- Nic się nie martw, poszukamy
ci czegoś, wici rozpuszczę, pan Henio Xawery chyba będzie miał jakieś zlecenie
na zamiatanie nocą biura na 3 okładki nowych
poradników Benjamina Ibisza, dam mu twój telefon!
Teraz jak się nieopatrznie
wspomni, ze się szuka pracy, to się słyszy:
- Czyli siedzisz w domu? To
cudownie! To podrzucimy ci Franka w piątek, a sami pójdziemy do kina, bo dawno
nie byliśmy. I jeszcze w środę o 13.00 bo mam dentystę i nie mam z kim zostawić.
Franek jest dzieckiem.
Ja jestem singlem.
To randez-vous nie może się
skończyć dobrze.
A im Franek będzie młodszy a
ja starsza tym będzie gorzej. A może całkiem odwrotnie?
W opiece nad dzieckiem
najważniejsze jest zapoznanie się z instrukcją obsługi dziecka. Każda
bluszczorośl, mimo posiadania odmiennego charakteru i usposobienia, jest
zasadniczo podobna w obsłudze.
Poniżej kilka podstawowych
zasad:
Zgadzam się ze wszystkim oprócz ostatniego. Nigdy nie sprawdzamy co obce, znaczy się nie nasze, dziecko ma w pieluchach. Jeśli smród jest dojmująco nieujmujący spryskujemy dziecko deodorantem, owijamy dziecko kocem, wsadzamy dziecko do szuflady lub idziemy na zewnątrz go wywietrzyć.
Zgadzam się ze wszystkim oprócz ostatniego. Nigdy nie sprawdzamy co obce, znaczy się nie nasze, dziecko ma w pieluchach. Jeśli smród jest dojmująco nieujmujący spryskujemy dziecko deodorantem, owijamy dziecko kocem, wsadzamy dziecko do szuflady lub idziemy na zewnątrz go wywietrzyć.
Franek jest starszawszy.
Pamiętajmy, że nie staramy się
postawić na kreatywność i rozbudzanie w dziecku zainteresowań plastycznych. To
się zawsze kończy źle. Chyba że jesteśmy w domu rodziców dziecka, a nie swoim.
Wtedy co nas obchodzi to, że kończy się to źle. Przecież nie robimy tego dla
pieniędzy, tylko z przyjaźni. A z Pollockiem i Twomblym przyjaźnimy się dłużej niż z rodzicami Franka ;)
(W końcu już Picasso powiedział, że 'każde dziecko jest artystą, problemem pozostaje pozostanie artystą w dorosłości'. Zatem korzystaj, Franku, i niech Pablo z okresu niebieskiego ci błogosławi.)
Dziecko jednak, w większości przypadków, nie chce oddawać się czynnościom kreatywnym a nawet domorujnującym, ponieważ współczesne dziecko chce głównie oglądać kreskówki.
Dziecko jednak, w większości przypadków, nie chce oddawać się czynnościom kreatywnym a nawet domorujnującym, ponieważ współczesne dziecko chce głównie oglądać kreskówki.
- Puść mi bajki! – mówi
dziecko zamiast dzień dobry i ta
kwestia będzie się powtarzać niezależnie od tego, jakie zmienne wprowadzimy do
sztuki dialogu.
- A teraz coś zjemy. Zjemy
pysznego, zaprawionego chemią i przetartego na mazię kurczaczka ze słoika,
mniam mniam!
- Ale puść mi bajki.
- Pójdziemy na spacer? Do
parku, gdzie jest tyle pięknych drzew, na które można się wspinać i spaść na
łeb...
- Nie! Puść mi bajki!
-..a jak się spadnie
odpowiednio, to bajki się będą puszczać same samiuteńkie w naszej głowie do
końca naszych dni bez potrzeby użycia telewizora i komputera, co ty na to?
- O! – mówi dziecko.
- No właśnie! – mówię ja ale
po nieśmiałych próbach kreatywnego spędzenia czasu i wystąpieniu wstępnych oznak depresji wychowawczej...co robię?
Puszczam bajki.
Próby bardziej ambitnego niż puszczanie bąków, tzn bajek, zagospodarowania dziecku czasu kończą się zazwyczaj nienajlepiej lub źle. Tylko przypominam.
