Jedyne kwiatki jakie dostałam w tym roku na Walentynki, to pleśniowe wykwity na ścianie.
Dom, w którym mieszkam, stał latami bez takich problemów, dopóki nie połasiłam się na pomalowanie ścian najnowszej generacji farbą lateksową (siła koloru jednowarstwowego krycia, czy jakoś tak, też erotycznie). Lateks jak wiemy, jest w założeniu materiałem nieprzepuszczalnym, skoro więc nie przepuszcza wirusów, to wilgoci też nie. Tak więc podstępna wilgoć skolonizowała się pod spodem, aż do walentynkowej ekspancji inside. Gustowny design mojego l’appartement okrasił się więc nutą zieleni w odcieniu Wild Beannie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No to cyk! Nie ma się co pieścić.