Dzisiaj przedstawię dwa filmowe przypadki
zmagań młodzieży licealnej (wersja męska i damska) z grupą rówieśniczą w celach
osiągu najwyższego pułapu popularności szkolnej.
Oto hamerykańskie filmy, które miałam okazję
sobie obejrzeć raczej dawno, w okolicznościach obecnie nieidentyfikowalnych.
Choć zazwyczaj nie jestem targetem tego rodzaju filmografii (amerykańskie
liceum? seriously?) to poniższe okazy obejrzałam bez bólu a nawet z pewnym
rodzajem zainteresowania. Ho, ho, ho – pomyślałam oglądając jeden. Hy, hy, hy –
drugi.
Dzieci (wszelakie) zaczęły właśnie szkolną
przygodę, więc jest okazja, by wrzucić filmową szkołę na ruszt.
Nie ma tu żadnej patologii i psychozy,
ot, po prostu quasi urocze dykteryjski, w
których możemy przenieść się do przeszłości i zacukać nad wyższością rodzimego
szkolnictwa.
Chyba.
To znaczy chyba szkolnictwa rodzimego, ale na
pewno kiedysiowego. Nie obecnego.
Bo jak widziałam niedawno rozbrykanego acz
mikrego sześciolatka przyjaciółki, który właśnie został wchłonięty przez
szkolną ławę, to jednak myślę, że szkolnictwo obecne to ZUO. To tworzenie
ekwiwalentów ludzkich półproduktów intelektualnych (albo intelektualnych
półproduktów ludzkich ekwiwalentów eee? Zresztą, sami to sobie złóżcie, jako
produkty normalnego systemu kiedysiowego – to mniej możliwości niż z pinem do
bankomatu ;)
'Charlie Barlett' (2007)
Bohaterem filmu jest nastoletni uczeń
Charlie, grany przez młodego i obiecującego aktora hamerykańskiego, Antoniego
Jelcyna. Tak właśnie, gdybyście się zacukali nad nieprawdopodobnością
nazewniczą, nazywają się w dzisiejszych czasach młodzi, dobrze zapowiadający
się aktorzy hamerykańscy ;). Uroczy Charlie po zmianie liceum i dostaniu bęcków
od miejscowego mięśniaka zaczyna wprowadzać w życie plan zostania
najpopularniejszym uczniem w szkole.
Nie jest mu trudno: jest inteligentny,
bogaty, ekscentryczny i działa z marketingowym rozmachem. Urządza w szkolnym kiblu
gabinet terapeutyczny dla uczniów z problemami i odsprzedaje im wyłudzone od
własnych psychiatrów leki. Na jednej z imprez daje się rozdziewiczyć córce
dyrektora (Robert Downey Jr., w non-iron garniturze), alkoholika który nie ma
serca do administrowania nastoletnimi zasobami szkoły, z Charliem na czele.
Najzabawniejszy jest system dziecięcej
psychoterapii, w szpony którego dostaje się nasz bohater. Polega on na faszerowaniu
problematycznych (czyli jakkolwiek odstających od normy) dzieci całą gamą psychotropów
uspokajających.
Idea terapii jest taka: jeśli po
farmaceutykach czujesz się dobrze, to znaczy, że tego było ci trzeba. Jeśli
czujesz się źle to znaczy, że potrzebujesz innych, silniejszych leków.
Właściwie ten wątek, obok niewątpliwego uroku Jelcyna, robi film. A w tle
zagadka: gdzie podział się tatuś łebskiego nastolatka?
Nie ma jak pograć z mamunią na pianinie (ach, ta bogata młodzież!) |
ps.Ponieważ film ma już kilka lat, możliwe,
że Antoni nie jest już młody ani obiecujący.