Próby bardziej ambitnego niż puszczanie bąków, tzn bajek, zagospodarowania dziecku czasu kończą się zazwyczaj nienajlepiej lub źle. Tylko przypominam.
Franek znowu urósł był.
Idziemy jednak na spacer.
Pod pozorem zabawy i kostiumologii przebieramy takowego w coś bezpiecznego, ale bynajmniej w nic inicjującego głupich pomysłów, jak podskoki czy w ogóle poruszanie się (obrazek lewy – obrazek prawy, kapewu?)
Pod pozorem zabawy i kostiumologii przebieramy takowego w coś bezpiecznego, ale bynajmniej w nic inicjującego głupich pomysłów, jak podskoki czy w ogóle poruszanie się (obrazek lewy – obrazek prawy, kapewu?)
Poruszanie się zawsze się
skończy źle, chyba że będziemy dysponować elastyczną trzcinką lub długą linijką
(wersja retro) lub parasolem (wersja uniwersalna acz pogodowa) do korekty
kierunku z punktu D (dom) do P (park) i zniwelowania tarcia materiału S (spodni
o chodnik).
Zresztą – bądźmy szczerzy –
które z dzieci, wchłonięte przez prawidła grupy rówieśniczej i posiadanie
urządzeń w rodzaju tabletów czy aj-cosiów, zechce się w ogóle poruszać dłużej
niż to absolutnie niezbędne? Otóż w większości przypadków nie zechce, a my
będziemy mieli na ławce w parku 2 godzinki na lekturę powieści z dużą ilością
soczystych scen, które, przynajmniej w powieści, nie prowadzą bynajmniej do
rozmnożenia (uf).
Choć radziłabym zrobić jednak rozgrzewkę kardio, bo w końcu może się okazać, że jakieś wyrośnięte dziecko w luźnych dresach, wychowane onegdaj na bitwach patykami i grze w gumę, wylezie gdzieś zza płotu i się ze społecznej frustracji połaszczy na aj-cosia naszego podopiecznego. I trza go będzie gonić używając argumentów, która pokalają nam język i zostawią traumatycznie niepolonistyczny ślad w umyśle naszego pupila.
Choć radziłabym zrobić jednak rozgrzewkę kardio, bo w końcu może się okazać, że jakieś wyrośnięte dziecko w luźnych dresach, wychowane onegdaj na bitwach patykami i grze w gumę, wylezie gdzieś zza płotu i się ze społecznej frustracji połaszczy na aj-cosia naszego podopiecznego. I trza go będzie gonić używając argumentów, która pokalają nam język i zostawią traumatycznie niepolonistyczny ślad w umyśle naszego pupila.
Wracamy zatem do domu.
Dobra wola, przyjacielskość i
pomysłowość zawsze z czasem przegrywają ze złym wpływem plebejskich rówieśników i
telewizji, na skutek których dziecku bliżej do rozhisteryzowanego dyktatora niż słodkiej, bezbronnej
istoty z brzoskwiniową cerą i wielkimi, wilgotnymi oczami.
Dlatego gdy przygoda z pilnowaniem dziecka się powtarza, hardziejemy i twardniejemy ostatecznie.
Wprowadzamy środki przymusu,
opresji i perswazji.
Stosujemy tortury oraz brak cukrów prostych.
Stosujemy tortury oraz brak cukrów prostych.
Apage satanas ze Frankas!
Robimy to co najlepsze dla
nas, bo najlepsze dla dziecka jest najwyraźniej nie tyle zostanie wspaniałym ideowcem wierzącym w siłę wyobraźni
i pasji i ciekawym świata ale gumowatym i rozlazłym konsumentem uzależnionym od
figurek obaczonych w filmach Disney’a, lalek Barbiów, kart z piłkarzami, gier
na konsolę, kreskówek oraz czipsów i napojów musujących.
(Przestałam już oceniać rodziców -
ludzi czasem bardzo inteligentnych, ekologicznych, probiotycznych i ogólnie – całkiem do rzeczy. Którzy i tak
nie wygrają z tym, co z dziecka zrobi szkoła pełna utopców. Nie
ma szans. Nikt nie ma szans. Oni nie mają szans i ja nie mam szans.)
Nie lubię cię, przedstawicielu następnego pokolenia.
Nie lubię cię, przedstawicielu następnego pokolenia.
