sobota, 3 sierpnia 2013

Mój najlepszy jednorazowy przyjaciel oraz o największym wrogu kobiet czyli Czasie oraz dużo wyrazów na 'k'

Wszyscy ich mamy. Całe pęczki. Jednorazowych przyjaciół. Wszystko takim możemy opowiedzieć, całe nasze życie, bo nigdy ich już nie zobaczymy (choć werbalno-wyznaniowa przyzwoitość nigdy nie zawadzi ;). Od startu do lądowania, od wejścia do autobusu do wyjścia z pociągu. Jednorazowe przyjaźnie liczone w minutach, godzinach, czasem dniach. W dowolnym środku transportu, mieście, kraju, języku, sezonie. A na urlopie wakacyjnym to już w ogóle.

I dlatego powiem teraz tak, brzydko powiem, boć z emfazą:
O S Z  K U R W A. 

Dawno się już tak nie czułam z kimś tak kompatybilnie. W najmniej oczekiwanych okolicznościach przyrody spotkałam uroczego przedstawiciela płci przeciwnej i bawiłam się setnie. Śmiałam się często i z głębi trzewi, co to nie podejrzewałam (ostatnio), że je w ogóle mam, te trzewia, ha.
Podaję profil psychologiczny ostatniego podejrzanego: domorosły efeb w typie chłopaka z osiedla, uśmiech jak złoto, bluza z kapturem, dłonie wielkie jak bochny i dym z fajki. Student. Katolik. Palacz. Moja bratnia dusza. Mój najlepszy jednorazowy przyjaciel.

Żeby była jasność: nie zakochałam się. Jestem królową zimy, księżniczką autoanalizy i rzecznikiem emocjonalnej niepodległości. Ale się uzależniłam. To było jak biała kreska na stoliku przede mną i ją wciągnęłam i ani się obejrzałam a wyciągałam z nosa nogę od stolika ;). Man, bitch. To było tak, to było tak. Przez trzy dni. Był moją osiedlową dziwką i ja byłam jego osiedlową dziwką (dla tych, którzy nie chowali się na osiedlu: ta nomenklatura nie ma nic wspólnego z seksem, żeby była jasność). Choć nawet go nie dotknęłam. Jednorazowi przyjaciele się nie dotykają. Pieściliśmy wzajemnie nasze ega, jak to zwykle bywa w przypadku, gdy się w najmniej oczekiwanym miejscu wpada na idealnego rozmówcę, z którym jest zabawnie, ciepło, ciekawie. Poza czasem, poza kontekstem. Człowiek rzuca spojrzenia i szuka spojrzeń, choć one nic nie znaczą, nie są obłożone podatkiem damsko-męskich chętek na przewartościowanie relacji. Człowiek czerpie przyjemność z cudzej obecności, kiedy ta się zdarza, a kiedy nie, zajmuje się swoimi sprawami. Jest wolny, ale otoczony wspólnymi chwilami jak deserami.
A teraz jestem już po deserze.
Kurwa.

Nie tęsknię, a jeśli nawet, to nie wiem za czym - czy za konkretną osobą czy za młodością, której jest on przedstawicielem. Przejawem tego nieskończonego pasma możliwości i czasu. Kiedy świat stoi przed nami otworem i nie jest to (jeszcze) dupa. Przedryfowałam przez dekadę życia u progu której on dopiero stoi. Nie zbudowałam niczego trwałego ( Pal sześć karierę. Rodziny trochę żal. Wizji samej siebie jako dobrego człowieka, co boli najbardziej, a co, w dzisiejszych czasach, jest chyba najmniej istotne.)
I co? I chuj (nadal pozostajemy w konwencji brutalnej językowo stylistyki osiedlowej ;)

Oczywiście co roku, co urodziny,  melancholijnie wpadamy sobie z Edytką P. w objęcia - ‘je ne regrette de rien’. Bilans podsumowań nie wypada najgorzej przecież [klik :)]. I któraż dekada bardziej niż ta 20-30 sprawia, że dowiadujemy się, kim jesteśmy (czyli np. on - wielka niewiadomą, a ja - dziewczyną na urlopie z nogą od stolika w nosie ;)  Może za kolejną dekadę sinusoida pójdzie w górę jak po Permenie  i będę śpiewać jak Brodski (oby).

" (...) Dziś mam czterdzieści lat.
Co mogę powiedzieć o życiu? Rzecz to w sumie dość długa
Tylko nieszczęście budzi we mnie zrozumienie.
Ale póki ust nie zatka mi gliniasta gruda,
będzie się z nich rozlegać tylko dziękczynienie." 

