Poznałam w pracy taką fajną
koleżankę, tym fajniejszą, że ma dostęp do takiego fajnego kolegi, do którego
jak też w sumie mogłabym mieć dostęp, w końcu zawsze jestem elegancka,
dowcipna, czasem zalotna, palę papierosy, dzielę się jedzeniem – jednym słowem
mam to wszystko, co potrzebne w zdrowym socjalnym stadle, no ale kolega
zagraniczny i imię ma też jakieś takie zagraniczne (wymawiane szybko i
bełkotliwie) i ja nie jestem w stanie tego imienia spamiętać. Za nic. W związku
z tym jak go widzę i chcę się zwrócić to mówię zazwyczaj:
- Eeee... - i pstrykam palcami,
jak to czasem człowiek robi, żeby przywołać pamięć, która najwyraźniej jest na
urlopie, ciągle i wciąż. (Alonzo, Bonzo, Nabuchodonozor?). Kolega chyba myśli,
że mam zespól Tourette'a i uprzejmie mnie ignoruje, gdy tak w jego stronę
artykułuję to desperackie eee z wytrzeszczem i pstrykanie. No bo na pan, pani
nie jesteśmy (‘Spójrzże no pan tu’?), a ‘Hej, kolo’ nie zawołam. Doprawdyż no,
czemu teraz wszyscy musimy być do siebie na ty? Także ten biurowy romans jest
spalony, bo nie wiedziałabym nawet kogo prosić do telefonu. (Imre, Enre, Khalik?)
No a ta koleżanka w dechę, super bratnia, nieszpetna i stosowna w każdym calu.
Co prawda na pytanie jak ma na
imię ten tam odpowiada, że oj tam, oj tam, co mi będzie mówić i tak nie
zapamiętam (racja). Już normalnie chciałyśmy zostać współlokatorkami, już finalizowałyśmy
związek przyjaznych i zsynchronizowanych
jajowodów, kiedy nagle, na koniec. W trakcie mojej mowy końcowej po powrocie z
papierosa a przed rozejściem się do swoich czynności zawodowych, ona
przechodząc obok (Tarika? Tadżyka? Barucha?) głasknęła go zadziornie po
głowie. Smyrgnęła tak czule i poufale. Ooo. Yyy. Taki gest, wiecie, znaczący. Peroruj tu
sobie, prosz, a ja męski element będę smyrgać, gdyż mogę.
Punktowanie przewagi to się nazywa.
Subtelne jest jak letni zefirek,
co obeznani w pogodzie wiedzą, że jak nie uskoczysz, to zaraz rymsnie w ciebie
fala uderzeniowa monsunu. Na spotkaniach towarzyskich weźmy taką sytuację. Dwie
pary się żegnają i jedna drugiej mówi, że musi już iść utulić dzieci (udane
dzieci: prawnik ma 5 lat a lekarz 3 ;). Obie pary muszą iść, bo każde z tych
czworga ludzi wyczerpało już tematy, ma jutro robotę oraz zwykłą ludzką
wytrzymałość, która wymaga też odrobiny snu, ale para dzieciowa musi parze
bezdzietnej, która się nie spodziewa z przyczyn problematycznych, zasunąć na
koniec takąż przydługą opowiastkę, żeby sobie ta para bezproduktywnie niereprodukcyjna
w smutku w drodze powrotnej pomilczała wymieniając smutne uśmiechy, bo wraca do
pustego domu i chomika w najlepszym przypadku. 10 deko poszo na wagę w
ostatniej chwili, szala przeważona. Gong.
Albo koleżanka w związku udanym
koleżance singielce mówi, że musi w tej chwili do domu bo zapomniała tabletki
antykoncepcyjnej, a jej Jasio to ma takie osiągi że bez tej tabletki to nie da
rady prowadzić dalej bezpiecznego pożycia osiem razy dziennie.
- A jak twoja ostatnia randka?
Znowu niewypał? – pyta jeszcze singielkę po czym sama sobie odpowiada: - Opowiesz
mi następnym razem, wiesz, tabletka. Gong.
Albo w pracy kolega koledze
proponuje uprzejmie podwiezienie. Ach, co za egalitaryzm, nie ma złych
podziałów, że ja mam Kię a ty tylko tramwaj nr 34 (nieudaczniku) ależ nie,
chętnie cię podwiozę, bo to mi po drodze, z przyjemnością, będzie fajnie i
ekologicznie. Tylko, że ja się zrywam teraz właśnie, bo mogę się zrywać o 14.00,
a ty nie, ups, no nie pomyślałem, no sam widzisz, że chciałem, że miałem dobre
chęci, no ale skoro ty musisz zostawać po godzinach, to cóż. Gong.
No nie. Jestem zazdrosna.
OdpowiedzUsuńAle o którego chłopaka? O Tourette'a czy Altzeimera? ;)
UsuńPf. O Ciebie!
