Pomijając kwestie
najistotniejsze, jak ta, czy wierzysz w Boga czy nie, jest jeszcze mnóstwo
innych powodów, dla których warto się czasem wybrać i zobaczyć, jaki tam mają
repertuar.
1. Atrakcje sezonowe: Szopki świąteczne.
Na żadnym dramacie, gdzie umiera
dziecko chore na raka, a kotka rozjeżdża pijany kierowca, nie płaczę tak
rzewnymi łzami jak oglądając współczesne szopki w kościołach. Boziu przenajświętszy!
To przechodzi boskie pojęcie, co tam jest.
Czasem jest żałość w wydaniu
minimalistycznym – sucha chałupka i
szyny, a po szynach z głuchym warkotem, przesuwają się: Krakowiak
pamiętający czasy Gomułki, żołnierz z urwaną i przytroczoną nazad, przy pomocy
Kropeki, ręką oraz trzech dziadów oprószonych brokatem (królowie). Naokoło
wata. W chałupce siano i plastikowa krówka oraz szczęśliwa rodzina, co powiła
dziecko marki Made in China.
A innym razem, w innym kościele orgia, barok, odpust, eklektyzm,
polówka u Chińczyka, sześć metrów kwadratowych cudowności. I to już nie jest
mała liga: mamy Barbi i Kena w owijce z
serwetek, pluszowe misie, pieski ogonem machające, żołnierzyki ołowiane
z tym, że plastikowe, wyciosani z drewna górale, gipsowe anioły, zwierząt
więcej niż w Zoo, w tym: baranki cukrowe, zebry i dinozaury. Hipsterska impreza
na kwasie w skali mikro. Cyrk przyjechał, witamy, zapraszamy. Wesołe miasteczko
a la carte, polecane danie: kij w ślip!
Obok tego majdanu stoi kościelny
i doprawdyż nie wiadomo, czemu on nie trzyma wiatrówki, bo chętnie dałabym na
tacę dwudziestaka by sobie postrzelać do celu i coś wygrać z tej menażerii, z
tego chrajst-bestriarium.
Ale są też kościoły, gdzie ściąga
się (uwaga: trudne słowo) artystę
plastyka i on odwala kawał dobrej, gustownej roboty. Są też regiony słynące
z szopkarskich tradycji i konkursów dla twórców ludowych. I bywa tam naprawdę
imponująco i można zamiast estetycznej zapaści doznać wizualnego katharsis.
Amen.
2. Można pośpiewać i nawet jak się fałszuje, to wszyscy muszą
nadstawiać drugie ucho
Każdy ma czasem ochotę się
wydrzeć, a jeśli prysznic, mąż-męczennik i głuche na nasze argumenty dziecko
nie wystarczają do osiągnięcia upragnionej oktawy
możliwości, to cóż jeszcze pozostaje? Imieniny u rodziny i Hej, sokoły? Tymczasem w kościele można
pośpiewać na całego. Oczywiście dobrze jest znać słowa, o ile nie jest się
Dudziakową ;). No ale kto nie zna kolęd? My, Polacy, mamy je w głębokim gardle.
W pozostałe niedziele repertuar
jest mroczniejszy i nie obejmuje, niestety, takiego, dajmy na to, całorocznie
radosnego gospel, jak u Murzynów, plus tańców-pląsańców (też z Murzynami, tj, o
przepraszam, Afrykanerami). Ale jak posłuchamy w radiu współczesnych polskich
piosenkarzy to naprawdę śpiewanie o kroczeniu ciemną doliną nie wydaje się
wcale takie złe ;)
3. Można się pogimnastykować czyli niektórzy mają Chodakowską a inni
Moherowską
Pamiętacie Jagienkę z Krzyżaków –
dziewczynę, która pośladkami rozgniatała orzechy? Gdzie waszym zdaniem ona
takich pośladkowo właściwości się dorobiła? Ano na pacierzach.
Kto spróbuje poklęczeć przez dwie
minuty, będzie już wiedział od czego się robią żelazne pośladki ;) Są leniwce,
które nigdy nie nauczyły się klękać tylko wypinają
się w jakimś dziwacznych półprzycupie i szczęść Boże, jeśli w zatłoczonym
kościele nie trzymają zadka na wysokości naszego niucha!
