Majówka była wprost nieziemska – to przytyk do
wilgotnego faktu, że wszystko mianowicie tonęło w wodzie, strugami z nieba lecącej.
No ale kogo by to zraziło, bo nie nas.
Potem niestety przyjechała straż leśna, by uznać nasze
praktyki za niestosownie animofilne oraz
lokalny oddział towarzystwa przyjaciół zwierząt, dowiedzieć się, skąd też
mieliśmy użytkowane w celach zabawowych, czapki zwierzęce. Powołaliśmy się na piątą poprawkę i zażądaliśmy papugi ;). Lokalny oddział emerytek na pieszej wycieczce pikietował dopóki się nie ubraliśmy. Lokalny oddział pieszych emerytów schował nam ubrania i piknikował w najlepsze. Gender ma przed sobą jeszcze długą jak broda drogę, ha.
Z punktu widzenia tradycji wyprzedziliśmy nieco okazję, bo najodpowiedniejsza by była chyba na te harce noc kupały. No ale kogo by okazja wyprzedziła, jak nie nas.
Z punktu widzenia tradycji wyprzedziliśmy nieco okazję, bo najodpowiedniejsza by była chyba na te harce noc kupały. No ale kogo by okazja wyprzedziła, jak nie nas.
Nie mniej, mimo przeciwności lasu i kłód rzucanych pode gołe nogi, udało się nam wprzódy zapchać instagramy eko-pornografią, zatem wyjazd uważa się za owocny.
Mówiłam do was ja, chwilowo nawrócona na zielone hipsterstwo,
Krotochwila.
Kłaniam wylewnie.
A teraz przejdźmy do dokumentacji.
Nie obyło się bez romansów z autochtonami...
Dieta złożona głównie z grzybów i jagód spowodowała czułość do drzew ("jaka ta kora mięciutka mmm") i ubrań bibilijnych (w pierwszych rozdziałach)
I nic innego jak nieochrzczona chlorem woda z sadzawki spowodowała tego strasznego, porannego kaca!
W grę wchodziły też eko zabiegi kosmetyczne - np jedna wczasowiczka miała przed wyjazdem na policzku myszkę - a po wyjeździe już nie ;)
Robiliśmy też sesje czym las bogaty: w grę wchodziły porzucone sprzęty AGD, wanny, łóżka, meblościanki - wiadomo.
Niestety koniec był przewidywalny.
Nie pomogło cytowanie Thoreau ani starożytna sztuka kamuflażu...
i zostaliśmy przez leśników zamknięci za zakłócanie porządku, straszenie fauny i traumatyzowanie flory.
A teraz mnie, mamuniu, wszystko boli i muszę się chyba wysmarować końską maścią rozgrzewającą, błe.
A w poniedziałek - do roboty, wiadomo.
..................................................................................................
W programie wykorzystano zdjęcia:
Julii Fullerton-Batten, Kateriny Plotnikovej, Jana Duriny, Nicole Dextras
..................................................................................................
Z okazji cyklicznej zabawy u Szeptów w metrze, będzie można pod koniec miesiąca oddać na powyższą naturę głos, o czym tradycyjnie zapomnę przypomnieć.
Moja Ty moja niuniuniu! :))))))))))))))
OdpowiedzUsuńAle dlaczego mnie u licha nie zabrałaś na te majówkę?!
Next time, dear. Ujędrniaj poślady ;)
UsuńDziko było :P
OdpowiedzUsuńGdybym był młodzieżą, to bym powiedział, że było epicko, ale że nie jestem, to powiem, że chyba ktoś tu zbierał grzybki halucynogenne :)
OdpowiedzUsuńNo co ty, tylko smardze ;)
UsuńNa rany lasu! już słyszę to łkanie mchu i paproci!
OdpowiedzUsuńJa też słyszę, nadal... ;)
UsuńRusałki roztomiłe! Aleście cudne...
OdpowiedzUsuńTak, tak, deklamowaliśmy Sen nocy letniej, wiadomo ;)
Usuńlubię Twoje refleksje i zieloności, nawet gołodupczynie są niezłe... chociaż na kacu.
OdpowiedzUsuńChciałam się podzielić tym, co tam słychać w europejskiej fotografii dziczy. Refleksje tak dla kurażu ;)
UsuńInwentaryzacja, niepotrzebnie robiłaś te głębokie wdechy! Hiperwentylacja Inwentaryzacji... To się musiało tak skończyć...
OdpowiedzUsuńDlatego, Kalino, dla znajomych to jestem Krotochwila.
UsuńHiperwentylowanie 14 liter Inwentaryzacji to naddatek łaski i obciążenie dla opłucnej ;)
Wow! Ale majówka! Ale majówka!
OdpowiedzUsuńNo epicka.
UsuńSkoro Ove porzucił ten określnik to możemy go zrecyclingować w celu podsumowania.
zdjęcia - niesamowite!
OdpowiedzUsuńSi, zwłaszcza kocham te chaszcze Jana Duriny ;)
UsuńPieknie ..... !
OdpowiedzUsuńsmardze powiadasz..?
Smardze się rozjechały po wardze:)) Ale zastanawiałam się jak bardzo trzeba być gruboskórnym, żeby tak gołą d. po nieheblowanej desce? A w tym zielonym bajorku to pewnie pijawki wypasione jak rekiny. No i kleszcze, kleszcze pewnie wielkie jak klipsy. A od tego kamienia to można wilka złapać i potem potrząsać czerwonymi koralami jak indor. Strasznie niehigieniczna ta natura, i taka bolesna.
OdpowiedzUsuńSiadanie na smardzach niehigieniczne, fuj, jak i cała natura, fakt.
UsuńKlipsy z kleszczy rozważam ;)
Majówka w lesie= stada wyposzczonych komarzyc, zwłaszcza w pobliżu bagien tudzież innych podmokrzyzn... Się rodzinnie wybraliśmy owego czasu w one miejsca. Cholerny dyskomfort, zwłaszcza, gdy się wędruje w mężowym moro w celach zabezpieczenia przed pogryzieniami... ale jakie zdjęcia były efektem- cudo!- się męża talentem pochwalę ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Wiola
Każda matka nakarmić dzieci musi - komarzyca też, cóż.
UsuńZabezpieczać się trzeba, jak na golasa, to chyba fluidem jakimś twarzowym, przeterminowanym ;)
Czyli jednak SZOPIARKI, nie szafiarki :-)
OdpowiedzUsuń