Tytuł: Komplikacje. Zapiski chirurga
o niedoskonałej nauce.
Autor:
Atul Gawande
Wydawnictwo:
Znak,
Kraków 2009
Jeśli, czytając późną nocą, zamiast włożyć między kartki książki eee plaster, podpaskę, szczoteczkę do zębów lub co się tam akurat macie pod ręką, kiedy brak zakładki, jeśli więc zamiast tego postanawiacie DOKOŃCZYĆ rozdział, stając się następnie czytelnikiem rozgorączkowanym i spoconym z emocji, który następnego dnia będzie bardzo niewyspany, to nie musi być od razu kryminał, z odwieczną zagadką: kto zabił. To może być dobra książka medyczna z następującym problemem: czy ten doktor uratuje tej pacjentce nogę. (Pacjentka do szpitala zgłosiła się z nieładnie wyglądającą infekcją, która okazała się być martwiczym zakażeniem tkanek, bezpowrotnie zagarniającym kolejne obszary ciała). To dobry, mocno wciągający rozdział końcowy ‘Komplikacji’ Atula Gawande, amerykańskiego chirurga, który napisał książkę o nietypowych przypadkach i medycznych komplikacjach.
„Nikt nie zdoła równie umiejętnie jak Gawande stworzyć wrażenia
naoczności, przenieść czytelnika w realia oddziału chirurgicznego i oddać
emocji, które towarzyszą dramatycznemu widowisku ratowania ludzkiego życia.
Komplikacje to przejmująco autentyczny i wiarygodny obraz współczesnej
medycyny”.
(The New York Times Book Review), z okładki
(zgadzam się :)
I. Tym sposobem podróżujemy po prężnie rozwijającej się odnodze rynku medycznego specjalizującej się w zmniejszaniu żołądka czy leczeniu przepukliny (wąskotorowość specjalizacji jest doprawdy niebywała i zapewniam, że ostatnią rzeczą, jakiej byśmy sobie życzyli po tej lekturze jest ażeby specjalista operujący nam przepuklinę zabrał się za jakiś inny, sprawiający problemy organ po otworzeniu nas – nawet gdyby zapadło się nam płuco a z aorty sikało pod sufit WARTO by poczekać na facia w kitlu robiącego zazwyczaj w płucach i aortach, ju noł?).
I. Tym sposobem podróżujemy po prężnie rozwijającej się odnodze rynku medycznego specjalizującej się w zmniejszaniu żołądka czy leczeniu przepukliny (wąskotorowość specjalizacji jest doprawdy niebywała i zapewniam, że ostatnią rzeczą, jakiej byśmy sobie życzyli po tej lekturze jest ażeby specjalista operujący nam przepuklinę zabrał się za jakiś inny, sprawiający problemy organ po otworzeniu nas – nawet gdyby zapadło się nam płuco a z aorty sikało pod sufit WARTO by poczekać na facia w kitlu robiącego zazwyczaj w płucach i aortach, ju noł?).
Wizytujemy kuźnie przyszłych chirurgów czyli
uczelnie medyczne i staże dla rezydentów gdzie niewprawnie praktykuje się na
żywym i niczego nieświadomym pacjencie (niestety fakty są takie, że pacjenci o
niższym statusie finansowym, nieubezpieczeni, pijani i chorzy umysłowo są
terenem nagminnego eksperymentowania i prób podnoszenia kwalifikacji, to tak w
ramach wyjaśnienia egalitaryzmu
medycznego i że niby wszyscy mamy te same szanse na przeżycie w przypadku
wypadku. Otóż raczej nie :/).