A to nie wszystkie atrakcje. W
ciągu godziny w kościele ciągle trzeba wstawać i siadać i klękać i wstawać i
zapewniam, że żadna godzina nie jest tak bogata w program rozprostowujący
kości. Nie jest to może Chodakowska
tylko Moherowska. Nie jest to skalpel tylko raczej klęcznik. Każdy realizuje taki program,
na jaki go stać, tam gdzie może.
A wstajecie rano żeby biegać?
Równie dobrze możecie pójść na 6.00 na roraty – ta sama skala męki, ale ponoć
można zarobić na życie wieczne. Porannego biegania nie jestem w stanie
uzasadnić niczym...;)
4. Po cholerę ci terapia za
100PLN za godzinę jeśli za darmo masz spowiednika?
Zrobiłeś świństwo, zdradziłeś
współmałżonka, ukradłeś z kasy państwowej unijną dotację lub może przejechałeś
rowerzystę, co nie jechał po ścieżce, i uciekłeś z miejsca wypadku? Właśnie
teraz w jakimś mafijnym warsztacie za ciężkie pieniądze klepią ci blachę? Źle
ci z tym? Warto więc przyoszczędzić na terapii, z zamianą na prawnicze opłaty,
i zamiast tego wybrać się do spowiedzi. Masz pewność, że spowiednik cię nie
sypnie. Możesz mu zabrać dowolną ilość czasu i do woli analizować problemy z
matką („ona temu winna, ona temu winna...” wiadomo). Niestety nie na leżąco, za
to w uroczo małej, drewnianej skrzynce. Możesz oczyścić sumienie, możesz się
poczuć jak po wizycie w duchowym klopie po tygodniowej obstrukcji. I możesz
uzyskać rozgrzeszenie, a wszystko to za darmo!
Pamiętaj, że jak spowiednik każe
ci w ramach pokuty ‘odmówić koronkę’
to nie znaczy, że masz żonie odmawiać fikuśnej bielizny, o którą cię prosiła na
imieniny. To modlitwa jest! ;)
5. Msza lepsza od niani oraz jak się znaleźć w centrum zainteresowania
tłumu wiernych
Jesteś umęczoną, całodobową
matką? Ledwo ciągniesz ze zmęczenia? Idź na godzinę do kościoła, wypuść dziecko
samopas i się zdrzemnij. Scenografia jest idealna, lud porozstawiany gęsto,
więc dziecko może spokojnie biegać slalomem między parafianami. A jak się
dziecko znudzi, to może pograć w gry na ołtarzu oraz z innymi dziećmi z wolnego chowu i bezstresowego wychowania potańczyć
i pośpiewać w kółku graniastym. Koniecznie w trakcie kazania. Niech dziecko
ćwiczy bycie w centrum uwagi przed tysięczną publicznością i zobaczy jak się z
tym czuje, zanim postanowi zostać celebrytą.
Natomiast uważaj na takie wredne,
bezdzietne baby jak ja.
Bo jak to
dziecię osiągnie szybkość niedozwoloną na drogach krajowych, to w końcu ktoś o
ułomnej cnocie cierpliwości (kto? oczywiście JA) spróbuje je łagodnie pouczyć
(podejście pierwsze), stanowczo poinstruować (podejście drugie), zastraszyć
(podejście trzecie – najżałośniejsze) oraz, cóż, przyznaję się i proszę o
wybaczenie: podstawić nogę (podejście ostatnie, efekt: trafiony-na posadzce
rozpłaszczony). No ale tak to czasami jest, ze nie wie prawica co czyni lewica
oraz nie wie i prawica i lewica, co czyni nogawica ;). A nogawica
podstawia, bo jesteśmy tylko ludźmi, nieprawdaż. Oraz też mamy ludzkie chętki
by się móc znaleźć w centrum
zainteresowania całego kościoła, co się może zdarzyć tylko w trzech
przypadkach: na naszym ślubie, pogrzebie oraz gdy biegnącemu dziecku nogę
podstawimy. Amen.
6. Można dawać na tacę i zyskać życie wieczne albo zabierać z tacy i
zyskać na wieczne życie
Nie stać cię na Tico, urlop w
Międzyzdrojach i ogólnie nie masz możliwości żeby zrobić na kimkolwiek wrażenie
finansowego dobrobytu? Unikasz telefonów z banku, gdzie ścigają cię za debet?