'Łatwa dziewczyna' / 'Easy A' (2010)
Oliwia jest inteligentną uczennicą liceum,
piszącą niszowego bloga o własnym nieprzystosowaniu szkolnym. Jako osoba
czytająca lektury (np aktualnie przerabianą „Szkarłatną literę”) zamiast
oglądania filmowych odpowiedników (czyli, nie mającego nic wspólnego z
oryginałem, romansogniotu z Demi Moore, ze sceną miłosną w stodole na sianie;)
jest w intelektualnej mniejszości. Rodzina Oliwii składa się z uroczych,
liberalnych rodziców oraz adoptowanego, czarnego brata, z którym przy śniadaniu
żartuje się na tematy niepoprawne politycznie („Och, naprawdę? Jesteś
adoptowany? Nie zauważyłem!”... Oh, naprawdę, ci liberalni demokraci, muf muf).
Dziewczyna wpada w pułapkę, gdy plotka, którą
sama na swój temat wypuściła, wraca do niej, że tak skorzystam z rodzimych
przysłów, beefem czyli wołem. Plotka ta głosi, że Oliwia jest rozpustnicą i sypia
z kim popadnie. Wiadomo, ze młodzież licealna jest okrutna i żywemu nie
przepuści a co dopiero szkolnej szmacie. A Oliwia zaczyna coraz zapalczywiej
grać postać, którą stworzyła i przechadza się po szkolnych korytarzach z
wielkim, szkarłatnym ‘A’ naszytym na obscenicznym gorsecie.
Finał będzie
przewidywalny: więcej wejść na bloga (ha), rozbicie małżeństwa ulubionego
nauczyciela (przypadkiem) oraz pogłębienie kontaktu z matką, która w czasach
licealnych też prowadzała się rozlicznie i ochoczo, z tym, że naprawdę (szkolna
szmata idealną kandydatką na żonę? Ach, ci liberalni demokraci ;)
Tatuś wyznaje, że kiedyś (raz) był gejem (oj tam, oj tam) |
Główną rolę gra Emma Stone, aktorka o uroczo
plastelinowej fizis.
Film, mimo bycia (niejako) satyrą (blebleble) jest
też klasyfikowany jako szkolna komedia romantyczna (zwłaszcza przez ludzi,
którzy oglądali Demi Moore w stodole na sianie ;)
Tu kryje się też wyjaśnienie, czemu nie piszę
o polskich produkcjach. Gdyby ktoś nakręcił historię blogerki, która jako
jedyna w szkole przeczytała ‘Lalkę’ a potem zaczęła się zastanawiać, jak się nastoletnio
rozerotyzować, omijając meandry katolickiego wychowania, to oglądałabym. Tymczasem
w polskim telewizorze puszczają niepełnosprawną protezę dokumentu
fabularyzowanego pt ‘Szkoła’, gdzie... nawet nie wiecie jak bardzo nie
chcielibyście wiedzieć z jak głębokiej dupy są scenopisy scenariuszy, których
tam używają.
Bardzo interesująca jest ta hamerykańska
obsesja na punkcie ukultowiania niektórych filmów dla młodzieży. Przejrzałam
sobie typy uznawane w ostatnim trzydziestoleciu za popkulturowo znamienne i
zdatne do przerobienia na gify kursujące w internetach.
KULTOWE FILMY MŁODZIEŻOWE:
Lata 80: ‘Wolny dzień Ferrisa
Buellera’ (1986) (próbuję się namówić, skoro kultowy, ale wymoczkowaty Matthew
Broderick mnie nie zachęca), ‘Stowarzyszenie umarłych poetów’ (1989) (ten gość ze
Stowarzyszenia wcale się nie zastrzelił, tylko poszedł na medycynę i
współpracował potem z dr. Housem ;)
Lata 90: ‘Clueless’ (1995),
‘Zakochana złośnica’ (1999) (ekranizacja Szekspira, joł!) ‘Szkoła uwodzenia’ (1999) (płaczcie,
wielbiciele de Laclosa i jego ‘Niebezpiecznych związków’, a rzewnie!)
