No i tak, miałam katar, więc nie poczułam, chociaż wszystkie znaki na ziemi i w telewizorze mówiły, żeby uważać: rodzina z Pcimia poszła spać i już się nie obudziła, blok w Szczecinie wziął i wybuchł. W końcu ktoś przychodzi i mówi tak: „Tu pachnie gazem”. I oto zaczyna się korowód: kolejne malownicze ekipy ogorzałych gazowników: a to ewakuacja (mmm, co za indywidualne podejście do klienta), a to gazu odcięcie i marznięcie, a to chodnika i ścian prucie. Co ekipa to idea. Wezwany na pomoc rzecznik prasowy rodziny - w postaci tatusia z brodą, która ma wzbudzać respekt u klasy pracującej - wynegocjowuje kolejne optymistyczne terminy, które potem nie są dotrzymywane. Ja w końcu przestaję się przejmować. Ekipa n+10 leniwie wymienia kawałek rurki. Raczej nie polecę na bal w zaświatach niesiona na fali efektownego wybuchu.
Na wszelki wypadek jednak robię rzetelny research tematu czyli przegląd scen wybuchów z filmów akcji. Czy ktoś poda mi dokładną datą kiedy Kurt Russell się skończył?
A mogło być tak romantycznie...
Skoro światło świec służy kobiecej urodzie, to co dopiero taki pożar...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No to cyk! Nie ma się co pieścić.