środa, 2 marca 2011
Kwestia tempa
Po długich latach posuchy G. pełną parą wypływa na szerokie wody miłosnego oceanu. Pruje jak motorówka, a drobna morska fauna w postaci miłosnej taktyki i strategii uskakuje w popłochu przed tym zmasowanym atakiem uczuć i emocji. Niestety wybranek G. ma tempo małego indiańskiego canoe, czyli – dla hołoty nie obeznanej z żeglarstwem -nieporównywalnie mniejszą. Gdy ta Amelia Earhart oblatuje glob, wybranek Amelii dopiero prosi swojego mechanika, by w jego maszynie zamontował silnik. Gdy ta Laila Ali kończy ostatnią rundę obwieszczoną gongiem, Lailowy wybranek dopiero zawiązuje bandaże na pięściach w szatni i robi testy antydopingowe. Dawno już nie widziałam pary tak dobranej pod względem wszystkiego i tak zarazem niedobranej pod względem tempa. Czy wybranka z większym tempem ma moralny obowiązek poczekać, aby wybranek z mniejszym ją dogonił, aby po autostradzie życia pędzili na równoległych pasach? A może to kwestia zwykłego zdrowego rozsądku, skoro sensowni wybrankowie z niezłym tempem są już przebrani jak ulęgałki? Czy z takiego aktu dobrej woli może ulęgnąć się długofalowy związek z niezłymi rokowaniami czy raczej tylko frustracja, że znowu ktoś nas spowalnia, gdy nieledwie nabraliśmy wiatru w żagle? Hm
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No to cyk! Nie ma się co pieścić.