To jeden z tych momentów w życiu: mam tyle rozgrzebanych spraw, że nie wiadomo w co ręce włożyć. Pewne projekty już dawno powinny być odhaczone, inne już dawno skończone i zapomniane, bo tak nakazuje ludzka przyzwoitość i boskie prawa zapewne też. Projekty w trakcie powinny zaś choć odrobinę posunąć się do przodu, a nie podstępnie zmieniać trajektorię lotu i lądować w punkcie wyjścia. Tymczasem zza horyzontu już łypią złowieszczo lipcowe zobowiązania. W związku z tym imam się histerycznych czynności zastępczych, począwszy od wyprowadzania na spacer niewidzialnego psa a skończywszy na podlewaniu kwiatków w środku nocy, i to nie zwykła kranówką, ale przegotowaną i przestudzoną, żeby im ostatecznie dogodzić.
Kwiatkom, nie projektom.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No to cyk! Nie ma się co pieścić.