"Należy zwrócić uwagę, że historia wykazała także powierzchowność innego sądu, wywodzącego się ze starożytności, a głoszącego, iż lud potrzebuje jakoby tylko chleba i igrzysk. Nieraz mogli się przekonać różni późniejsi władcy, że otrzymawszy sam chleb, lud niechybnie zapyta zaraz o masło i wędlinę, bojkotując najatrakcyjniejsze nawet igrzyska."
Janusz A. Zajdel
...
Kiedy tylko zdarza mi się urządzać albo być
zaproszoną (już jutro!) na grilla czuję w sobie ten atawistyczny zew, to
pierwotne ssanie w środku: będzie MIĘSO.
Jest taki rodzaj pojedzeniowej satysfakcji i
poczucia ukontentowania, którego nie zapewni mi żaden, pożal się Boże, bakłażan
w parze z brokułem (na parze)
Gorzej jak coś mięsnego zostanie i zostanie
włożone do lodówki.
Kiedyś mamusia powiedziała mi:
- Nie dziwota, że tak źle wyglądasz, skoro żywisz
się padliną.
(Różnymi inwektywami zadawano mi ciosy, ale ten,
przyznacie (zwłaszcza wegetarianie) wyjątkowo bolesny. I żeby własna matka tak,
eh.)
Ale faktem jest, że jakoś nie mam wyczucia ile
może taki nasz nieco przerobiony mały mięsny przyjaciel w lodówce leżeć (i
tutaj akurat sprawdza się posiadanie w domu na stanie samca płci męskiej, który
takie problemy niweluje, bo jest udowodnione naukowo, że taki samiec raczej nie
wykończy nam w zamian mozzarelli ani marchewki)
Niestety czasem dochodzi na linii damsko-męskiej do mięsnych dramatów:
Nauczyłam się już kupować sobie takie ilości,
jakie jestem w stanie zjeść – np plaster szynki ;). Niech sklepowa myśli że
jestem najgrubszym ever przypadkiem dzielnicowej anorektyczki, a co mi tam.
..........
Teraz trochę historii:
Jak zachęcić ludzi do jedzenia
podrobów?
Charles Duhigg opisuje w "Sile nawyku" historię problemu, z jakim pod koniec 1941 roku musiał zmierzyć się amerykański rząd. Brakowało mięsa, nowojorskie restauracje do hamburgerów używały koniny, rozkwitł czarny rynek handlu drobiem, narodowi groził niedobór białka. Rozpoczęto więc wielką akcję, której celem było zachęcenie Amerykanów do jedzenia podrobów. "Przeciętna kobieta z klasy średniej w 1940 roku prędzej umarłaby z głodu, niż zbrukała swój stół ozorem lub flakami. (...) Naukowcy doszli do wniosku, że aby przekonać Amerykanów do jedzenia wątróbek i nerek, gospodynie domowe musiały nauczyć się sprawiać, by jedzenie wyglądało, smakowało i pachniało możliwie najbardziej podobnie do tego, czego ich rodziny oczekiwały na stole. (...) Rzeźnicy zaczęli rozdawać przepisy, jak przemycić wątróbkę w klopsie." W krótkim czasie podroby stały się integralną częścią amerykańskiej diety. "Nerki stały się podstawowym składnikiem obiadów. Wątroba była na szczególne okazje". Nigdy później żadnego programu próbującego zmienić nawyki żywieniowe Amerykanów, nie udało się zwieńczyć równie spektakularnym sukcesem.stąd [.]
(ciekawe a zarazem nieco symptomatyczne, że z całej pouczającej książki o siłach nawyków zainteresowałam się akurat tym mięsnym kawałkiem, hm)
Jeszcze
nigdy jednak nie zbrukałam swojego podniebienia (ani stołu) OZOREM.