Nie lubię cię bardzo.
Ale zrobię z ciebie kogoś do lubienia.
(Halo, czy ktoś powiedział, że ja nie mam szans?)
Ale zrobię z ciebie kogoś do lubienia.
(Halo, czy ktoś powiedział, że ja nie mam szans?)
Pokaże ci teraz jak jest w
obozie zagłady, którego to, na skutek fartu historii, nie zdołałeś poznać.
Zrobimy też 30 przysiadów dla wzmocnienia krążenia i zobaczymy czy umiesz salutować gdy
wypowiadam twoje imię. Nauczymy się na pamięć wierszyka i nazw drzew (czyli
nie chcesz obiadu najwyraźniej?). Nauczymy się liczyć do dziesięciu. Po angielsku.
Masz to w szkole i już umiesz, już się naumiałeś? Więc się po francusku
nauczymy oraz jednocześnie nauczymy się jak się głupio nie podkładać, mon amie.
A teraz narysuję ci człowieka bez skóry i poznamy nazwy wszystkich or-ga-nów. I
jak się je sy-la-bi-zu-je. Wątroba, zobacz, to jest wątroba, organ o wiele
ważniejszy od serca, w ogólnym rozrachunku. O, pacz, już wieczór? To tera marsz
na balkon oglądać gwiazdy, dzisiaj Orion w pełnej krasie. 30 przysiadów dawno
już nie robiłeś. I nie skończyłeś kolorować organów. Gdzie masz listki do
zielnika, które zebraliśmy? Zgubiłeś? No to POŚPIEWAMY.
Nie rozśmieszaj mnie tym swoim żenującym ‘Puść mi bajki!’ tu safanduło, ty nieletni zgnilcu, ty disneyosynku. Wyrwę z ciebie te chwasty współczesnego zepsucia, choćbym się miała wysrać napisami z czołówki Gwiezdnych Wojen, wersja na konsolę.
Nawet jeśli nic nie zdziałam i
będą to jedynie 3 godziny w tygodniu.
I nie, na wszelki wypadek, nigdy nie odwrócę się do ciebie plecami ;)
Choć oczywiście nie mogę być pewna czy dorosły Franek doceni te wysiłki i będzie mi na starość przynosił czekoladowe trufle do domu spokojnej starości.
I nie, na wszelki wypadek, nigdy nie odwrócę się do ciebie plecami ;)
Choć oczywiście nie mogę być pewna czy dorosły Franek doceni te wysiłki i będzie mi na starość przynosił czekoladowe trufle do domu spokojnej starości.
Bo może wpadnie tylko po to
żeby zaśmiać się demonicznie i...no, domyślcie się.
W następnej części Poradnika Singla do spraw dzieci obcych zaprezentuję listę pomocnych lektur.
W następnej części Poradnika Singla do spraw dzieci obcych zaprezentuję listę pomocnych lektur.
Czy masz absolutną, całkowitą i stuprocentową pewność, że rodzice Franka tego nie przeczytają? :D
OdpowiedzUsuńA może jest tak:
1. Oni mają to przeczytać i zaprzestać głupich propozycji,
albo
2. A kij im w oko,
albo
3. Rodzice franka sami chętnie zamknęliby go w szufladzie,
albo
4. Wszytko to fikcja,
albo
5. Oni wiedzą, że Inw. K. to niezła jajcara jest, ale dobrze wychowana, co można i należy wykorzystać,
albo...
O tej porze roku wieczorem Oriona nie widać. Ech, ci mikrobiolodzy... :)
Pozdrawiam :) I uściski dla Franka!
Franek jest zlepkiem kilku moich szczęśliwych przypadków i kontaktów singielsko-dziecięcych (brzmi jak nowa wersja europejskiego zakładu fryzjerskiego ;)
UsuńPrzewija się tenże multiFranek przez różne etapy swojego rozwoju i czasu i takoż jest z nieboskłonem (dobrze, że jesteś czujny, zrozumiesz też zatem podwójną wagę okrucieństwa!)
Franek, ten dorosly, kaze Ci robic 30 przysiadow przy balkoniku, a trufle (moze) dostaniesz, kiedy zaspiewasz Bohemian rapsody na dwa glosy i policzysz do stu w starochinskim. Na Twoim miejscu zatem przemyslalabym te eksperymentalne metody wychowawcze na malym Franku. ;)
OdpowiedzUsuńFakt, dzieciom trza teraz dogadzać ;)
Usuń(Niedoczekanie!)