UsuńA, no to w porządku, to odpowiednia reakcja ;)
UsuńJak mi dobrze z daleka od ludzi
OdpowiedzUsuńcmok
Ach, ta emigracja ;)
UsuńLepiej tak, jak jest. Bo wyobraz sobie, ze dochodzi do zwiazku, a moze nawet malzenstwa. Nieuniknionym sie staje, ze dostajesz wraz z calym zywym i martwym inwentarzem w posagu - tesciowa. I teraz wyimaginuj sobie, co to za babsko, ktore dziecku na chrzcie daje imie nie do zapamietania. Z gory odpadasz u niej w przedbiegach.
OdpowiedzUsuńChcesz takiego zycia? naprawde?
Chyba się -niczym kuguar- zagalopowałaś nieco ;)
UsuńNie kuguar, ino pantera :)
UsuńOJ, prawdaż, prawdaż. Samo życie opisujesz, i byłoby tak smutno, gdybyś nie robiła tego z tym swoim wisielczym uśmiechem na ustach. :) :) Kocham. :)
OdpowiedzUsuńOj tak, wyjątkowo życiowo i krotochwilnie ;)
UsuńNo i dlatego wole sobie poczytać. Niż punkty podliczać, co to między mną, a kolegówną w słupki rosną, po jej stronie wyższe, rzecz jasna ;)
OdpowiedzUsuńJa podliczam skrupulatnie, powinnam chyba w skarbówce pracować ;)
UsuńA ja jestem zazdrosny o styl pisania. Dawno tak żywiołowo się mi nikogo nie czytało jak Ciebie.
OdpowiedzUsuńStyl zostaje, gdy się w życiu nie dzieje nic godnego uwagi.
pzdr serdecznie
PS
Mam forda focusa.
Oj, Antek, musiałeś zrobić to co wszyscy! Komplementy, a potem, że fokusa... Przecież Inwentaryzacja ma rower! ;)
UsuńMam grypę akurat. Proszę o wybaczenie.
UsuńWybaczam zatem te dwa ciosy: fokusa i że się nic godnego uwagi nie dzieje, eh eh ;)
UsuńOch, ja gapa - mi chodziło o to, że masz styl na tyle dynamiczny, tętniący, że GDY NAWET pozornie brak w życiu czegoś godnego uwagi, styl Cię poniesie w stronę godnej uwagi notki.
UsuńNie chodziło mi o ten konkretny "damsko/męski" wpis.
A forda mam, niestety poobijany. Nawet dach, bo chyba ktoś sobie po nim spacer urządził.
pzdr
Hehe, no daj spokój (załapałam ;) i już nie kamienuj tego biednego fokusa ;)
UsuńPotrzeba wielkiej wrażliwości, żeby takie niuansiki wyłapać i do tego tak zgrabnie opisać, ale faktycznie takie niby-drobiazgi tworzą i dzielą nasze więzi społeczne.
OdpowiedzUsuńW sumie okrutne to nasze społeczeństwo, ciągle tylko wedle zasady - jak nie zjesz, to zostaniesz zjedzony. A tacy niby kultury pełni jesteśmy i ą, ę, dupa przez erzet!
Cmok
To pozory, nadal żyjemy w dżungli tylko dla niepoznaki owinięci w bawełnę (oraz dżerseje i poliestry ;)
UsuńJest taki gen. Odpowiada za szeregowanie. A może to nie gen, tylko taka choroba cywilizacyjna: "moje-musi-być-nawierzchizm"? A może to raczej łopatą upchnięte przez życie? Takie: ach jaki jesteś fajny, że masz gorzej niż ja...
OdpowiedzUsuńAlbo tez taki gen - "głupiam czasem jak but i jak cos palnę, to wstyd".. U mne taki występuję w wielkim rozmnożeniu.
UsuńWszystko to wina genów i konserwantów w żarle. Co złego to nie my.
UsuńStaram się na takie "wypunktowania" nie zwracać uwagi, ale ja chyba cierpię na jakieś schorzenie:) chłop mówi, żem Matka Teresa, wszystkich bronię:) to taka presumpcja dodatnia - jeśli w kościele gość na mszy siedzi i ma zamknięte oczy, to póki nie zacznie głośno chrapać, zakładam, że nie śpi:) Więc takich niuansów punktowych raczej nie zauważam. No, chyba, ze ktoś robi to w sposób tak dobitny, że nawet ja wyłapię aluzję:) No dobra, ostatnio jakby częściej zauważam, a czasem sama (po głębszym zastanowieniu) punktuję. Ale dumna z tego nie jestem.
OdpowiedzUsuńWiadomo, że do kościoła to trzeba sobie na powiekach namalować oczy szeroko otwarte i wtedy wytrąca się bliźnim aparat domniemawczy czy śpimy czy nie ;)
UsuńOraz ogólnie stosować mechanizmy obronne.