensualnie. Niepokojąco sensualnie.

Julia ma naście lat, kiedy Ziemia zwalnia swój bieg. Wszystko, o czym opowiada, znamy (mniej lub bardziej) z autopsji, z przeszłości, z sepiowych fotografii naszej pamięci: pierwsza szkolna miłość, zdrada najlepszej przyjaciółki, próby odnalezienia swojego miejsca w grupie rówieśniczej, pierwsze, dostrzeżone dojrzewającym okiem bohaterki, rysy na małżeństwie rodziców.
Utrata bezpieczeństwa, wejście w dorosły świat ma tu jednak inny wymiar. Globalny i katastroficzny. A zarazem najintymniejszy z możliwych. Bo rzecz dzieje się na podwórku jednego z małych amerykańskich miasteczek. I widzimy ją tylko oczami naszej bohaterki.
„Od początku, kiedy wyobrażałam sobie tę książkę, widziałam, że musi w niej występować narrator, który patrzy wstecz na swoje dzieciństwo. Jestem sentymentalna. Lubię słuchać historii z przeszłości, bardzo mnie poruszają. Czuje się w nich, prawie dotykalnie, upływający czas. Lubię ten retrospektywny głos, tę nostalgię. W "Wieku cudów" piszę o dwóch straconych światach – tym należącym tylko do Julii i tym wspólnym wszystkich ludziom.”
(cytaty z wywiadu z autorką, via[klik])

To nie będzie typowa, filmowa katastrofa: żadnych spadających meteorów, nuklearnej zagłady i buntu maszyn. Zbuntują się jedynie prawa fizyki i natury. Planeta Ziemia zacznie nieznacznie zwalniać. Dni zrobią się trochę dłuższe. I noce zrobią się trochę dłuższe. Dni zrobią się bardzo długie, a potem niekończące się noce będą spowijać skonfundowany takim obrotem spraw rodzaj ludzki. Słoneczny żar będzie wypalał zbiory i nie pozwalał spać. Niekończące się noce będą niszczyć zbiory długimi okresami braku światła i powodować depresje i przeciążenia agregatów prądotwórczych.
„Starałam się jednak, żeby moja opowieść wydawała się realistyczna. Nie chciałam używać naukowego żargonu, wprowadzać polityków czy naukowców jako bohaterów, bo zależało mi na tym, żeby pokazać katastrofę w codziennym życiu zwykłych "zjadaczy chleba".”

Ziemia nie pozwoli już funkcjonować ludzkości tak jak dotychczas. Niektórzy porzucą dotychczasowe życie i wyjadą na pustynię oczekiwać końca świata. Inni będą kierować się wskazaniami zegarów i z uporem maniaka trzymać się prawideł starej, nieaktualnej już doby.
Julia będzie dorastać. Jej matka będzie histeryzować. Jej ojciec będzie jej matkę zdradzać. Jej dziadek zbuduje schron. Jej chłopak...
„To nie film katastroficzny, ale intymny dramat w czasie katastrofy.”

