Stephen Criscolo |
Kiedy się w takie noce zimne, wrześniowe jak wczorajsza albo
przedwczorajsza chodzi na spacery, to depresja człowiecza dostaje dotację i
zaczyna stawiać solidną podmurówkę przyszłej siedziby. Pałacu Zimowego. Człowiek
czuje się taki samotny i nieistotny. Oczywiście, czerwony księżyc przydaje
naszej melanchujnii nieco stylu. Oczywiście w łóżku czeka na nasz powrót
rozgrzany termofor w kształcie pingwina (nawet nie pytajcie ;).W ciepłe, letnie
noce nigdy się nie odczuwa takich przykrotek, złe mary nie wyskakują zza rogu
pokrytej rosą i mgłą ulicy. W ciepłe, letnie noce człowiek, niezależnie od
wieku i sytuacji czuje, że ma przed sobą przyszłość. Przyszłość! Gdy wszystko
może się zdarzyć. Na pewno jednak nie ośmiomiesięczny dół klimatyczny, na który
rynek zareagował wypuszczając Prognostil (autentyk,
w tabletkach ;)
Tęsknię za wami, letnie noce. Może zamiast w zimie sypać
solą powinno się rozpylać podgrzane w
mikrofali pyłki bzów i jasminów? Żeby nas chemicznie oszukać, żebyśmy w jakimś
pionie psychicznym dotrwali do wiosny, nie próbując się zabić przedawkowaniem Prognostilu (mam nadzieję, że ten
produkt placement nie jest zbyt nachalny, hyhyhy).
Żal mi dawno odprawionego kochanka, który mi na dobranoc opowiadał bajki o kosmosie. To nie były prawdziwe bajki, raczej straszne historie o nieubłaganych prawach fizyki, statystyczne dane o miliardach gwiazd. Ale kontrastowała z nimi ta kojąca świadomość, że na jednej z planet, na drobnym kontynencie leżę w rozciągniętym na łóżku prześcieradle niczym w ogonie pędzącej komety. W kapsule cudzych uczuć. A złowrogie, ciemne niebo nie spadnie na mnie nieubłaganie ale powita mnie rano różowo-niebieską jutrzenką.
Tej nocy, gdy księżyc pokrył się rumieńcem, rozpaliłam
ognisko. Gdyby mi tak dupa nie odmarzała czułabym się wielce romantycznie,
niczym druidka, tańcząca wokół płomieni. Druidka z zapalniczką i butelką denaturatu w
ręku, bo ogień trzeba umieć podtrzymać.
Michał Karcz |
Dotrwałam do rana w stanie bladości i opuchnięcia podobna do
księżyca. Już białego, płaskiego, który będzie nam towarzyszył co miesiąc.
Żegnaj, krwawy księżycu.
„Księżyc. Cudowny księżyc. Pełny, tłusty, czerwonawy, noc jasna jak dzień i poświata, z którą spływa na ziemię radość, och, jaka radość. Radość i gromki zew tropikalnej nocy, łagodny, jednocześnie dziki ryk wiatru szalejącego we włosach na ręku, głuche zawodzenie światła gwiazd, zgrzytliwy krzyk migotliwie skrzącej się wody.”‘Darkly dreaming Dexter’ Jeff Lindsay
Rano, nieprzytomna, zasiadam ze śniadaniem przed
telewizorem. Nie powinnam tego robić! W ogóle tego nie robię, ale tym razem
chcę, żeby mi jeszcze raz pokazali ten księżyc. W studiu Pytania na śniadanie chłopak z Centrum Kopernika nie może zabrać
głosu zagłuszany przez panią astrolog, która pierdzieli o tym, że czasy tera
niespokojne przez ten księżyc czerwony i uchodźcy uchodzą też przez ten
księżyc, jak pływy. Pani astrolog, taka od kart i wróżb, występuje w roli eksperta i nikt
się nie śmieje. Zaraz potem na kanapie siada pani z pięcioma kotami, których
wygląd i gatunek oryginalny jest, bo powstał przez krzyżówkę z bobrami. Albo oposami. Nie pamiętam, bo się popłakałam.
„Och, ten tłusty, ten wesoło rozgadany księżyc. Ileż miał do
powiedzenia. I chociaż ja próbowałem mu powiedzieć, że wybrał nieodpowiednią
porę, że jest za wcześnie, że mam na głowie wiele innych rzeczy, rzeczy
naprawdę ważnych, on znajdował argumenty dosłownie na wszystko. Dlatego mimo,
że wykłócałem się z nim przez cały kwadrans, tak naprawdę nie miałem żadnych szans.”
‘Darkly dreaming Dexter’ Jeff Lindsay
Przy okazji – odkąd mam w sypialni (również) lampkę z
czerwoną żarówką (w świetle której zawsze wygląda się rewelacyjnie i tak
zmysłowo ;) mniemam, że gdyby więcej
kobiet było astronautkami to wybrały by na czas lądowania na księżycu taką
kolorystyczną okoliczność jak przedwczoraj.