Wykłócasz się z kasjerką z Biedro, że ma ci oddać grosika? Idziesz do Lidla
stoczyć bitwę o taniego karpia, bo prędzej dasz się zadusić niż przepłacisz? W
niedzielę możesz sobie odbić - możesz wrzucić na tacę Mieszka lub Chrobrego i
zażyć ławkowego sąsiada, który spłonie ze wstydu, ściskając w spoconych ręcach
żenujące dwa złote! Dobrze piarowo wyedukowany kościelny ładnie ci powie Bóg zapłać, a sąsiadowi tylko prychnie.
I jesteś pan!
(Tylko nie siadaj obok tej
kasjerki i emeryta, którego zdzieliłeś odebranym karpiem promocyjnym ;)
I w ogóle wszędzie te paj-pale,
kary bankomatowe i przelewy, a w kościele nadal bardzo głodny retro koszyczek,
mmm ;)
7. Między celebrytą a zbukiem czyli intelektualna hierarchia kazań
Tak jak krajowa scena celebrycka,
również Kościół posiada swoje gwiazdy
ewangelizacji, księżuli tak przystojnych i charyzmatycznych, że nie tylko,
że mucha nie siada, ale i gołąb nie narobi. Pasterzy wyrywanych sobie
desperacko przez parafie z rąk do rąk, gdyż nierozmnażalnych jak chleb i ryby.
Tacy cytują Hezjoda i mówią łaciną tak, że panienkom z podniecenia
intelektualnego drżą kolana. Tacy urządzają pogadanki, gdzie z pełną erudycji zapalczywością analizują najpopularniejszą
swojego czasu książkę Europy (milijony nakładów!) czyli Biblię. Wbrew pozorom
nie jest to tomiszcze nudne, zwłaszcza dla wielbicieli sag w stylu Gry o Tron.
Również w Biblii trup ściele się gęsto, pełno jest niegodziwości, zdrad, kazirodztwa,
nierządnic i ludzi o wybitnym levelu pecha (Hiob). Oczywiście komu w
nieczytającym narodzie chciałoby się zstępować w ciemną dolinę pełną gęstych
linijek drobnym druczkiem, dlatego można iść na jakiś gościnny odczyt,
katechezę lub rekolekcje, wygodnie usiąść oraz dowiedzieć się jak to było i od
razu, co się ma o tym myśleć ;).
(Na takich wykładach, tak samo
zresztą jak na wykładach o masonach czy o historii satanizmu w Europie, zawsze
warto mieć przygotowane jakieś jedno, elokwentne pytanie, np: Gdzie tu jest toaleta?;)
8. Karta dań Pascala
Pascal to nie tylko kucharska
franca z TVN, ale i francuski myśliciel, który otworzył w XIX w. Zakłady
Pascala, gdzie produkował dowody na opłacalność wiary w Boga.
Musimy uważać, bo ani się
spostrzegliśmy a żyjemy w czasach grecko-rzymskiej
mitologii: mamy szereg bóstw i półbogów, których wielbimy, zakładamy im
fancluby i czytamy o nich w gazetach i na pudelkach. Mamy Afrodytę Angelinę,
Marsa Pitta, Herkulesa Pudziana i Charona Maciarewicza. Jak inaczej nazwać tę
idiotyczną, czasochłonną i niezdrową tendencję do marnowania czasu na śledzenie
z wypiekami (na twarzy lub z piekarnika) ich losów i dokonań, jeśli nie kultem?
Maryja może i corocznie powija syna, ale istotniejsze najwyraźniej, że i
Kożuchowska powiła w tym roku, bo w każdym piśmie ma rozkładówkę. Niepokoi mnie
też rosnąca popularność takich person jak wróż Maciej. Żebyż on jeszcze był
zabawny chociaż! Jeśli społeczeństwo zamienia katolicyzm na inszą ideologię, to
niech to nie będą nocne telefony do wróżów stawiających taroty, bo to jest
bardzo nie halo.
Telefonować się powinno w dzień,
a interesować życiem grzesznych sąsiadów, wiadomo.
9. Architektura warta kalambura
Znacie kościoły pełne przestrzeni
i światła? Monumentalne budowle, pełne rzędów kolumn, żyłek na marmurowych
schodach, poczerniałych od dymu kadzielnic olejnych obrazów, rzeźbionych
zwieńczeń w kształcie głów zwierząt.
Warto wytrzymać godzinę choćby po
to, by zaobserwować grę świateł w środku, płynących po ścianach świątyni
słonecznych promieni, białych jęzorów liżących posadzki.
Tego się nie zobaczy wpadając na
5 minut i pstrykając fotę aj-cosiem.
