Jakie jest prawdopodobieństwo, że kiedy wyjdziemy na chwile do sklepu, zostawiając szeroko otwarte okno, do mieszkania wleci nam ptak i OCZYWIŚCIE narobi na komputer?
Otóż duże.
Co prawda było to fekalium małego kalibru i nie trafiło w klawiaturę (uf!). Dla usprawiedliwienia muszę nadmienić, że przy dużym stresie sama też mam kłopoty z żołądkiem, wybaczam więc ptaszynie, która niczym rykoszetujący pocisk tłukła się po pokoju, wydając żałośne dźwięki.
Ale ptaków mam chwilowo dość. Srok próbujących bladym świtem, przez uchylony lufcik, wyciągnąć firankę, gołębiej (sądząc po liczebności – ultrakatolickiej) rodziny uprawiającej malarstwo Pollocka na dachu i wszędzie wokół, że o tych niedojedzonych martwotach przed drzwiami nie wspomnę.
Zaczyna to przypominać zły sen Hiczkoka.
Przy okazji, czy to nie kolejny dowód na katastrofalne zbiednienie narodu? Skoro nawet nasze sroki nie lecą już na błyskotki, tylko na byle firankę?
Się znów obśmiałam jak norka:))
OdpowiedzUsuńJa dostaje histerii jak mi pszczoła, osa, bąk, trzmiel,ćma o szerszeniu nie wspomnę wleci do pokoju, to nie wiem czy bym gdzieś podobnie jak ptaszek nie zostawiła ładunku ze stresu widząc ptaka latającego po pokoju. Normalnie Hiczkok by się uśmiał jak koń, albo rzeczona norka:)))
Pozdrówka!