Nadchodzi nie wiadomo skąd, jakoś pokątnie, wzbudzając wyrzuty sumienia, że zmarnowaliśmy połowę lata, a słońce nas ledwie ledwie liznęło, o czym świadczą ledwie ledwie widoczne zarysy dekoltu i rękawów od koszulki. Nadchodzi przynosząc melancholijną wizję złotej jesieni, pełnej dzieci, liści i kasztanów w parkach, do których nigdy się nie wybierzemy, bo to jesień z broszur reklamowych 3 filaru, podczas gdy ta realna oferuje nieledwie pakiet chłostania deszczem i wycia wiatru, przyprawiający o pragnienie zakupu kablówki i siedzenia w domu.
Nadchodzi jak zawsze z fasonem, obwieszczany w stolicy syrenami i flagami narodowymi. Paskudne ustrojstwo obwarowane potrzebą zakładania pulowerka popołudniami i o dniach kończących się przed godziną 20.
Sierpień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No to cyk! Nie ma się co pieścić.