Pamiętam jak miesiąc lub może dwa miesiące temu następowało na fejsie grupowe
babskie umawianie się w celu wspólnego wyjścia
na Nimfomankę Larsa von Triera. Nie
skorzystałam z uczestnictwa, natomiast wczoraj, całkiem spontanicznie, (choć
biorąc pod uwagę porę seansu – meganierozważnie), obejrzałam w końcu w tvp
Kultura Antychrysta tegoż reżysera.
Zaprawdę nie wiem, po co miałabym teraz oglądać Nimfomankę, skoro Charlotte Gainsbourg, z tą picassowsko przefasonowaną szczęką, już w rzeczonym Antychryście grzmociła się chorobliwie i na okrągło, choć przyznać trzeba, iż z jednym partnerem li tylko. Cóż, jedyna nauka z filmu taka, jeśli jeszcze raz spotkam amanta, który nie będzie chciał rano zostać i zrobić mi pożywnej jajecznicy na śniadanie, to przemyślę kwestię unieruchomienia szui przy pomocy prześrubowania mu przez łydkę ciężkiej sztangi i odbiałowania suspensoriów uderzeniem klocem z drewna.
Zaprawdę nie wiem, po co miałabym teraz oglądać Nimfomankę, skoro Charlotte Gainsbourg, z tą picassowsko przefasonowaną szczęką, już w rzeczonym Antychryście grzmociła się chorobliwie i na okrągło, choć przyznać trzeba, iż z jednym partnerem li tylko. Cóż, jedyna nauka z filmu taka, jeśli jeszcze raz spotkam amanta, który nie będzie chciał rano zostać i zrobić mi pożywnej jajecznicy na śniadanie, to przemyślę kwestię unieruchomienia szui przy pomocy prześrubowania mu przez łydkę ciężkiej sztangi i odbiałowania suspensoriów uderzeniem klocem z drewna.
Jakiż malowniczy i pouczający, zaiste, film.
Jedyna rzecz, jaka zrobiła na mnie wrażenie, to złowieszcze zwierzęce
trio, w postaci wrony, sarenki i lisa.
W związku z tym zaimprowizujemy dzisiaj inwentaryzacyjkę tego animalnego trio – ale w odcinkach. Na pierwszy ogień idą LISY.
Liskom, przez tyle stuleci zaopatrującym się w drób
w kurnikach, do czempionów polowań niedaleko.
Przy tym nic nie grzeje kręczu szyi tak, jak lisi kołnierz. Tylko
biedne, starzejące się gwiazdy pokroju Sharon Stone nie umiom zrobić z rudych
atrybutów pożytku i wyglądają jakby zgubiły się w lisiej norze na orgii.
Czas na kilka lisich dodatków. Od kurtki do czapy
Japońska kitka na szalony weekend na łonie natury:
Miłość do lisa jest jak widzimy niebezpieczna i z banalnego noszenia kołnierza może zmienić się w toksyczny romans, powodujący zwiotczenie annusa ;)
Czas na kilka lisich dodatków. Od kurtki do czapy
Japońska kitka na szalony weekend na łonie natury:
Miłość do lisa jest jak widzimy niebezpieczna i z banalnego noszenia kołnierza może zmienić się w toksyczny romans, powodujący zwiotczenie annusa ;)
Albo Sukienka Jeana Charlesa De Castelbajaca.
Tutaj mała uwaga, że prać lisa należy rozważnie, ponieważ na skutek nieodpowiedniego oporządzenia może się on zmienić w wypłowiałego srebrnego lisa ;)
...
Tymczasem Jenni Avins, dziennikarka-freelancerka związana z nowojorskim środowiskiem modowym, zadała pytania o istotę obecnie panującego w modzie odwrotu od naturalnych futer. Czy liczy się tylko bezmyślna konsumpcja czy oddanie sprawie? Zakupy czy czyny? I nakręciła kontrowersyjny dokument, w którym sama od początku do końca oprawia liska, by móc potem go z czystym sumieniem nosić. Hmm.
Fashion Writer Jenni Avins Traps, Skins, Sews Her Own Fox Fur [tu] albo [tam]
W przyszłym roku zamiast odmrażać ręce w głupich wełnianych rękawiczkach , po prostu wsadzę je w dwa ciepłe chomiki ;)
...
Na deser trochę dizajnu – piękny, naturalistyczny stołeczek Victora
Braunera z początku lat 40.