Kościoły należy oglądać z wielu
perspektyw. Z antresoli organisty, z ambony, spod ołtarza.
W Polsce mamy wiele pięknych
kościołów, klasztorów, kaplic i opactw. Dobrze znać Notre Damme,
ale zrobić krajowy, wakacyjny tour de clashtore też warto. Podziwiać strzeliste
gotyki i barokowy nadmiar. Popatrzeć na putta i oceniać w jakich latach były
konserwowane, co można poznać po fryzurach :).
Warto w takich miejscach,
niezależnie od wyznania, posłuchać koncertów organowych (a ma taki organ parę,
że hoho) albo gregoriańskich chorałów albo takiej, dajmy na to, mozartowskiej
mszy. W letnie dni można po prostu posiedzieć w chłodzie i ciszy tych zdobnych
murów. Ulotny zapach stęchlizny z krypt pod posadzką ma bardziej intrygującą
nutę niż niejedne perfumy. Tak pachnie dziedzictwo kulturowe, ideologia
pokoleń, które przez wieki zaludniały te budowle.
Zatem oczopląs, uszopląs albo
nosopląs gwarantowany.
10. Pasterka jest w środku nocy!
Ale fajnie, że zamiast
przewracać się w łóżku przed telewizorem, próbując z godnością strawić obfitość
wigilijnej kolacji (Królestwo Niebieskie za Raphaholin!;), możemy zaznać
spaceru wśród gwiazd i iść na jedyną dostępną nocną imprezę kościelną. Zaznać
tam ruchu, szopkowego katharsis, podręczyć cudze dzieci i się powydzierać, ha.
...............
Im jestem starsza, tym bardziej religia interesuje mnie z antropologicznego
punktu widzenia. Czy to gorzej czy raczej bardziej nowocześnie? Bardzo współczuję ludziom, którzy nie
odkrywają w sobie ciekawości świata w tylu możliwych odsłonach, tylko odrzucają
ją w czambuł jako Ciemnogród, po czym zasiadają w auto
i w niedzielę jadą do
Ikejów na zakupy sklejki do samodzielnego złożenia. Tymczasem na złożenie
metafizycznego szkieletu życia czasu brak. Współczuję ludziom, których nie
interesuje jak żyją Pigmeje, jak piorą kobiety w Amazonii, jak po posiłku z
uprzejmości bekają Chińczycy, jak Polacy w kościele śpiewają kolędy w Adwencie.
Cóż za antropologiczne ubóstwo w
świecie tylu odcieni i przekonań. Cóż za kulturowe kalectwo. Przyjąć tezę o doczesności, zaklajstrować
się w sosie postmodernistycznie ateistycznym i chuj. Zapomnieć o
kulturowych korzeniach matki Europy.
Duchowa pustka jest smutna,
antropologiczna ignorancja to dramat.
Dziękuję za uwagę i życzę dobrej
zabawy w te święta ;)
Nie, nie, nie. Ani dziś, ani jutro nie będę składać metafizycznego szkieletu życia, nie ma mowy. Zwłaszcza, że im jestem starsza (też mnie tak nachodzi), tym bardziej dochodzę do wniosku, że polskie kościoły w święta to bardzo smutne miejsca. Z antropologicznego punktu widzenia rzecz jasna.
OdpowiedzUsuńDlatego dziś popatrzę jednak na świat, mimo wszystko, deologicznie.
Wszystkiego dobrego:)
PS. Odwaliłaś kawał dobrej roboty, możesz odgryźć głowę Mikołajowi.
A patrz sobie nawet i logicznie, szkielet zostawiając w szafie, prosz cię bardzo ;)
UsuńMikołaja oszczędzę, zadowalając się głową lokalnego proboszcza ;)
Jak rany, chyba, po ostatnim akapicie, kupię sobie na alle stare wydanie Fraziera i zatopię się w lekturze :)
OdpowiedzUsuńZatopienie to bardziej w lany poniedziałek, nieprawdaż. Macham ci zatem Złotą Gałązką, nie będąc do końca pewną, którego Fraziera chcesz zmęczyć ;)
UsuńPozostając w klimatach katastroficzno morskich - trafiony, zatopiony :D
UsuńNo tak, nie wiem skąd mi się to "i" tam wzięło. Pewnie przez te syberyjskie mrozy :P
Usuń:) Buziaki
OdpowiedzUsuńkonta uściski!
UsuńRewelacyjne czytanie z listu krotochwilnego do blogerian! Alleluja!
