Drugi dzień świąt z częścią zaprzyjaźnionej rodziny Ł. Najmłodsza, niepełnoroczna winorośl (latorośl? narośl?) rozrzuca dookoła wszystkie swoje dinozaury, krówki i pieski więc profilaktycznie przyklejam je do stołu taśmą.
- Tak właśnie wyobrażam sobie twoje macierzyństwo – mówi mama Małego P. – Wszystko będzie poprzyklejane taśmą. Joj.
Nastepnie mały P. dostaje od mamy do zabawy - zapewne w celu udowodnienia mi braków w pozytywnym i entuzjastycznym podejściu - zestaw moich aluminiowych misek do sałatek. Ciekawe, kiedy mi przejdzie ten ból głowy, bo do tej pory mi dzwoni w uszach.
Próba skatalogowania tysięcy zdjęć i filmów z jakże krótkiego, póki co, życia Małego P. - miesiąc po miesiącu - wydaje się przedsięwzięciem nieosiągalnym, nawet po zatrudnieniu biegłych z IPNu. Mój fotograficzny wkład jest łatwy do rozszyfrowania, ponieważ przedstawia skadrowanego zazwyczaj P. na rzecz apetycznie mlecznego biustu jego mamy.
Dziecko jako takie interesuje mnie mniej niż jego skutki uboczne.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No to cyk! Nie ma się co pieścić.