Lata 00: ‘Dziewczyny z drużyny’
(2000) (nie oglądałam, bo cheerleaderizm uważam za schorzenie sportowe),‘Donnie
Darko’ (2001) ( mój absolutny faworyt, o którym pisałam tu), ‘Ghost World’
(2001), ‘Mean Girls/ Wredne dziewczyny’ (2004), ‘Elephant’ (2003)(właściwie
jeden film o masakrze w szkole to trochę mało)
Lata obecne: mam zaległości, nie wiem
nie znam się, oraz po co miałabym to oglądać, bez tej ciekawości, co mnie czeka
w liceum, nieprawdaż... ;) W następnym zestawieniu przyjrzymy się filmom z
akcją w domu starców i to uczucie ciekawości może wróci (mehehe)
"Choć raz chciałbym, żeby moje życie było jak film z lat 80" |
Jako ex-licealistka, jako córka bardziej
PRL-owskich katolików niż liberalnych demokratów, chadzająca swojego czasu w
martensach i luźnych swetrach, bez
świadomości, że z włosami można COŚ zrobić a kosmetyki służą do wykreowania na
facjacie czarnookiego a zarazem czerwonoustego klauna, oglądałam te filmy z
niejakim, refleksyjnym, zacukaniem. Gdzież się podziały niegdysiejsze śniegi?
pytam siebie, nie mając jednakowoż na myśli kokainowej kreski na sobotniej
imprezie. Gdzie te czasy niewinności, ostrej intelektualnej stymulacji (na
czele z nauką matematyki) i pierwszych, niewinnych doświadczeń erotycznych. Gdzie
długa przerwa? Ah.
I mimo przyswojenia głupawego Haloweena i
jeszcze gorszych Walentynek z kultury hamerykańskiej, nadal, niestetyż, nie
wydaje się u nas książek twarzy absolwentów danego rocznika (a poligrafia upada,
panie dzieju) ani nie organizuje zjazdów absolwentów (natomiast biznes
cateringowy ma się dobrze).
Kapitanie, mój kapitanie! Jeśli nie jesteś na
przerwie gdzieś na szkolnych korytarzach Hogwartu, to możemy powspominać stare
filmy z akcją dziejącą się w szkole, które oglądaliśmy w szkole jeszcze będąc?
Ja najczulej wspominam ognisty monolog Ala Pacino w ‘Zapachu kobiety’
(1992) wygłoszony przed szkolnym audytorium elitarnej szkoły prywatnej (ale
Al ma zawsze dobrze napisanie, ogniste
monologi. Podejrzewam nawet, że ma w kontrakcie punkt nakazujący scenarzystom
zagryzanie papryczką chilli w trakcie pisania mu monologów ;) Może to ze
względu na niepoprawną politycznie niepełnosprawność bohatera, bo w końcu Al
nie tak często grywa ślepaki, hm.
Dziękuję za uwagę, a teraz wracajcie do
dziatek by odrobić za nich lekcje ;).
Film z Emmą Stone oglądałem. Jeśli to jest komedia romantyczna, to ja nie mam poczucia humoru ani nie jestem romantyczny. Świetny film. Podobał mi się, chociaż sam do liceum chodziłem tak dawno, że już nie jestem pewien, czy naprawdę. Za to jestem pewien, że Emma jest piękna jak jasna cholera.
OdpowiedzUsuńMoim prywatnie kultowym filmem jest Flirting Johna Duigana, u nas nazwany mało trafnie "Randka na przerwie". No cóż, Flirtowanie też byłoby tytułem bez sensu.
Wróciłaś! :)
Teraz młodzież chyba w ogóle nie wie co to flirtowanie, błędnie wliczając toto do gry wstępnej. Smutek.
UsuńNo nic, jeśli kiedyś obejrzę to dam znać czy masz nosa ;)
Hm, nie oglądałam żadnego z wymienionych filmów. Nuuuudna jestem niesłychanie. Idę sobie, taka, taka skarlała. Kiss miła
OdpowiedzUsuńA po co miałabyś oglądać miła, skoro za oknem irlandzkie pastwiska masz? ;)
UsuńI ocean, ocean. Ale ziarno prawdy obejrzałam, i nie rozumiem powszechnego hejtu na ten film... Może na emigracji, polski film jest jak rodzynka w czekoladzie :*
Usuńlekcje odrobią sami w poniedziałek :)
OdpowiedzUsuńOby nie było klopsa w tej materii ;)
UsuńTo ja poczekam na przegląd filmów geriatrycznych...