Ale
pamiętam, że raz, w dzieciństwie zabrałam z babcinej kuchni taki ozór, włożyłam
go w mordę pluszowemu psu i pobiegłam na podwórko straszyć dzieci. A potem
miałam kłopoty, bo ozór się zgubił.
I
mamą dla lalek nigdy nie byłam, chyba że w domu pojawił się (cały) kurczak,
takiemu kurczakowi matkowałam czule dopóki nie podrósł i nie pojechał do szkoły
z internatem (piekarnik). Szkoda, że nie mam w zwyczaju publikowania własnych
zdjęć bo bym wam ukazała idealny rodzaj macierzyństwa w wykonaniu pięciolatki
;)
(To nie ja, tylko artysta Sarah Lucas)
I tak
byśmy mogli sobie wspominać w nieskończoność ale czas coś zinwentaryzować,
kurczaczki ;)
....
Na początek półnagi kucharz zaprezentuje zmysłowe Fifty shades of chicken (mmm, polecam)
I pamiętajcie - jak mawiał Oscar Wilde:
'Kobieta jest jak kiełbasa, czasem lepiej nie widzieć przygotowań' ;)
(Wegetarian uprasza się o wyrozumiałość. Oraz, w wypadku dojścia do końca posta, o uczestnictwo w grupie wyparcia ;)
Jak ja kocham Oscara Wilde´a! Ile w tym czlowieku tkwi madrosci zyciowej, bo i ja wychodze z zalozenia, ze pewnych rzeczy lepiej nie zglebiac do konca. Aby zylo sie lepiej...
OdpowiedzUsuńW Oscarze tkwi tyle mądrości życiowej ile we współczesnej kiełbasie konserwantów - to pewne ;)
Usuń* w parówce, miałam na myśli parówkę.
Usuńnie mogłabym być wegetarianką. zdecydowanie!
OdpowiedzUsuńA ja bym mogła ale nie chcę, no.
UsuńTo ciekawe zjawisko, ale w piątek w pobliżu stoisk mięsnych i mięsnych delikatesów, zapach mięsa jest niewyobrażalnie intensywniejszy ... :) Zauważyłaś to zjawisko?
OdpowiedzUsuńKiedyś przez przypadek wzięłam na stołówce ozór ... i oddałam obiad koledze. Za to flaczki owszem, konsumuję, w drugiej ciąży, to nawet dochodziłam do dwóch-trzech dokładek :)Może dlatego młody taki ostry w obejściu jest? ;)
Niech żyje kiełbasa!
I jeszcze chciałam dodać, tak dla podniesienia smaku ;):P
OdpowiedzUsuńiEviva salchicha!
i Ave Salami ;)
UsuńZabił mnie zając wieprzowy
OdpowiedzUsuńwrócę jak wstanę
Bo człowiek z natury je mięso i kanapki na śniadanie. Każda mama Ci to powie, a jak tu mamie nie wierzyć.
OdpowiedzUsuńNo nie wiem, moja wierzy w zboże na śniadanie :)
UsuńZając ze świnki i mnie rozwalił! W kwestii ozora pełne poparcie: jak można jeść coś, co już kto inny miał w ustach?...
OdpowiedzUsuńMoja frywolna riposta nie nadawałaby się do publikacji, pozostanę więc przy zgodzie z przedmówczynią ;)
UsuńTiaaa... to pewnie już lepiej jajka jeść?
UsuńI w sprawie tego, co kto miał w ustach muszę zacytować świetnego nauczyciela fizyki z podstawówki, z którym miałam okazję mieć do czynienia jak miał z nami zastępstwo, a który powtarzał: "Brzydzicie się oka, a to najczystszy narząd świni, ale szynkę to każdy lubi".... ;D:P
OdpowiedzUsuńSzynka to pośladek, więc jak tu nie lubić? Mniam! :)
UsuńNo mniam.
UsuńA oka w ustach nie miałam, mimo kompleksowości doświadczeń... gastronomicznych ;)