Bardzo interesująco wygląda opisywany przez Gawande typowy kongres chirurgów, gdzie na jednego chirurga przypada dwóch przedstawicieli handlowych (chyba już się domyślacie, że szybko przestaje chodzić o podnoszenie kwalifikacji zawodowych na sympozjach z zamianą na stanie w kolejkach z płóciennymi torbami i zbieranie do nich przez lekarzy wszelkiej maści darmowych gadżetów ;)
Bardzo interesująco wygląda opisywany przez Gawande typowy kongres chirurgów, gdzie na jednego chirurga przypada dwóch przedstawicieli handlowych (chyba już się domyślacie, że szybko przestaje chodzić o podnoszenie kwalifikacji zawodowych na sympozjach z zamianą na stanie w kolejkach z płóciennymi torbami i zbieranie do nich przez lekarzy wszelkiej maści darmowych gadżetów ;)
Ciekawy jest też rozdział o chronicznym
bólu, o różnicach w progach bólu wśród płci i przedstawicieli różnych
zawodów oraz zmianie nastawienia środowiska medycznego co do powodów jego
powstawania – nie uważa się już bólu za jednokierunkowy przekaz sensoryczny ale,
bardziej holistycznie, za miks czynników fizycznych i emocjonalnych.
No i cóż – jednym z często występujących
nieorganicznych przyczyn bólowych jest „samotność,
uwikłanie w sprawę sądową, niezadowolenie z wykonywanej pracy i chęć otrzymania
odszkodowania” – doprawdyż, zachodzę w głowę, czemu mnie nic nie BOLI!
Każdy rozdział ma swojego bohaterka, konkretną postać, którą poznajemy bliżej, przywiązujemy się i której mniej lub bardziej, kibicujemy w tych zmaganiach z problemami własnego ciała i medycyny. Mamy więc człowieka, który nie mógł przestać jeść i któremu nie pomogła nawet operacja redukcji żołądka. Jest rodzina, w której było 8 przypadków śmierci łóżeczkowej niemowląt (domyślacie się już, że nie był to problem medyczny tylko kryminalny?). Mamy przypadek prezenterki telewizyjnej, której kariera zawisła na włosku, kiedy okazało się, że ma problemy z czerwienieniem się na twarzy (i na to medycyna ma ciekawy sposób). Ortopedę, który był niezwykle dobrym specjalistą, dopóki nie nastąpiło u niego tzw ‘zmęczenie materiału’, jakiś rodzaj lekarskiej depresji i który zaczął, nie powstrzymany przez nikogo, szkodzić pacjentom. Jest też pacjent w stanie terminalnym, który wpadł w panikę i wybrał fatalny sposób na opuszczenie ziemskiego padołu (zgodnie z nowymi zasadami, uwzględniającymi też zdanie pacjenta, a nie tylko lekarza, w kwestii wyboru metod leczenia, do której to kwestii autor podchodzi z rezerwą).
Każdy rozdział ma swojego bohaterka, konkretną postać, którą poznajemy bliżej, przywiązujemy się i której mniej lub bardziej, kibicujemy w tych zmaganiach z problemami własnego ciała i medycyny. Mamy więc człowieka, który nie mógł przestać jeść i któremu nie pomogła nawet operacja redukcji żołądka. Jest rodzina, w której było 8 przypadków śmierci łóżeczkowej niemowląt (domyślacie się już, że nie był to problem medyczny tylko kryminalny?). Mamy przypadek prezenterki telewizyjnej, której kariera zawisła na włosku, kiedy okazało się, że ma problemy z czerwienieniem się na twarzy (i na to medycyna ma ciekawy sposób). Ortopedę, który był niezwykle dobrym specjalistą, dopóki nie nastąpiło u niego tzw ‘zmęczenie materiału’, jakiś rodzaj lekarskiej depresji i który zaczął, nie powstrzymany przez nikogo, szkodzić pacjentom. Jest też pacjent w stanie terminalnym, który wpadł w panikę i wybrał fatalny sposób na opuszczenie ziemskiego padołu (zgodnie z nowymi zasadami, uwzględniającymi też zdanie pacjenta, a nie tylko lekarza, w kwestii wyboru metod leczenia, do której to kwestii autor podchodzi z rezerwą).