OdpowiedzUsuńO nie, myślałam, że nie będzie targetu hehe! W takim razie chyba rzeczywiście będę musiała go stworzyć, meh.
UsuńKtoś jeszcze chętny?
A może eutanazyjną filmografię wziąć na warsztat na Dzień Babci&Dziadka? Hm. Zaklepane ;)
Tego mi brakowało, od razu mi wzrosła samoocena jako produktu kiedysiowego szkolnictwa rodzimego, kiedy dowiedziałem się od Ciebie, że stało na wyższym poziomie niż obecne szkolnictwo rodzime, że o hamerykańskim nie wspomnę :-)
OdpowiedzUsuńPS.
i protestuję, czarny gorset z literą A, w którym się przechadza Oliwia nie jest obsceniczny, ona w nim wygląda śmiesznie, tak jak dziewczynka która ubrała bieliznę o kilka numerów na nią za dużą.
Znaczy się w roli szkolnego mundurka ten gorset by ci nie leżał (jak ulał).
UsuńNiestety ze smutkiem muszę podważyć twoje kompetencje w kwestii doboru rozmiarówki gorsetu. Albowiem jest rzeczą wielce użyteczną aby kobieta mogła w nim np oddychać.
Widziałam ostatnio zdjęcia pań w gorsetach i dochodzę do wniosku, że to tylko i wyłącznie fotoszopa. Myślę, że żadna żyjąca kobieta nie może mieć talii węższej niż jej własna łydka...
UsuńZ filmów szkolnych wolałam te, w których charyzmatyczny nauczyciel trafia do klasy kokaino-karabino-morderców i swym talentem pedagogicznym czyni z nich geniuszy, lub chociażby przyczynia się do tego, że zaczynają wieść życie zrównoważonych demokratów.
OdpowiedzUsuńA tak, były też takie bajki. Młodzi rzewni czy coś tam ;)
UsuńBajki?! Zabrałaś mi wiarę w moc pedagogiki! Buuuu... ;-)
UsuńMam nadzieję że JUŻ wróciła.
UsuńCharlie Bartlet ? Miod. Po obejrzeniu zastanawialam sie czy nie rozkrecic tego u siebie w kolchozie.
OdpowiedzUsuńW sensie dilerki lekami? Hm.
UsuńAle co do miodu to się zgadzamy ;)
Fajnie, że nie jestem już nastolatką, nie mam żadnego nastolatka na stanie i w następnym dziesięcioleciu żadnej zmiany nie przewiduję. Jakoś...no nie mogę się przekonać.
OdpowiedzUsuńDorezucę jednak cegiełkę, bo nastolatką zdażyło mi się kiedyś być:
Kultowe filmy młodzieżowe z lat 80tych, które należy obejrzeć-
1. Real Genius - z młodym i pięknym Valem Kilmerem.
2. Ognie Świętego Elma - młoda Demi Moore, Rob Lowe, Emilio Estevez.
3. Szesnascie swieczek - Molly Ringwald, Anthony Michael Hall, John Cusack
4. Weird Science - z baaardzo młodym Downeyem Jr., Anthony M. Hallem i powalającą na kolana Kelly LeBrock.
Finito!
Zanotuję i jak mnie chwycie jeszcze kiedyś nastrój sentymentalny... Chociaż oglądanie filmów z młodymi i pięknymi aktorami, którzy wyglądają teraz jak rozciągnięte w praniu skarpety mnie frustruje (ad. 1 i ostatnia w ad.4)
UsuńDzięki.
"szkolna szmata??!"
OdpowiedzUsuńtak się przecież nie mówi.
jakie brutalne określenie.
No właśnie, a jak się właściwie mówi?
Nie wiem jak się mówi i nie jestem pewna czy chcielibyśmy wiedzieć...
Usuńps. Mam wrażenie, że niektóre brutalne określenia przeszły z czasem przez trawestacyjny magiel i straciły pierwotnie brutalne znaczenie, hm.
Kultowe filmy? Szczerze wątpię.
OdpowiedzUsuńGut, grunt to szczerość a wątpienie ma znamiona jakości filozoficznej ;)
UsuńFajny wpis!!
OdpowiedzUsuń