Ponoć Opatrzność czuwa i daje znaki. Trzeba tylko umieć je
czytać.
Na przykład ostatnio: weszłam do kuchni i przystanęłam, żeby
pomyśleć co bym też mogła upichcić a następnie o mało co nie zginęłam marną śmiercią,
gdy cofając się wypadłam z kapci – kapcie zostały na miejscu, bo się przykleiły
do podłogi ;)
Uznałam to za klarowny znak z góry, że muszę posprzątać ;).
(Możliwe, że jedynym bardziej klarownym znakiem mógłby być gołąbek, który by
wleciał przez otwarte okno i na to wszystko narobił).
Co sobotę wybebeszam wszystko i dokonuję segregacji. Co
niedzielę wycofuję się z ostatecznych rozwiązań, żeby zamówić kontener i to
wszystko do niego wrzucić (a na końcu siebie).
Tymczasem tatuś postanowił skorzystać z dobrodziejstw
ogródkowej miejscówki i urządzić spóźnione urodziny (a może imieniny?). Tatuś
na emeryturze, ograbiony z sensownego dysponowania czasem, co zapewniał mu
etat, stał się domowym tyranem, ćwiczącym swoje doprowadzające do szału metody ordnungu
na bogu wyziewającej już ducha mamusi. Dlatego bardzo wspieram wszelkie
inicjatywy pomagające tatusiowi z mamusi zleźć, nawet moim kosztem.
Tatuś zaordynował więc, że mam posprzątać – ale nie tak po
prostu ogarnąć do przyzwoitości ale na troszku wyższym poziomie. Europejskim.
Światowym. Sanepidowym.
- Jak na wyższym poziomie to sam sobie przyjdź i posprzątaj
– zaordynowałam więc, odziedziczonymi po tatusiu tyrańskimi genami, ja. – W
końcu to twoje imieniny.
I tatuś przyszedł posprzątać (sic!). Teraz mam dowód, że
panowie ex-kierownicy na emeryturze kompletnie tracą kontakt z rzeczywistością,
nie mając pod sobą kadry od myślenia kreatywnego. Tatuś z zapałem umył
detergentem i spłukał wodą wszystkie płyty chodnikowe oraz zewnętrzne ściany
domu, co mu się wydały brudne, altankę gospodarczą i jeszcze mnóstwo innych
rzeczy, których raczej się detergentami nie myje, bo potem wokół nie rośnie
trawa. Potłukł wszystkie szyby, z których sobie na wiosnę urządzałam
mini-szklarnię. A tłukł je z iście szlacheckim rozmachem, z zapałem
czterolatka-eksperymentatora, podczas gdy ja paliłam papierosa i powtarzałam
sobie w duchu mantrę ‘Zen lub sen’. Akurat wpadła do mnie I. która - jestem tego pewna - po wizytach u mnie (i
oglądzie jak alternatywnie może żyć tzw. homo sapiens z tatusiem szklarzem) cichaczem chodzi na
terapię ;).
Szyby rymsały o beton, I. podskakiwała, a mnie nie drgnęła
nawet powieka. (Może powinnam zostać reporterką wojenną? ;)
A teraz robię za dj-a , podczas gdy jeden z o gości pokazuje
pozostałym telefon z moim zdjęciem z party z zeszłego roku. Bosz, jaka ja byłam
gruba! Muszę opracować plan, jak odwrócić jego uwagę i zniszczyć te
kompromitujące dowody z mojej niedietetycznej przeszłości. Niestety panowie
nawet do toalety chadzają ze swoimi komórkami, więc będzie trudno ;)
Nikt nie podziwia czystego chodnika.
Nikt nie podziwia czystego chodnika.
Zamiast celebrytów powinnam pochwalić się znajomością kluczowych dla płci niewieściej dzieł sztuki:
Sponge (1962), Roy Lichtenstein
...
A teraz, specjalnie na niedzielę, perełka czyli trochę sprzątalniczej grozy ;)
Winter is coming, więc bawcie się dobrze, póki można. Nawet jeśli jesteście flejami ;)
Co do kilku pierwszych zdań- tez tak mam z czytaniem znaków. I zastanawiam się, dlaczego inni w tym domu są analfabetami?!
OdpowiedzUsuńO, masz moje zdjęcie, które se strzeliłam w kuchni! :P
http://skorpionwrosole.blogspot.com/2013/03/52-ranne-ranki.html
Jak uczciwie przeskanowałam dział pamięci w mózgu to muszę przyznać, że to zdjęcie otwierające widziałam już na połowie dziewczyńskich blogów.