Wiem, że tutaj człowiek powinien wzbić na wyżyny swojej elokwencji, ale powiem trywialnie- uśmiałam się
OdpowiedzUsuńCeluję w zjawisko zwane trywialencją ;) zatem o żadnym obowiązku wzbijania nie ma mowy - to są jakieś podłe plotki!
UsuńUkłony.
Ciekawa jestem, czy druga część poradnika Ci się przyśniła, czy naprawdę udało Ci się choć część z Twoich pomysłów zrealizować.
OdpowiedzUsuńA propos - nie podałaś mi nazwy tej czekolady, pospiesz się, może zdążysz do następnego wyjazdu i powrotu :)))
Buziaki!
Jakie przyśniła, nic nie przyśniła, wszystko jest autentyczne, na podstawie mojego potu, krwi, łez i kup! (tzn to ostatnie tylko dla wyjustowania dramatyzmu ofkors )
UsuńMoże jestem wredna, ale nigdy nie bawiłabym obcych dzieci. Nawet gdyby poprosiła mnie o to moja najlepsza przyjaciółka. Od tego są opiekunki, którym się za tą trudną pracę płaci.
OdpowiedzUsuńBardzo cenna opinia, wezmę ją sobie do wątroby - ale czego się nauczyłam, to moje.
UsuńGłownie tego, że tylko cudze i tylko 3 godziny ;)
Inwentaryzacja, wiesz, że nigdy w życiu nie wpadałam na pomysł podrzucenia dzieci znajomym...? Trochę mam do Ciebie żal, że tak późno podsunęłaś mi ten cudowny pomysł... Nie dam rady skorzystać. Ja jestem oczywiście odpowiednio młoda, żeby wieczorami wychodzić, tylko te moje dzieci jakieś takie... niestosownie duże.
OdpowiedzUsuńAle nie na tyle duże, żeby z tobą wychodzić?
UsuńAlbo podwozić cię autem? To zawsze jakiś bonus.
Bardzo mi przykro, że podsuwam dopiero teraz, doprawdyż, w tym kraju żyłoby się lepiej gdybym mogła udzielać porad jakoś bardziej globalnie, hyhy ;)
Nie doznałam niełaski pilnowania cudzych. No, może kilkakroć przez kwadransik. A tyle się mogło wydarzyć!:)
OdpowiedzUsuńPrzez kwadransik to jednak niewiele.
UsuńPoza tym ty, zdaje się, cudze dzieci uczyłaś, a to dopiero ból, jak w tej klątwie: "obyś..."
Masz czas w poniedziałek? Bo muszę wyjść z młodszym, to starsze Ci podrzucę, co? ;)
OdpowiedzUsuńJeśli dziecko będzie zawinięte w Łowców głów to, Zanim zasnę, możemy negocjować ;)
UsuńNo proszę, jaka świadoma odpowiedź. :)
UsuńJestem profesjonalistką w kwestii roszczeń literackich ;)
Usuńunikam dzieci, chociaż one mnie nie
OdpowiedzUsuńech
kiss
Ja mam odwrotnie z psami ;)
UsuńJa w kwestii dzieci uzależnionych od kolekcjonowania kart z piłkarzami. Nie wiesz nawet, jak cenię to, że nie oceniasz (czytaj: nie oceniasz negatywnie) ich rodziców. Na szczęście nawet Mistrzostwa Świata w Brazylii kiedyś się kończą. Wyzwolenie jest już blisko!
OdpowiedzUsuń(a co do głównego tematu: w życiu nie zaopiekowałabym się cudzymi dziećmi. Własne ogarniam, cudzych się lękam)
Mam nadzieję, że macie na składzie również chrupiącą kartę tego piłkarza-zgryzka, jak mu tam ;)
UsuńByle do końca mundialu - racja!
Pobiegłam w te pędy przewertować album Starszego. Zgroza! Nie mamy! Jak tu żyć, droga Inwentaryzacjo, jak żyć?!
UsuńSolidnie napisane. Pozdrawiam i liczę na więcej ciekawych artykułów.
OdpowiedzUsuń