Po latach ośmieszania bezrefleksyjnej
absorpcji tego infantylnego święta, czas na konfrontację z jej obowiązkowym
grafikiem: poranny teaser emocjonalnego zaangażowania, potem kolacja przy
świecach, komedia romantyczna produkcji hamerykańskiej (i dyskretny paw w
trakcie) oraz wizyta w alkowie. A tu scenariusze bywają różne, w zależności od
tego w jakim stadium nakładów lub rozkładu znajduje się związek.
Dzisiaj – awansem!-
zinwentaryzujemy kilka sypialnianych przypadków seksualnych powinności pożycia w miłości.
Już walentynkowym porankiem warto
partnera przywitać dobrym słowem, drobnym kłamstwem, śniadaniem do łóżka,
naprawą spłuczki...
Dla podkręcenia atmosfery i
olśnienia wybranki/ka spontanicznie, na jakimś murze (najlepiej stołecznej
komendy), dobrze jest wyznać nasze uczucia!
A wieczorem oddać się spełnianiu
najskrytszych eksperymentów erotycznych: kulinarnych, ideologicznych,
paraliterackich, skarbowych. Niech nie będzie nudno! Niech ściany powlekają się pęknięciami
a sąsiedzi zamykają ona! Niech płoną poszewki oraz poliestrowe kołdry z Ajkei! Noga
za głowę i nelson założony w talii (jeśli ktoś ma)! Zaprezentujmy się z najlepszej strony: szarmanckiej,
impulsywnej, brawurowej! Niech oddziały pogotowia ratunkowego zaprezentują na co idą nasze
podatki!
Inspirację możemy czerpać tak z baletu, jak i starożytnego garncarstwa.
Pamiętajmy jednak, że inicjacja tych erotycznych wygibasów ma się odbywać z należytym pietyzmem oraz nieśmiałością tak charakterystyczną dla czułego serca i unerwionej genitalii.
Takie święto zdarza się tylko raz
w roku, chyba, że jako narodowcy i Słowianie, dokazujemy również w nocy Qpały.
Ważne, żeby po wykazaniu morderczej
inicjatywy, wykazać też następnie daleko idący entuzjazm a zaraz potem stoicką
wyrozumiałość. W końcu jesteśmy tylko ludźmi.
Clue programu czyli mega
niespodziankę wieńczącą ten słodziuśki dzionek i lubieżny wieczór warto zostawić na samiuśki koniec.
Nie wiem jak u was, ale w stolicy modne w tym sezonie są: testy ciążowe z kreseczkami i pozytywny wynik na chlamydię.
Życzę powodzenia i spełnienia.
(Specjalnie puszczam tego posta wcześniej żebyście zdążyli przedsięwziąć jakąś potencję ;)
Dajcie znać jak poszło.
zapomniałam jaki to był dowcip o walentynkach, więc poślę Ci tylko - kiss...
OdpowiedzUsuńNawet irlandzkie róże miewają epizody alzheimeryczne, jak widać ;)
Usuńbizu
cała prawda zdaje się
OdpowiedzUsuńPrawda jest tylko na dwóch ostatnich fotosach. No, może jeszcze tym z kurczaczkiem...
UsuńO dzięki Ci, moja droga! Zwłaszcza za to wyprzedzenie!
OdpowiedzUsuńZdążę pomyśleć, co zrobić z fantem, że ostatnio jestem na etapie pani od majtek. I doprawdy nie wiem czemu obśmiałam się nad tym obrazkiem do łez:P
Dobrze że etap obśmiewania się do łez z głupot ci nie minął, to zawsze kojące na bezmajtkowiu ;)
UsuńMelduję, że dobrze się przygotowałam do dzisiejszego wieczoru. Wyprałam wszystkie mężowskie gacie, żeby nie w głowie mi były dwuznaczności!
UsuńOJ, będzie się działo w sobotę po takich inspiracjach...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że coś z meniu się nada :)
UsuńI znów świetne obrazki. A ta mina gościa dziewczyny z testem ciążowym.... poezja.
OdpowiedzUsuńAmerykanom nigdy nie wybaczę wymyślenia Walentynek. Zanim to się u nas rozpleniło, był jeden najgorszy dzień w roku - Dzień Kobiet. Teraz są dwa. Dwa dni, kiedy wszystko może pójść źle i jeśli wieczorem kobieta nie będzie nafochowana, to będzie wielki sukces, taki sam jak wtedy, gdy człowiek wróci do domu po całym dniu i podsumuje: nie złamałem nogi, nie miałem stłuczki, nie okradziono mnie i nie dostałem sraczki - jest cudownie.
Jestem rozdarta, bo owo święto niewątpliwie przyczynia się do jednorazowego acz cieplejszego spojrzenia na jihad ;)
UsuńMąż się na mnie dziwnie patrzy, bo dostałam ataku śmiechu nad kompem... :-)
OdpowiedzUsuńHmm. Nie domniemywam w jakiej zatem pozycji korzystasz z kompa. Ja, ewentualnie, dostaję ataków (zazwyczaj śmiechu) PRZED kompem ;)
UsuńPozycje są różnorodne - raz nad, raz pod - jako że korzystam z wolności i testuję nowego laptopa. Koniec z uwiązaniem do biurka!... :-)
UsuńTyle tych inspiracji, że nie wiem, co wybrać, mon dieu!
OdpowiedzUsuńPo kolei, moja droga, wszystko po kolei.
UsuńAle najpierw się wykuruj! ;)
Od walentynkowej negacji do afirmacji droga niezbyt daleka jak się okazuje. Zadziwiłaś mnie, jeszcze przemyślę czy pozytywnie.
OdpowiedzUsuńJedyna i niepowtarzalna, genialna konsultantko ogólnokrajowa w dziedzinie inwentaryzyacji - jak zwykle cudny wybór.
OdpowiedzUsuńKurczak jest przecudny, ale ja najbardziej się obśmiałam z dialogu o jedzeniu i piciu.
Dzięki za ubaw 'po pachi'.
Widzę, że jak wracasz, to po konkret ;)
UsuńPozdrawiam.
Siedzę sobie w nocy, przeglądam stare wpisy i... padłem na kolana. Co za przenikliwość i dar obserwacji. Ten obowiązkowy grafik zachowań walentynkowych jest jednostronnie wymuszany przez osobniki płci odmiennej od tej jedynie słusznej. Nie bez winy są zapewne seriale w rodzaju "Seks w najdłuższej wsi"
OdpowiedzUsuńMoże nie powinienem tego czytać...
Czytaj do woli, to się długo nie zdezaktualizuje.
UsuńChociaż akurat w nocy to bym radziła...hm, spać? Gdyż albowiem dobre wychowanie nie pozwala mi zaproponować nic innego ;)