„Wiek cudów” czyta się dobrze, płynnie i z zapałem. Autorka na szczęście nie znajduje powodu do grzmocenia nas jakimś ekologicznym moralitetem, proporcje nastoletnich bolączek bohaterki i klimatycznego kontekstu są bardzo zrównoważone. Ja bym nawet pożądała szerszego katastroficznego tła a także większego trzymania się realiów geofizyki: czyli ziemskie zwolnienie nie powinno być tak jakże filmowo-adaptacyjnie skompresowane i błyskawiczne. Pyk, pyk, jeden sezon cudów. Takie rzeczy dzieją się cały czas (weźmy chociaż topniejące na biegunach masywy lodowców) ale nie w tak zawrotnym tempie.
„Nikt dokładnie nie wie, co by się stało, gdyby obrót Ziemi spowolnił, tak jak opisałam to w mojej książce, więc miałam pewną swobodę, jednak niektóre skutki wydają się bardziej prawdopodobne niż inne - tłumaczy Karen Thompson Walker. - Chciałam, aby moja książka była na tyle prawdopodobna, na ile to możliwe - dodaje. Dlatego konsultowała się choćby ze znajomym astrofizykiem.” (via [klik])
Niestety znajomy astrofizyk był chyba akurat po sobotniej imprezie, na której odbywał się konkurs na najszybsze piruety.
Psychoanalityk natomiast wiele by mógł powiedzieć o stosunkach łączących autorkę z matką, bo jakoś tak roboczo założyłam, że postać wyjątkowo irytującej matki książkowej Julii musiała mieć właśnie taki biograficzny prototyp.
Człowiek czyta i zastanawia się jakby to było stracić pod nogami grunt. Jak bardzo bowiem nie podupadniemy moralnie (jako ludzkość) czy gospodarczo (jako naród ;) to Ziemia i jej sposób funkcjonowania nadal są murowanym, fundamentalnym pewnikiem (To ten moment, w którym żałuję, że nie jestem bardziej komercyjnym blogiem bo aż się tu prosi reklama cementu ;)

Wrócę jeszcze na moment do wywiadu z autorką, której inspiracji się domyślałam jeszcze przed lekturą (wywiadu, a nie książki ;):

Czy lęk przed końcem świata był ci bliski od zawsze?

Raczej lęk przed katastrofami naturalnymi. Realny strach przed całkiem zwyczajnym wypadkiem, który może wkroczyć w codzienne życie i przewrócić je do góry nogami. Dorastałam w San Diego w Kalifornii, więc od dziecka towarzyszył mi lęk przed trzęsieniami ziemi i pożarami. Dorastaliśmy w świadomości, że może to nam się przytrafić każdego dnia. Oczywiście, nie wpływało to na nasze życie przez cały czas, ale przy każdym najmniejszym sygnale, że coś jest nie tak, ten lęk powracał i przypominał nam, że nasz świat nie jest bezpiecznym miejscem. Te lęki, że nagle jakaś katastrofa może wkroczyć w moje życie, towarzyszą mi do dzisiaj.

W swoim wykładzie na TEDx powiedziałaś, że lęk nie musi być koniecznie uczuciem destrukcyjnym, że może pobudzać kreatywność.

Lęk jest zawsze związany z wyobraźnią. Lęk tworzy fantastyczne historie, pisze niesamowite scenariusze, które można bardzo twórczo wykorzystać. Lęk może stanowić artystyczną inspirację, a snucie tych scenariuszy złagodzić nasze obawy. To jednak tyczy się tylko lęków nieracjonalnych. Te racjonalne trzeba traktować poważnie, bo to nasz jedyny system wczesnego ostrzegania. Najtrudniejszą sztuką jest rozsądzenie, które są racjonalne, a które nie. Myślę, że analizowanie swoich lęków, a nie wypieranie ich, jest nam, szczególnie współcześnie, bardzo potrzebne.

A wczoraj mieliśmy na nocnym niebie śliczne perygeum – mam nadzieję, że widzieliście ten nisko wiszący nad horyzontem, obrzmiały księżyc. Jutro odbędzie się natomiast  przemarsz Perseidów przez nieboskłon czyli noc spadających gwiazd.
Takie tam kosmonowinki z prywatnego skynotatnika wykraczającego poza google earth.
Dziękuję za uwagę.

czwartek, 7 sierpnia 2014

Życie bez kawałka cienia byłoby nie do zniesienia!

Cień - słowo jak słowo, rymuje się z sień, o której jedynie tyle dobrego można powiedzieć, że sprzyja ochłodzie w upale dni - jeśli kto, oczywista, ma wiejską chatynkę na lato.
A teraz powoli i lubieżnie wypowiedzmy słowo cień po angielsku: Shadow.Shaaaadooow. To jest dopiero słowo! Ileż w nim tajemniczości, mroku, przeszywającego do szpiku cienia.
Podobno każdy jest fetyszystą czegoś, nawet nieuświadomionym, podprogowo reagującym nieznanymi mi w detalach zmianami chemicznymi które skutkują podjarką, gęsią skórką i ogólnie nieprzyzwoitym zachowaniem.
Nie wypowiadajcie przy mnie słowa shadow ;).

