Znowu jestem chora. Już zapomniałam, jakie to oniryczne przeżycie, leżenie z gorączką w łóżku przy świetle małej lampki, cienie tańczące na ścianie niczym stwory z baśniowej krainy, odpływanie i wracanie w jakiś półsenny świat, pełen strzępów marzeń, fragmentów wspomnień, dolatującej z oddali muzyki z radia.
Jest w tym pewna magia – caÅ‚y nasz Å›wiat znika na rzecz kompletnej bezbronnoÅ›ci, stanu półistnienia, jakby ktoÅ› nas rozpuÅ›ciÅ‚ w roztworze otaczajÄ…cych fal powietrza – zimnych przeciÄ…gów z nieszczelnych okien, ciepÅ‚ych od kaloryfera. ZawiniÄ™ta w koce w pozycji embrionalnej, spocona i ledwo oddychajÄ…ca znowu stajÄ™ siÄ™ dzieckiem marzÄ…cym by zdać siÄ™ na kogoÅ› innego, oddać odpowiedzialność za siebie w inne rÄ™ce, mieć znowu 6 lat i mamÄ™, która zrobi mi kakao.
Nie ma nic poza mną, jestem polanem z samozapłonem w stygnącym ognisku. Tańczę gorączkowego kankana, odkrywając i zakrywając kołdrę, spod której bucha żar ciała, wypełnionego hurtowo pastylkami, bezwładnego jak pacynka.
zupełnie jak u Chagala...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No to cyk! Nie ma się co pieścić.