Wiadomo, że gdy jadamy sami, w gotowanie i stołowanie się
wkładamy mniej standardów europejskich. Ja tam np nie nabłyszczam talerza i nie
owijam sztućców serwetką udrapowaną w fantazyjnego łabądka. Nie podchodzę do
gara by czule umieścić w nim pora i selera, tylko rzucam nimi z drugiego końca
kuchni, patelnią osłaniając się przed deszczem wrzątku. Czasem chybiam i seler
rykoszetem trafia mnie w łeb, a potem wpada do kosza na śmieci, takie tam.
No ale jak przychodzą goście to tip-top, trala-lala, proszę wyciągnąć łabądkowi widelec z tyłka a nóż z dzioba i wsuwać żarło, a nie przeglądać się w talerzu.
(Chyba że to sąsiedzi albo blogerzy, to eee)
Na jesieni kryzys estetyki w kulinariach wzrasta. Już któryś sezon próbuję z godnością zrobić placki dyniowe i za każdym razem kuchnia wygląda potem jakby się w niej odbyła jakaś lubieżna orgia, zakończona następnie rzezią dyniowatych. Gdy potem na straganie zieleniaka widzę dorodną dynię mam ochotę od razu sprzedać jej kopa.
No ale jak przychodzą goście to tip-top, trala-lala, proszę wyciągnąć łabądkowi widelec z tyłka a nóż z dzioba i wsuwać żarło, a nie przeglądać się w talerzu.
(Chyba że to sąsiedzi albo blogerzy, to eee)
Na jesieni kryzys estetyki w kulinariach wzrasta. Już któryś sezon próbuję z godnością zrobić placki dyniowe i za każdym razem kuchnia wygląda potem jakby się w niej odbyła jakaś lubieżna orgia, zakończona następnie rzezią dyniowatych. Gdy potem na straganie zieleniaka widzę dorodną dynię mam ochotę od razu sprzedać jej kopa.
I doprawdyż, jak ktoś mi stoi w kuchni nad głową to się wiję jak węgorz przygwożdżony do posadzki himalajskim bucikiem z kolcami.
Prawdopodobnie dlatego oglądając niektóre z poniższych
filmików zawyłam z uciechy.
To cudownie stwierdzić, że nie jest się w swoich zmaganiach
osamotnionym!I że niektórzy dają tej frustracji daleko dalszy upust.
Co prawda marnacji jedzenia nie pochwalam, ale tym razem
zrobię wyjątek.
Na początek tutorial w materii zmiękczania karkówki. A potem...well.
Na początek tutorial w materii zmiękczania karkówki. A potem...well.
Oczywiście to internetowa masówka a nie trawestacyjne korepetycje z Monthy Pythona, więc efekt oglądania jest taki, że za pierwszym razem filmy nas cieszą, a potem się już tylko z tego powodu wstydzimy.
Czy ja nie powinnam pisać więcej o jedzeniu? Czy tu jest na to jakiś target? Bo kiedyś jednak obchodziłam np Mięsne piątki.
No koniec przykład cudownego projektu samoobsługowego keczupa, powstałego w ramach europejskich dotacji na wspieranie polskiej myśli techniczej ;)
No to smacznego!
Czy ja nie powinnam pisać więcej o jedzeniu? Czy tu jest na to jakiś target? Bo kiedyś jednak obchodziłam np Mięsne piątki.
No koniec przykład cudownego projektu samoobsługowego keczupa, powstałego w ramach europejskich dotacji na wspieranie polskiej myśli techniczej ;)
No to smacznego!
Gotowanie...temat, na który milczę wymownie. Ale w końcu wiem jak zmiękczyć karkówkę, całe życie człowiek się czegoś uczy:-)
OdpowiedzUsuńSłusznie, w pewnych kwestiach należy milczeć.
UsuńNp że mam teraz ochotę wyprowadzić karkówkę na spacer ;)
Gotowałam ostatnio zupę dyniową. Nikt nigdzie nie napisał, że to pluje jak wściekła lama. Ścierałam pomarańczową papkę z żyrandola, bo o u kuchence nie wspomnę :D
OdpowiedzUsuńKoszmar!
UsuńTego się nie da oglądać... tym bardziej zjeść. To ja już wolę niespecjalnie wysmakowaną i wyrafinowaną, acz chedogą kuchnię w postaci pomidorowej, ogórkowej i schaboszczaka lub mielonego (vel klopsa). ;-P
OdpowiedzUsuńChędoga sterylność górą!
UsuńOto właśnie dowiedziałam się, że moje gotowanie jest kompletnie bez wyrazu :/
OdpowiedzUsuńKuchnia połączona z salonem jest złym rozwiązaniem. Goście nie powinni widzieć detali... ;-)
OdpowiedzUsuńHehe, przypomniałaś mi Oscara Wilde'a i to zdanie, że 'ten kobieta jest jak kiełbasa i lepiej nie widzieć przygotowań' ;)
UsuńBardzo często lepiej nie widzieć i nie wiedzieć.
O!
OdpowiedzUsuńPlacki zrobię!
z Cukini
do dyni bardzoś mie zniechęciła :pp
Ja pozostanę przy fasolce szparagowej. Ciężko to rozbryzgać...;)
Usuństek tłuczony... obrzydliwy film. Odechciało mi się oglądać resztę. Kiss
OdpowiedzUsuńNo ale wiesz, że to nie na serio, nikt potem PRZECA nie zje tej kanapeczki. Mam nadzieję ;)
UsuńWiem, że nie, ale nie lubię zabaw jedzeniem, nawet jeżeli jest to mięso... nie chcę wdawać się w szczegóły moich zasad, bo to nie ma znaczenia dla innych. :)
UsuńTak mnie dziś kusiło, by dynię nabyć.Ale widać siła wyższa strzegła...
OdpowiedzUsuńKonstruktor tego keczupczołgu musiałbył podglądać niejaką nieletnią Agatę. Bożena idzie sprawdzić, gdzie jej kamery w kuchni pomontowali.
OdpowiedzUsuńHow to Basic to nie wyładowanie kuchennej frustracji - to albo ktoś chory psychicznie, albo ubertroll, niemniej jednak w jakiś sposób fascynujący ;) Wczoraj się zawzięłam i zrobiłam cynamonowe drożdżówki szwedzkie, nie muszę chyba pisać, że wszystko było w mące, a zamiast eleganckich ślimaczków wyszło mi coś, co wyglądało jakby już zostało przeżute?
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, żeby jedzenie na talerzu nie wyglądało, jakby już wcześniej ktoś je zjadł... ;-)
UsuńLamperia, otóż w przypadku Basica też obstawiałabym jakąś ciężką psychozę...
UsuńJest też internetowy trend porównań pięknych fot kulinaryjnych z efektem działań zwykłych ludzi w zwykłych kuchniach. Niekompatybilność estetyczna jednego i drugiego, potworna niewspółmierność efektów do pożądanych inspiracji... znacznie osłabia psychicznie.
Myślałam, że tylko ja mam taką demolkę w kuchni po gotowaniu :)
OdpowiedzUsuńAle widzę nie jestem sama...
Jest nas miliony. Kiedyś założymy partię ;)
UsuńTen czołg z keczupem mnie... rozwalił swoją mocą ;-).
OdpowiedzUsuńTen czołg jest piękny. TO WŁAŚNIE dizajn ;)
Usuń