Biedny M. leży na stole.
A nad nim wstążka jelit, niczym girlanda.
Przynajmniej tak to sobie wyobrażam.Niedawno, kiedy M. jeszcze nie wiedział o tym, jaki jest biedny, postanowił lecieć do Amsterdamu. Z powodu pikania nie chcieli go jednak przepuścić przez bramkę na lotnisku. Zdejmowane kolejno, niczym w rozbieranym pokerze, warstwy ubrań nic nie pomagały i w końcu M. musiał podzielić los swojego bagażu podręcznego i zaaplikować się pod rentgena. Okazało się, że w środku ma 25 centymetrowy zaciskacz chirurgiczny, który to – co trzeba mu z uznaniem przyznać – nadal coś dziarsko zaciskał. Ot, pamiątka po operacji z przed pół roku. Mówią, że M. uratowało tylko jego lenistwo, życiowa filozofia, których innych zabija, ale jemu uratowała życie: cokolwiek jest do zrobienia, niech zrobi to ktoś inny!. I tak M. z zaciskaczem koegzystowali w symbiozie i mogłoby to trwać latami, gdyby zaciskacz nie wy-dał ciała na bramce lotniskowej.
Teraz M. ma operację w celu ekstrakcji tego nostromo-pasażera. A ponieważ okazało się, że ekipie chirurgów, która go kroiła poprzednio, bliżej do szeroko pojętego humanizmu niż nauk ścisłych (obejmujących min. liczenie narzędzi przed i po operacji) M. musi mieć teraz w swoją jamę brzuszną szeroko zakrojony wgląd i poszukiwania. Wszelka tkanka ma być obmacana, organy wyjęte, obejrzane i – miejmy nadzieję - włożone z powrotem na swoje miejsce, jelita zaś wypatroszone i rozwieszone niczym bożonarodzeniowy łańcuch w celu sprawdzenia, czy przypadkiem nie dyndają na nich, niczym bombki, kulki z pooperacyjnej gazy i wacików.
Oczywiście takie rzeczy się zdarzają - w odległych krainach i nieco mniej odległych telewizorach, ale jeśli zaczynają się zdarzać trzy metry od nas i trzy centymetry w głąb nas, to robi się sardonicznie. Złowroga cywilizacja pełna wynalazków techniki mogących uratować nam życie, przyprawiona jednakże głupotą ludzką, bezpowrotnie bezczeszczącą integralność naszego ciała, robi krok w naszą stronę.
Patrzymy później na siedzącą na przeciwko nas parę przyjaciół, pijących herbatę i zaczynamy się zastanawiać, czy są oni napełnieni tylko herbatą, czy też może czymś więcej – symbolami epoki, nowinkami dekady: ona jakimiś tam ciążami, a on jakimiś tam zaciskaczami. I obydwoje: zgubionymi kulkami od beaty u., niczym u Palahniuka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No to cyk! Nie ma się co pieścić.