Niby lipiec, a pada śnieg. Ocieplają osiedle i styropianowa pianka wpada wprost do filiżanki z kawą, gdy rano wychodzę powitać poranek. Czuję się trochę jak w studiu filmowym – z tym sztucznym śniegiem i obnażonymi, spoconymi tarzanami z budowlanki porozwieszanymi na linach na okolicznych blokach.
Moje lipcowe ciało zaczyna mnie nudzić. Ciągle się czegoś domaga - smarowania filtrami, spryskiwania mgiełkami, wieczornej obrony przed komarami, leczenia stóp po bieganiu w japonkach (tak ranić mogą tylko buty wynalezione przez okrutnych Japończyków)
Niektórym marzy się lato na morzem. Zabawy na piasku i świeżo wyciśnięte cytrusy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No to cyk! Nie ma się co pieścić.