UsuńWidać wszystkie się tu identyfikujemy.
nie wiedziałam, nie widziałam :(
UsuńMoja Droga, fleja nie jestem, bo co sobote myje nogi i uszy, rece czesciej, co drugi dzien. Dom sprzatm na wielkanoc. Do glowy by mi jednak nie przyszlo mycie trotuaru detergentem, bo lubie, kiedy wokol trawka porasta.
OdpowiedzUsuńA lepka podloge w kuchni wykorzystuje jako pulapke na muchy, one tez sie przyklejaja, wiec oszczedzam na gustownie wiszacym u sufitu lepie.
Ale zeby tak gabka wzorek z tapety zmywac, to juz lekka przesada.
Eee, ty w Niemcach mieszkasz - przecie wiem jak wy tam sprzątacie :]
UsuńNawet chodników nie macie tylko od razu TROTUARY ;)
I nie wzorek tylko raster ;)
Jak zwal...
UsuńJestem fleją i dobrze mnie z tym:) no, chyba że mam rzut na mózg, wtedy jestem gotowa szczoteczką do zębów czyścić wloty płynu do płukania w pralce... ale to sporadycznie sie zdarza, jak już pralka z miesiąc albo dwa nie pobiera płynu. Nadal nie pobiera, więc na darmo się męczyłam... Za to wszystko inne, poza systematycznymi porządkami nawet lubię robić:)
OdpowiedzUsuńMiłego końca lata:)
Fleje często tak mają, że jak już się od wielkiego dzwonu zawezmą to ze szczoteczką i wojskowym drylem.
UsuńTo chyba jakaś jednostka chorobowa jest.
Ale do pralki to nie zaglądałam never ever - tam podobno jakiś instrument muzyczny jest, pff ;)
tak, bęben :) a na zewnątrz cymbał, to próbuje sam naprawić wlot płynu:)
Usuńale ja mam w pokoju bałagan...dopiero mi to uzmysłowiłaś
OdpowiedzUsuńOj tam oj tam, to nie forum samokrytyki ;)
UsuńKochana, u Ciebie bywam dla Ciebie, a Tata z tym biciem szyb był interesującym zjawiskiem przyrodniczym, przyznaję ;).
OdpowiedzUsuńAle na terapię jeszcze nie chadzam z Twego powodu, tylko utwierdzam się w przekonaniu, że u każdego coś innego :))).
A i tak jak zwykle było super!
Buziaki i miłej zabawy :)
Gdyby wiedział, że taka ładna koleżanka przyjdzie to by porcelanę tłukł ;)
UsuńBo mamy jakieś zbędne serwisy.
Podłoga w kuchni robi dziś za lep na muchy, albowiem smażyłam wątróbkę. Skutek wiadomy! Małż miał umyć, ale przełożył czynność na jutro...
OdpowiedzUsuńJutroman - jak oni wszyscy, heh ;)
UsuńI tak celowo, z premedytacją, rozbijał Twoje szyby z Twojej szklarenki? Trzeba było wybić mu szybę w samochodzie, chociaż boczną i powiedzieć, że brudna była ;)
OdpowiedzUsuńTo w ramach recyclingu było, a nie w ramach złośliwości, ju noł.
Usuń(W żadnych ramach już szybek nie ma, hyhy)
Buahahaha
OdpowiedzUsuńFilmik mnie powalił!! Piękny. Podobnie jak cały Twój post. Znowu się cudownie ubawiłam czytając. Z mężem się śmiejemy, że jak się kiedyś dorobimy potomka to na bank po pierwsze zagubi się w pierwszych słowach mego listu w stercie ciuchów zalegających tu i ówdzie, a częściej raczej wszędzie, a po drugie przyklei się rączkami i kolankami do podłogi w kuchni (oj takie tam niebezpieczeństwa czyhać będą na raczkującego stwora). Taka leżąca jeszcze kijanka będzie trochę bardziej bezpieczna:)
OdpowiedzUsuńOstatnio znienacka (bo z nacka to już nie to) przyszedł pan od kaloryferów pomiaru i w obliczu tej apokalipsy panującej we wszystkich pomieszczeniach w domu było nam po prostu wstyd przed tym człowiekiem. Coś tam bredziłam robiąc przejście do kaloryfera w pokoju i jednocześnie chowając w popłochu skarpety w łazience, że tak tu wygląda bo się przeprowadzamy. Ała! Po wyjściu pana popłakaliśmy się ze śmiechu:)
Moja droga. Wesołe to wasze stadło nie ma co. Mogłabyś jako posty te anegdotki zapisywać, normalnie ;)
UsuńStay tunned.