Liski odwiedzające muzeum (za życia) już były [klik] .
Liski odwiedzające muzeum (za życia) już były [klik] .
...
Jak widać wzięłam sobie do serca uwagi o tym, że moje posty są za dłuuuugie,
niczym ciągnący się po ziemi kołnierz, zatem szlachtuję je w odcinki.
Do usłyszenia, fani grzmocenia Szarloty oraz lisów.
Po pierwsze zamiast "Od kurtki do czapy", powinno być "Czapa od czapy i kurtka". Po drugie, to pierwsze odchodzi w cień wobec japońskiej kitki :P
OdpowiedzUsuńSą czopki i czempionczopki ;)
UsuńW moich stronach starsi ludzie mówią na czapkę per "czopka", ale ciągle jednak noszą na głowie. Nawet jak z lisa.
UsuńPS. Są jeszcze szpunty i do tej kategorii bym japoński patent zaliczył :P
O tak, lisek japoński wymiata (śnieg spod swej kitki także) :).
OdpowiedzUsuńOstatnio, dość często widuję lisy przemykające przez pola. Takie prawdziwe, naturalne, a nie przebrane za człowieka.
Przynajmniej nie paskudzi taki lisek, bo jak? ;)
UsuńNa południu Wawy też ponoć spora migrująca z lasów grupa jest - lisków i kun. Na lisa się akurat nie załapałam ;)
Ja chcę taki zamiennik :D
OdpowiedzUsuńWpis, jak zwykle, bardzo zgrabny a wybór obrazków wielce wyborny. Takoż z przyjemnością przeczytałem. Jednakowoż, nieprawdaż... posiadając aktualnie podkręconą ambicję sfokusowaną dyrektywnie na mikrosferze związków frazeologicznych pochodzenia obcego, cierpię chyba na zespół cieśni jamy nosowej, co objawia się kompulsywnym węszeniem w każdym słowie, które mi choćby leciutko podpadnie. Zwrot o zesztywnieniu annusa zbadałem więc palcem zanurzonym w słowniku i wychodzi mi, że oznaczałoby to coś w rodzaju zesztywnienia... roku. Cholera, długo. To musi boleć - pomyślałem :)
OdpowiedzUsuńJak już jesteśmy przy frazeologii, to ja się z kolei zastanawiałem, czy w obliczu przytoczonych przez inwentaryzację faktów ciągle powinniśmy nazywać "Kitajcami" Chińczyków :P
UsuńTakie zabawki to raczej ideowo japońskie, ale nie znawszy ichniej cyrkulicy tylko tak założyłam.
UsuńMożliwe, że to prawdziwie chiński głos sprzeciwu przeciw 'kitajcom' ;)
Przepraszam, chodziło nie o zesztywnienie, a o zwiotczenie. Nie, no jak tak, to wszystko OK :D
OdpowiedzUsuńNie, jednak nie OK. Zwiotczenie też może boleć, choć nie somatycznie.
OdpowiedzUsuńZapewne psychologicznie.
UsuńOgólnie, skoro już zawędrowaliśmy na wschód, proteguję buddyjską drogę środka ;)
Kiedyś na super-ekstra-gali moja koleżanka wystapiła w etoli lisiej. Kawał sierści przeleżał w szafie u prababci i dostał naftalinowego ducha. Gdy na balu koleżanka podwyższyła temperaturę swojego ciała odpowiednim napojem, futro wyczuło sytuację i zaczęło tę naftalinę oddawać środowisku... Ależ to był smród...
OdpowiedzUsuńMam, niestety, podobne doświadczenie z galoetolą (choć bardziej z etolą niż galą po prawdziwości ;).
UsuńW przypadku takiego outfitu warto palić cygara lub chociaż cygaretki - ten smród zabija tamten oraz każden inny ;)
świetny wpis :)
OdpowiedzUsuńTaki klasyczny lis z podsuszonym pyszczkiem służył mi w dzieciństwie do... straszenia młodszej! Babcia się czasem weń odziewała, ale z rzadka bardzo.
OdpowiedzUsuńVon Trier? Hm... Dziwny, niełatwy, przykry raczej w odbiorze. Zatem grzmocenie Szarloty raczej sobie daruję...
Doradzam porządny thriller z grzmoceniem wszystkiego z maszynowej ;)
Usuń