Więc wszystko ładnie-pięknie.
Ale.
Jak sobie pomyślę, że już nigdy never ever nie będę miała 20 lat i nie będę mogła się już w nikim zakochać tą miłością najpierwszą, świeżą jak poranek i czuć w trzewiach na myśl o spotkaniu wybranka tego podniecenia, które doprowadza niemal do rozwolnienia, jak pomyślę, że czeka mnie już tylko pasmo randek z bufoniastymi trzydziestolatkami bez kręgosłupa moralnego, którzy nie potrafią mnie rozbawić, za to na ślepo i a priori mogę im przyznać 10 na 10 możliwych punktów w kategorii Nieustającej Irytacji, to mam ochotę dostać megazatwardzenia i umrzeć na skręt kiszek, bo ta wizja wydaje mi się być bardziej rezolutną.
Eh.
(To ciekawe, że z wiekiem zanika kręgosłup.
Człowiek spodziewałby się kłopotów z prostatą a nie kręgosłupem, człowiek żeński, czyli ja.)
I teraz oto ten człowiek żeński, zafrasowany i skonfundowany tym nieoczekiwanym zbiegiem okoliczności i przypadku, z którego nic nie wyniknie, pójdzie do lokalnie własnej ogródkowej świątyni dumania zapalić papierosa z importu. Tyle.
...

„Czy o starych znajomych należy zapomnieć i nigdy już o nich nie myśleć?
Czasami rzeczywiście odnosi się wrażenie, że życie ma taki zamiar. Przecież w zasadzie przypomina wirówkę, która co kilka lat się obraca, rozrzucając najbliższe osoby w najróżniejszych kierunkach. A kiedy wirowanie ustaje, jeszcze zanim zdążymy złapać oddech, życie zasypuje nad kalendarzem nowych trosk. Nawet gdybyśmy chcieli wrócić po własnych śladach i odzyskać dawnych znajomych, jak mielibyśmy na to znaleźć czas?”
(Amor Towles, 'Dobre Wychowanie'
- znalazłam ostatnio i choć nie do końca pasuje to do jednorazowości urlopowych przyjaciół to do wracania po własnych śladach nieco)

...
A najgorsze jest to, że nie martwi mnie, że nie martwi mnie to, że spotkawszy zdrowy, przystojny i wesoły okaz 20-latka, zamiast ‘żądz moc móc zmóc’ to się roztkliwiam nad przemijającą młodością a zarazem pielęgnuję nienaganną reputację.
Co to kurwa ma być? 
Kurwa.
No ale co się naśmiałam to moje :)



29 komentarzy:

  1. Z jednej strony miło spotkać kogoś, kto też o tym właśnie myśli. Nie jest zaskoczeniem, że to Ty. Z drugiej bałam się, że nigdy nie mówisz Kurwa. Uspokoiłam się w dwójnasób :*.

    Innych rzeczy nie będę pisać, bo to rozmowa nie na net.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i jest mi już poczwórnie smutno i do dupy.
      Jeszcze coś, choćby jesień i zwijam kramik.

      Usuń
    2. Mamy jeszcze trochę czasu - do jesieni.
      Bo w życiu to nie wiem ;)

      Usuń
  2. Dzięki za tekst o wirówce. Bardzo mi się wżarł w myślenie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stanowczo muszę częściej sięgać do kuferka z cytatami, dalibóg.

      Usuń
  3. Nie tylko ty źle znosisz powroty z urlopów.
    Nie przejmuj się, na pewno gdzieś czeka na ciebie przeznaczony Ci przez los dwudziestolatek, który jeśli nie na twój widok, to po twojej kuchni na pewno dostanie tego osławionego rozwolnienia...
    Tylko że TERAZ ma pewnie ze 12 lat, cierpliwości ZATEM ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwodzicielka nieletnich :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. trzy razy lajk... młodych lubię jednorazowo :) cudnie

    OdpowiedzUsuń
  6. Za ,,wyrazy'' wyrazy - szacunku! Czasem po prostu MUS użyć... Bo żadne eufemizmy nie oddadzą nastroju duszy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękny, piękny, piękny wpis :D

    OdpowiedzUsuń
  8. nosz kurwa...było mi tego nie czytać z samego rana;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Toć wiadomo, że moja pisanina na wieczór jest, na noc bezgwiezdną jakąś, kiedy na niebie mryga tylko tylko wielki wuj ;)

      Usuń
  9. I znów się ubawiłam zdrowo. Mi się już wieki całe nie zdarzyła taka cudowna kompatybilność. Ale co mały romansik nie wchodził w grę w ogóle, czy powściągłaś pomysł jak tylko w głowie się zalągł?

