Jako właścicielka zapchanych porów do sałatki dodaję tylko selera ;) Tiaa.
Jestem po opóźnionym w stosunku do światowej premiery oglądzie filmu ‘Julie& Julia’.
Rola Meryl Streep – bezcenna, niestety dziś chyba niewielu docenia ten rodzaju pogodnej kobiecości nie popartej urodą, jak u postaci, którą kreowała. Dziś są Najdżele.
Stanley Tucci jak zwykle wzbudza we mnie poczucie litości – to świetny aktor i wróżyłabym mu oszałamiającą karierę filmową amanta, gdyby tak oszałamiająco na jej początku nie wyłysiał. Co za fos-pas ze strony niesfornych cebulek.
A blogująca Julia Amy Adams to bardzo autentyczna w swojej neurotyczności postać z nowojorskiego średniego szczebla drabiny społecznej. Filmowy rodzynek.
Film niesie też ważne przesłanie – wygląd twojej kuchni nie jest usprawiedliwieniem dla kulinarnego beztalencia. No tak.
Od tygodni chodzą mi po głowie eskalopki. Może w końcu odważę się kogoś zaprosić.
Przypomina mi się fragment innego - też poniekąd o gotowaniu - filmu, w którym Francuz zwraca się do Amerykanki, mówiąc, że ją uwielbia:
- Bo ty znasz sekret udanego życia.
Ona marszczy brwi pytająco. Więc on tłumaczy:
- MASŁO.
Tak więc naród cierpi. Ale niektórzy myślą o jedzeniu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No to cyk! Nie ma się co pieścić.