A teraz przejdźmy do cienistej inwentaryzacji, poetycko-obrazkowej:

Na początek cienie, które opowiadają inne historie:


via 25 Photos Of Shadows That Tell A Different Story, więcej tu [klik]

A cienisty ów temat nasunął mi się oczywiście w związku z obchodami pierwszosierpniowymi, gdyby ktoś przypuszczał niecnie, że nie ma we mnie ducha narodowego i tylko zajmuje mnie w ten wakacyjny czas osłona przed słonecznym prażmem.

"Sta­re grzechy mają długie cienie."
(Agatha Chrisie)

"Cza­sami naj­więcej rzu­cają cienia włas­ne wyjaśnienia."
(J. I. Sztaudynger)

"Cudze złe na słońcu, swo­je w cieniu sta­wiamy radzi."
(Fredro)

No dobra, dość tej propagandy histerycznej. Lecimy z czymś weselszym. Ale teraz, oo, zdziwka - nie znam nic wesołego z cieniem jako składnikiem:
"Ludzie ma­li biorą zwyk­le swój duży cień za miarę swej wielkości. "
(Aleksander Świętochowski)

"Gdy słońce kul­tu­ry chy­li się ku zacho­dowi, to na­wet karły rzu­cają długie cienie."
(Karl Kraus)
(to chyba coś dla wielbicieli Gry o Tron, hmm? ;)

Przewrotne zdjęcia Jana Kriwola

Zabawy z cieniem to nieustające źródło inspiracji, zwłaszcza dla imprez takich jak Satyrykon albo komiksów o poprawności politycznej:


"After Haitian immigrant Abner Louima was assaulted by white NYPD officers in 1997, Harry Bliss zeroed in on then-Mayor Rudy Giuliani's semi-secret paranoia"





czyli New York Times na tropie prawdziwej paranoi mieszkańców białych przedmieść.

A ponieżej krajowo: bardzo stary ale nadal jary satyrykon na temat jak nasze społeczeństwo znosi kolejne reformy premiera tysiąclecia (sza!)
...
Czas na poezję. Zaczynamy od sztandarowego wiersza noblistki:

Cień
Wisława Szymborska

Mój cień jak błazen za królową.
Kiedy królowa z krzesła wstanie,
błazen nastroszy sie na ścianie
i stuknie w sufit głupią głową.

Co może na swój sposób boli
w dwuwymiarowym świecie. Może
błaznowi źle na moim dworze
i wolałby się w innej roli.

Królowa z okna się wychyli,
a błazen z okna skoczy w dół.
Tak każdą czynność podzielili,
ale to nie jest pół na pół.

Ten prostak wziął na siebie gesty,
patos i cały jego bezwstyd,
to wszystko, na co nie mam sił
- koronę, berło, płaszcz królewski.

Będę, ach, lekka w ruchu ramion,
ach, lekka w odwróceniu głowy,
królu, na stacji kolejowej.
Królu, to błazen o tej porze,
królu, położy sie na torze.



Daj mi wstążkę błękitną
Norwid

Daj mi wstążkę błękitną – oddam ci ją
Bez opóźnienia…
Albo – daj mi cień twój z giętką twą szyją;
- Nie! nie chcę cienia.
Cień – zmieni się, gdy ku mnie skiniesz ręką,
Bo – on nie kłamie
Nic – od ciebie nie chce, śliczna panienko
Usuwam ramię…
fot. Hanna Seweryn

Po amputacji dokonanej przez najbardziej mrocznego z wieszczy idziemy dalej.  