‘Komplikacje’ to ciekawy raport z
medycznego środowiska amerykańskiego, mającego jak każde środowisko swoje
lepsze i gorsze strony organizacyjne. Smutny jest jednak fakt, że oddając w
ręce lekarza nasze ciało i życie, mamy jakiś rodzaj bezrefleksyjnego uniżenia i
zaufania (w przeciwieństwie np do mechanika samochodowego, któremu zostawiamy
auto), co często okazuje się błędem, ponieważ i w tym środowisku funkcjonują
ludzie bez powołania, bez talentu, często zwykli partacze, a szczęśliwe
rozwiązanie (np trafna diagnoza schorzenia) jest czasem tylko szczęśliwym
trafem i dziełem przypadku. Dlatego szczególnie ciekawy okazał się dla mnie
rozdział o tym, jak środowisko radzi sobie z próbą okiełzania, a czasem nawet
wycofania z rynku, lekarzy-szkodników
(raczej słabo, niestety), o programach dla lekarzy uzależnionych i o
samodokształcaniu (technika idzie na przód, a tu trzeba zdecydować, czy
poświęcić czas na rozwijanie już nabytych umiejętności w praktyce czy uczyć się
metod nowych, mniej inwazyjnych – w tym samym czasie).
Stany to dość specyficzny kraj, gdzie nie ma obowiązkowego ubezpieczenia zdrowotnego, a jeśli zdarzy ci się mieć pecha i lądujesz w szpitalu z rachunkiem opiewającym na zawrotną sumę równą twoim rocznym zarobkom to... cóż, najwyżej szpital wejdzie ci na hipotekę i stracisz dom. A przy odrobinie szczęścia wyjdziesz z tego żywy.
Stany to dość specyficzny kraj, gdzie nie ma obowiązkowego ubezpieczenia zdrowotnego, a jeśli zdarzy ci się mieć pecha i lądujesz w szpitalu z rachunkiem opiewającym na zawrotną sumę równą twoim rocznym zarobkom to... cóż, najwyżej szpital wejdzie ci na hipotekę i stracisz dom. A przy odrobinie szczęścia wyjdziesz z tego żywy.
Ale zasady praktykowania medycyny
są uniwersalne, schorzenia podobne a pacjenci wszędzie tacy sami.
Więc polecam: ku przestrodze.
I raczej w dzień niż w nocy. Przynajmniej
ostatni rozdział ;)
.......
A teraz wybacznie, idę założyć dla lepszego samopoczucia po tym, czego się dowiedziałam, moją emergency tiarę ;)
Książka przeczytana w ramach sierpniowych wyzwań czytelniczych u Sardegny (Książki Sardegny)
.......
A teraz wybacznie, idę założyć dla lepszego samopoczucia po tym, czego się dowiedziałam, moją emergency tiarę ;)
Książka przeczytana w ramach sierpniowych wyzwań czytelniczych u Sardegny (Książki Sardegny)
Chodzić szybciej spać - to uniwersalna rada mojej Teściowej.
OdpowiedzUsuńI unikać pogrzebów - dodaje babcia mojej Żony.
Weźmy to sobie do serca.
Przyrzekam szybciej przechodzić do rzeczy.
UsuńAle dobrze, że choć pierwszy akapit przeczytałeś (i nie zasnąłeś ;)
Patrzę lekarzom na ręce, dyskutuję, proponuję metody leczenia. Żeby się wyleczyć, trzeba być domowym lekarzem praktykiem ;)
OdpowiedzUsuńOtóż to, do każdej wizyty trzeba się przygotować jak na nostryfikację ;)
UsuńJak się nie chce dostać tylko paracetamolu i kopa w tyłek, heh.
Mam za tydzień wizytę u kardiologa. Może lepiej zostać w domu?... :)))
OdpowiedzUsuńMnie do zostania w domu bardziej przekonuje fakt, że mam zrobić przed wizytą trójglicerydy i cholesterol. Ze krwi!!! :(
UsuńJak u filmie Woody'ego Allena:
Usuń-Idziecie na pogrzeb Zaca?
Padł na zawał po odebraniu idealnych wyników EKG.
;)
Książki medyczne są bardzo wciągające, mam ich kilka na koncie i zawsze czytam z wypiekami na twarzy. Pewnie i tę chętnie połknę w długie jesienne wieczory, bo Twoja recenzja jest bardzo przekonująca.
OdpowiedzUsuńpozdrowienia :)
Jak książka jest wyjątkowo emocjonująca to czytam nawet z wypiekami w ustach...
UsuńAch te kompulsywne zachowania ;)
Coś bym napisała, ale nie bardzo wiem co....
OdpowiedzUsuńNo to, na zdrowie!!!
Na :)
Usuń