Czasem łapie mnie ochota na jakąś kloaczną literaturę.
Po ‘Wilgotne miejsca’ sięgnęłam po obejrzeniu wywiadu z autorką – sympatyczną brunetką, która dziecięcym głosikiem w powolnej angielszczyźnie tłumaczyła zawiłości słowa...hm,no coż, nie owijajmy tego w bawełnę z elastyczną gumką...no więc słowa ‘dupa’. Oto dziewczyna leży w szpitalu na oddziale proktologicznym i snuje swoje fanaberie – znacznie uobleśnione w celach wydawniczych. Mnie to jakoś nie szokuje, no, może w zestawieniu z wyglądem autorki, i zapewne na tej niewspółmierności wyglądu i treści polegała cała kampania promocyjna.
No nic, zaliczyłam pozycję, jestem teraz literacko odbyta (heh)
I kupiłam przyjaciółce, żeby okładkowo-różowo pasowała do jej obecnej lektury ‘Margot’ Witkowskiego.
Nikt już nie czyta Biblii. Czarne okładki są takie smutne ;-)
Natomiast co do Witkowskiego, to albo mam jakiegoś laptopowego wirusa, albo ktoś z księgarni wysyłkowej zażartował sobie z jego chłopolubstwa (niedobry ktoś!). Zapodaję printscreena:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No to cyk! Nie ma się co pieścić.