Teraz trochę inwentaryzacji nocnego nieba dla tych, których kosmiczne zjawiska nie pobudzają.
Na koniec kosmiczne odległości oraz ponadgalaktyczne inwektywy ;):
A tutaj, przypominam, można obejrzeć dwa fajne filmidła z księżycem w roli głównej
Ja rozumiem kosmiczne cudo natury, ale czy nie można było tego zorganizować w nocy z soboty na niedzielę?!? I przede wszystkim nie aż tak późno/wcześnie?!? ;-)
OdpowiedzUsuńZ deatu wrzesień+historia wiemy przecież, że po czerwonych nie można się spodziewać terminowych zachowań ;)
Usuń*duetu
Usuńha ha ha! świetne!
UsuńDoskonałe wyjaśnienie!
:D
UsuńDyg.
W takich okolicznościach przyrody, też bym rzewnie zapłakała przed telewizorem...
OdpowiedzUsuńNajwyraźniej tego ranka płakało mnóstwo kobiet ;)
UsuńWytrwałaś na posterunku całą noc? Szacunek!
OdpowiedzUsuńJA wstałem ledwie przed piątą, wychodząc z założenia, że jak obejrzę druga połówkę zaćmienia i wykonam odwrotną projekcję myślową, to będę miał i tak całość
I tak też można, składkowo. Albo za 33 lata doskładasz do całości zaćmienia.
UsuńDobrze, kupię w końcu czerwoną żarówkę, może będzie lepiej, chociaż wątpię. Czerwony księżyc, liście, wszystko.
OdpowiedzUsuń...i usta w ciup... ;)
UsuńWarowałam do 2.30. Nic się nie działo... Po czwartej obudziła mnie konieczność. Było pomarańczowo i jakoś groźnie. Policzyłam barany do dwustu i jakoś się udało zasnąć. Uchodźcy się nie śnili, na szczęście.
OdpowiedzUsuń(Mogłaś liczyć uchodźców, dłużej by ci zeszło, ale byłoby poprawniej politycznie ;))
UsuńNo groźnie, groźnie, jak zawsze, gdy się coś białego poplami ;)
Czyli sezon na jesienną melancholię otwarty :P Anyway, warto się zakochać jesienią, szczególnie w pięknych okolicznościach czerwonego księżyca (zobaczenie tego zjawiska bez specjalnego zarywania nocy to jedyny o tej porze roku plus wstawania o 4:30).
OdpowiedzUsuńMatkoBosko to gdzie ty pracujesz, Lamperio? Czyżby w korpokazamatach kazali się już stawiać na 6.00?
UsuńZakoch wykluczony. Brak facetów w rurkach, owiniętych wełnianymi szaliczkami i subtelną aurą znakomitego poczucia humoru wyjaławia emocjonalnie.
Nie spałam, gdyż ostatnio jakoś odwykłam.
OdpowiedzUsuńO 2 w nocy księżyc bezwstydnie świecił pośladkami prosto w szybę, w pośladki wpatrywałam się godzinę. Akcja była drętwa, więc zasnęłam na godzinę. Wstałam o 4 i obudziłam całą rodzinę. Poszli spać o 5 a ja znowu nic.
Zrobiłam słownie cztery zdjęcia, ale przeżyć miałam czterysta. Na pierwsze miejsce wyszło to: czy ja dociągnę do następnego?
Też coś o takim odwyku wiem, meh.
UsuńNo właśnie, nikt nie wspominał (o dziwo) drętwoty tego zjawiska, bardziej w stylu kina europejskiego (nic się nie dzieje+plus brak dialogów ;) niż hamerykańskich filmów akcji. Doprawdyż mógłby bardziej błyskać ten księżyc czy cuś. No ale.
Słowo melanchujnia wejdzie od dziś na stałe do mego języka codziennego.
OdpowiedzUsuńChciałam jednak zaznaczyć, że nie jest mojego autorstwa ten przebłysk jesiennego geniuszu, lecz wrocławskiej poetki Julii Szychowiak.
UsuńMam nadzieję, że bardziej się ucieszy tym bezczelnym zawłaszczeniem przez masy zgnębionych aurą Polaków niż obrazi ;)
melanchujna to piekne słowo jesienne. naprawde piekne. z ksiezycem w tle to bardzo piekne. kurtyna.
OdpowiedzUsuńWłaśnie po to powstają takie posty - aby się takim zacnym słowem nacieszyć, przeżuć i wypluć. Wszak nie po to, żeby smędzić dla sportu ;)
UsuńSpektakl uważam za udany, melanchujni nie stwierdziłam, najpiękniejszy sezon roku właśnie rozpoczęty - szał radości! Jesień mnie pobudza do życia, lato zwalnia mi myślenie, Jesień i słota rulez. Właśnie wyciągnęłam moje ukochane ciepłe kocyki, miękkie poduchy i zakupiłam nowe fotele...jestem przygotowana!
OdpowiedzUsuńWspaniale, wspaniale, Gabi.
UsuńPrawie mnie przekonałaś. Ale jednak nie.