    Opowiem Ci pewną historię z pracy. Bardzo mnie ona pozytywnie nastraja. Będzie o różnicy wieku i to nie małej różnicy wieku!
    Miejsce: biblioteka (moje miejsce pracy w sensie ścisłym)
    czas: przeprowadzka ze starego budynku do nowego (kwiecień-lipiec)
    osoby dramatu w rolach głównych: ona-bibliotekarka z wyższym wykształceniem, inteligentna, sama (w jakimś tam dziwnym związku), obiektywnie atrakcyjna kobieta, lat 42! acz absolutnie na tyle nie wyglądająca.
    on-pracownik fizyczny zatrudniony czasowo na czas przeprowadzania książek z punktu A do punktu B, sympatyczny (nawet i może przystojny), średnie wykształcenie (zachowaniem i klasą mocno odbiegający od reszty kolesi przeprowadzających książki), lat 26 (w związku stałym, rozpadającym się już dawna).
    osoby dramatu (w rolach pozostałych) koleżanki z pracy. Ja kibicująca jemu (jako, że kierowałam przeprowadzką mojego działu, więc miałam z kolegą dłuższy kontakt), koleżanka druga będąca przyjaciółką, kibicująca jej.
    Jak to było?
    Od pierwszych dni przeprowadzania się(przeprowadzane głównie magazyny, czyli dół) ona wpadła mu w oko. I tak sobie przebąkiwał, że mu się podoba (koledzy się nieco śmiali). Rzadko się widywali, bo ona na górze, ale kolega robił wszystko żeby jak najczęściej się na tej górze znajdować. Ona jak się dowiedziała, że on za nią wodzi oczkami się ucieszyła, bo to zawsze miło się podobać:) I tak się snuł, aż w końcu za namową koleżanek (tych w pozostałych rolach) odważył się zaprosić ją na kawę. Od pierwszego spotkania minął już jakiś dłuższy czas. Poszli raz, drugi i zaczęli się spotykać. Z tego co wiem od niego to wygląda to dość poważnie. Z nią nie jestem aż w takim koleżeństwie (zwłaszcza jak już nie jesteśmy razem na sali) żeby się wypytać, ale ostatnio przyłapałam ją jak oglądała zdjęcia w telefonie i rozmarzonym wzrokiem wpatrywała się w jego zdjęcie. To było takie rozczulające. Teraz już przeprowadzka się skończyła więc nie spotykam ich w windzie (aaa nic nie widzę, nic nie widzę!), ale śmiesznie było tak patrzeć jak ona u góry on piętro niżej i gadają przez telefon (oboje są w pracy więc nie mogą tak sobie oficjalnie).
    Ciekawa jestem jak się sprawa potoczy dalej. Jest między nimi 17 lat różnicy. Nikt nie wierzył, że ona się z nim na kawę umówi (myślał, że robi sobie z niego jaja), a co dopiero, że parą będą!
    Życie jest tak zaskakujące że aż jest to fajne. To taka przy okazji historyjka:))
    Pozdrawiam cieplutko!
    A gdzie żeś Ty była na urlopie jeśli można?
    Ja dopiero przed:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tą rozczulającą opowieść, w dodatku tak strategicznie scenograficznie umiejscowioną ;)
      Baw się dobrze na urlopie i dokumentuj złote myśli post ;)

      Usuń
  10. Droga Omnipotencyjno IK, jeśli dobrze liczę i czytam ze zrozumieniem, to masz o dekadę mniej przebiegu ode mua ;) Niestety, z wiekiem refleksja na temat tego co było, czego już się nie da wrócić a co jeszce przed nami nasila się, o! U mnie dopiero po przejściu na "drugą stronę" (tj. po 40-tce). U Ciebie widzę wcześniej. Mimo, jak to swemu Bratu rodzonemu opisałam, poczucia wrażenia końca taśmy na szpulowcu, bardziej mam chęć pokazania światu jaka to jestem pienkna i elokwętna. A to czasem widzę siebie jako Charlize Theron (nie nie, bynajmniej nie w "Monster" ;)), a to czasem jako eee, skleroza dokucza, wynosząca pudła po pizzy, Michelle Pfeiffer ;)
    Cóż, na plus wobec studentów mamy to, że co prawda oni mogą to, czego my nie możemy, ale za to my wiemy to, czego oni jeszcze nie wiedzą, hehehe ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. JA to mam falowo, od ukończenia 20-tki - taki refleksyjny typ ;)

      Zasadniczo zgadzam się z diagnozą różnicową (między nami a studentami)), nie mniej czasy takie, że oni w tym swoim studenctwie wiedzą już rzeczy, których my, mam wrażenie, jeszcze nie byliśmy świadomi.
      O tempora, itd.

      Usuń
  11. Przez ostatnie 15 lat bywam kompatybilna jedynie przez net. Bywa cudownie i nie mam zamiaru tego psuć spotkaniem w realu. W życiu dostaję skurczy kącików ust i bólu ramion od prób dostosowania się. Ale tęsknię za fajnym człowiekiem jednorazowego czy wielorazowego użytku, a tu kurważ miał, miał, miał.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nooo, jak się nie działa na kogoś jak magnez to są skurcze, fakt ;)

      Usuń
  12. Widać, że spotkanie tego 20-latka to było coś. Nie będę więc owijał w bawełnę - trzeba było go uwieść. Po prostu, dosłownie, bez obcyndalania się. Jednorazowy kochanek to więcej niż jednorazowy przyjaciel. Trzeba było się nie tylko naśmiać. Myśl o mnie, co chcesz, ja mówię, co myślę. Starszy jestem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ove, uwieść a przespać się, to dwie różne rzeczy ;) Starszy jesteś, to na pewno wiesz ;)

      Usuń
    2. PandeMonia,
      No właśnie uwieść, nie tylko przespać się. Uwieść to nie znaczy przecież nawiązać długotrwały romans. Starszy jestem, to wiem :)

      Usuń
    3. Czy od pandeMonii, to nie wiem :)

      Usuń
    4. Ove, od pandeMonii to już tylko Światowid jest starszy ;)

      Usuń

No to cyk! Nie ma się co pieścić.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...