OdpowiedzUsuńBardzo zgrabnie to określiłaś, alleluja :)
UsuńAmen
UsuńPrzyznam się, mą szeri, że miałam trzy podejścia. Za każdym razem stwierdzałam, że krew odpłynęła mi całkowicie z mózgu do trzewi, a wiadomo, że przychodzić tu z bezkrwawym mózgiem to faux pas ciężkiego kalibru. Musisz mi to jednak wybaczyć, pójdę się z tego wyspowiadać.
OdpowiedzUsuńAle, że katujesz dzieci w kościołach?! A może to akurat msza dla dzieci, hę?
Mózg koszerny? Hm.
UsuńMnie krew odpływa jak widzisz czasem do nogawicy, heh ;)
Alleluja Sioster:) Ostatni raz w kościele na mszy byłam w latach 80 tych, na koloniach w Barlinku. Niestety, zostałam brutalnie potraktowana przez tamtejszych parafian, siłą i gwałtem wyniesiona spod lawki i wystawiona na zewnątrz. Od tego czasu jestem obrażona i nie zaglądam,:)
OdpowiedzUsuńWiadomo, każdy człowiek to inna historia parafialna, siostro ;)
UsuńOJ, czy tam aby jakiego gustownego stosiku Ci nie szykują agenci Opus Dei?....
OdpowiedzUsuńNo wiesz, teraz to się spodziewam paczki z Krytyki politycznej co najmniej ;)
Usuń:)
OdpowiedzUsuńBardzo apostolski poradnik, Krotochwilo. Komentarz tak zagęszczony frykasami, że można wybierać do czego najporęczniej się uśmiechnąć. Ja tylko dwa słowa o fotkach. Parówy w szopce?! I ten kościół o oczach po wytrzeszczu (i z przesuniętą jamą ustną)... Cudo nie cuda. Pozdrawiam świątecznie. Może dam się namówić, to będzie i kościelnie. :)
Ta mięsna szopka mię wprost urzekła, cóż mogę powiedzieć, takoż to zadziwiające wejście do kościoła. Pozdrawiam i zasyłam :)
UsuńTo ja dopiszę punkt 11. Można iść się pomodlić. Alleluja :)
OdpowiedzUsuńChyba Ale-leje!
UsuńO śnieg w każdym razie już się nie trzeba modlić, uf ;)
UsuńTy chyba oszalałaś? Blogerów ewangelizujesz (choć dość pokrętnie, trzeba przyznać)? A to ci dopiero! W ten sposób nigdy nie zostaniesz sławną blogerką-influenserką ;-)
OdpowiedzUsuńJeszcze mi się nie zdarzyło, abym był w więcej niż w jednym kościele w jedne święta i chyba się nie zdarzy. Nawet obietnica najpaskudniejszej szopki na świecie mnie nie zachęci. Bywam tam bowiem nie dla szopek, ale dla towarzystwa.
OdpowiedzUsuńZa to organu słuchiwam, a tak. I to jakiego! Nie macie takiego w Warszawie, jakiego ja słuchać mogę. Kontempluję wówaczas putta, jak zalecasz, oraz w szczególności coś, co nazwałem najpierw na swój użytek domkiem, zanim zrozumiałem, że to pulpit, na którym mnisi w czasie jutrzni księgę kładli, by przy świelte świecy ją odczytywać, a może i do dziś to czynią, czego się nie dowiem, bo w nocy do kościoła nie podążę.
Na zakończenie tego przydługiego komentarza, usprawiedliwonego jak mniemam długością posta, chciałbym zapytać, czy Dudziakowej wolno w Boże Narodzenie śpiewać Tico Tico w kościele, wyrazić swój zachwyt dla obrazka "Nie dała mu matula sukienki" oraz wyznać głębokie wzruszenie pomięszane z podziwem dla Panienki za użycie frazy "i chuj" przy końcu notki :)
Faktycznie, chyba wypadałoby skorzystać z usług choćby 'wuja' skoro temat tak doniosły. Ale chciałam tak antropologicznie plebejsko wypunktować ten punkt, heh
UsuńOrganu zazdraszczam, choć nie domniemuję, czy to ten w Oliwie, czy skądinąd, hm.
Brzmi obiecujaco, ale nie wiem, no nie wiem....
OdpowiedzUsuń'Nie wiem, nie wiem' to uniwersalna odpowiedź filozoficzna a nie teologiczna ;)
Usuń