"Patrzcie, jak drzewo rzuca długie cienie,
I nasz, i kwiatów cień pada na ziemię:
Co nie ma cienia, istnieć nie ma siły."

(Czesław Miłosz, Wiara)


"Miłość jest jak cień człowieka,
Szkoda, kto dla niej wiek trwoni,
Kiedy ją gonisz, ucieka,
Kiedy uciekasz, to goni."

(Jan Ursyn Niemcewicz)
„Ziemię twardą ci przemienię
w mleczów miękkich płynny lot,
wyprowadzę z rzeczy cienie,
które prężą się jak kot,
futrem iskrząc zwiną wszystko
w barwy burz, w serduszka listków,
w deszczów siwy splot (...)"
(K.K.Baczyński)

fot. Alexey Menschikov



















Cień
Bolesław Leśmian

Anim patrzał na słońce przez lny,
Anim chodził do boru po sny -
Jenom widział, jak rzucony wzdłuż
Cień mój powstał, by nie upaść już.


Przetarł oczy i otrąsnął pył,
Co był złoty i wiekowy był,
W dniach zamierzchłych rozejrzał się wstecz.
Przywdział zbroję i przypasał miecz.

Siadł na rączy, na bułany koń,
Uśmiechnięty cwałował przez błoń,
Kopytami tratując na płask
Kół słonecznych po murawie brzask!


(...)
Anim patrzał na słońce przez lny,
Anim chodził do boru po sny -
Jenom widział, jak w wiosenny czas
Z cieniem moim Bóg spotkał się raz...

Cień Chopina
Kazimierz Przerwa-Tetmajer

Na wiejskie gaje, na kwietne sady,
na pola hen,
idzie nocami cień blady,
cichy jak sen.

Słucha, jak szumią nad rzeką lasy
owite w mgły;
jak brzęczą skrzypce, jak huczą basy
z odległej wsi.

(...)
W wodnych wiklinach, w blasku księżyca,
w północny chłód,
rusałka patrzy nań bladolica
z przepastnych wód.

(...)
Słucha, jak serca w bólu się kruszą
i rwą bez sił - -
słucha wszystkiego, co jego duszą
było, gdy żył...

Ależ się reumatycznie zrobiło. Na zakończenie zatem Konstanty w wesołym skeczu o ośle:
Konstanty Ildefons Gałczyński
Teatrzyk Zielona Gęś
ma zaszczyt przedstawić bajkę Ezopa

"Osioł i jego cień"

Podróżny
(na Ośle, za plecami Właściciela, od którego Osła wynajął jako środek lokomocji): Słońce w zenicie. Ani jednej chmurki. Ani jednego drzewa na horyzoncie. Gdzie tu, jak tu odpocząć? (zamysla się) Wiem. (każe wstrzymać Osła jego Właścicielowi i układa się na spoczynek w cieniu Osła)

Właściciel:
Ach, ty spryciarzu, won natychmiast z tego cienia, ten cień jest dla mnie. Ja wynająłem osła bez cienia. (usiłuje ułożyć się w cieniu Osła)

Podróżny:
Precz, łachudro, chałwiarzu! Jeśli ja wynająłem osła od ciebie, to znaczy się ze wszystkimi możliwościami, czyli i z cieniem. Nie ruszę się z miejsca. (nie rusza się z miejsca)

Osioł:
(korzystając z zamieszania, rusza się z miejsca i - lekki - znika na horyzoncie)

Morał
CZASEM O BYLE CIEŃ
CZŁOWIEK MA ŻAL DO CZŁOWIEKA,
A ŻYCIE JAK OSIOŁ UCIEKA.

...
Gdyby zawitali tu jacyś niepełnoletni - to lżejszej degustacji wierszyk Rafała Lasoty o cieniu tu [klik]
...
Dziękuję za uwagę.
Oraz oczywiście jak ktoś ma aforyzm stosowny, a nawet własny, to zapraszam do podziału ;)

I pamiętajcie:
Pul­vis et um­bra su­mus
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...