Telefony przykleiły się nam do
rąk. Bez telefonu ani rusz. Ani stu dwudziestu zapewnień w autobusie, że
jesteśmy w drodze, ani smsa spod stołu na arcyważnym zebraniu, ani fotek
szerowania ani fejsbunia komentowania - co to za życie, tak w oderwaniu,
nieprawdaż. Smartfony, ajpady, ajajaje. Jak nie udokumentujesz – nie
istniejesz. ‘Ale czy ktoś to widzi?’
pyta w reklamie pewnego operatora młody chłopak, któremu zdarzyło się coś
nieoczekiwanego, ale jego level uczestnictwa w zdarzeniu kurczy się na rzecz
wzrastającego słupka niepokoju. No bo co to za przygoda, która przemija bez
śladu, gdy nie ma się w rekach telefonu.
" (...) zabawa telefonem, bezustanne wysyłanie SMS-ów i jedynie pozorowanie obecności to bardzo namacalny i realny przejaw kryzysu rozmowy. Często jest dziś tak, że niby rozmawiasz z kimś, ale czujesz, że on jest za szybą" (Dorota Masłowska)
Kiedy po zmianie operatora
wyczyściło mi w komórce książkę telefoniczną to po krótkim smuteczku poczułam
ulgę. Wolność technologiczną. Ach,
nie będę już musiała do nikogo dzwonić, a ściślej rzecz ujmując nie będę mogła.
Zawsze byłam raczej z tych odbierających niż dzwoniących – kiedyś z powodów
ideologicznych a później ekonomicznych. Kiedyś z powodu, że zawsze miałam
wrażenie, że rozmówcy przerywam jakieś
pożycie (bo ja raczej z tych dzwoniących wieczorami), a później to z powodu,
że kto by chciał usłyszeć, że wszystko u nas dobrze, świetnie, gites po czym zostać wielogodzinnie przemaglowanym
z najskrytszych sekretów własnych na własny również koszt (bo ja raczej z tych
nieuodpornionych na odmowę, jak ktoś pyta o MOJE ZDANIE ;)
Niestety nie przewidziałam, że po
wyczyszczeniu komórkowej numerologii
będę musiała odbierać połączenia z niezidentyfikowanymi numerami i prowadzić
takie oto konwersacje:
- No cześć.
- Cześć. Przepraszam kto mówi? –
pytam, nie poznając po głosie z kim mam zaszczyt oraz być może przyjemność.
- No jak to nie poznajesz MNIE?
- Niestety nie. Z kim rozmawiam?
– dopytuję się.
- Oj no przestań. To przecież JA.
- Niestety nie wiem kim jest
‘ja’. KTO MÓWI?
- No dobra, mała podpowiedź: 10
lat temu paliliśmy razem blanty w Amsterdamie.
- Skoro 10 lat temu paliliśmy
blanty w Amsterdamie to tym bardziej nie jestem się w stanie zorientować, z kim
rozmawiam!
I tak to idzie. Niewytłumaczalna wiara w to, że choć na zdjęciach można się nie poznać (Photoshop, panie ;), to po
głosie zawsze. A tymczasem ja gdzieś tak do południa, dopóki nie wleję w siebie
kilku szklanek płynów, głos mam zardzewiały niczem alkoholowy element z
marginesu. Nie wiem, kto w nocy zawiązuje na supeł moje struny głosowe, ale jak
dorwę tę cholerę! (Struny mam niczem róża z Jerycha – muszą nasiąknąć wodą,
żeby rozkwitnąć ;)
A tak w ogóle to nie paliłam
blantów w Amsterdamie 10 lat temu, oczywiście. Zmyłka. Za to kiedyś, w jakimś kiedysiowym
maju, zadzwoniłam z nowego numeru do koleżanki i władczym głosem
poinformowałam, że dzwonię z Urzędu Skarbowego,
bo są duże nieścisłości w zeznaniu, możliwa kara i że należy jak najszybciej
przyjść sprawę wyjaśnić. Stanowczo polecam zadzwonić tak do kogoś na starcie własnej
działalności gospodarczej ;). Tyle starszych osób umiera na ZAWAŁ, że jak
człowiek może naprostować statystyki przy pomocy podatnika w kwiecie wieku, to naprawdę warto, hyhy.
No to teraz mam
za swoje. Karma się odwróciła i zwróciła ;)
No to teraz trochę romantyzmu a zarazem wielce współczesny dylemat: kogo wybrać? ;)
By złączyć swe ajcosie... mrau ;)
A następnie postarać się o nowego konsumenta, którego będzie się urabiać od pieluch, oczywiście pod hasłem pjurli ekolodżik!
Ostatecznie pozostają majtki ukochanej w zaimprowizowanym zestawie głośnomówiącym i woniejącym ;)
Zakończymy optymistycznym akcentem krajowym
No i cóż w tym dziwnego - cywilizacja to sinusoida - schodzisz z drzewa, wchodzisz na drzewo, whatever...
A pamiętacie takie retro telefony, co im się wszystko kręciło - a najbardziej to tarcza? ;) Mmm.
Otoz ja z postepem pod reke nie chodze, bardzo sie przed tym wzbraniam i uparcie posiadam stara Nokie, ktora wprawdzie w naglym przypadku zdjecie potrafi zrobic, ale juz nie da sie zlokalizowac sluzbom specjalnym. I poki mi ducha nie odda, ja z niej nie zrezygnuje.
OdpowiedzUsuńTe wszystkie aj-itd i tak nie dla mnie, bo za kazdym razem musialabym okulary na nos wzuwac. Wysoce niepraktyczne!
To się nazywa ajcosie :)
UsuńA postęp nie zawsze jest dobry - zwłaszcza jeśli wymaga dodatkowego wzuwania (okularów) a zarazem wyzuwania z czasu.
ten drewniany smartfon to rychło będzie już tylko dla dzieci jeszcze przed poczęciem ;)
OdpowiedzUsuńwidzę że migasz się od odpowiedzi: Zbyszek czy Brzuszek? ;)
UsuńZbyszek. Zdecydowanie. Nie tylko małolaty, on i mnie zawstydził ;). Mój idol. A telefon z tarczą pamiętam jak najbardziej. Ba, nasz pierwszy na wsi )
Usuń(jakoś tak przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych) był telefonem na korbkę a numer był dwucyfrowy. Mniej więcej po 2 latach kręcenia tą korbką i zamawiania rozmów dostaliśmy właśnie telefon z tarczą i numer 4 cyfrowy. Tarczowiec służył nam długo i miło wspominam te wybieranie na nim numerów. Klasyka. Po wielu latach numer zmieniono na 6 cyfrowy i telefon z tarczą zastąpił taki na guziczki. Teraz jest przenośny bezprzewodowy. A komórki to już inna sprawa. Ja mam tego tzw. smartfona i jest mi pomocny. Najbardziej wtedy jak mąż na dłuższych wyjazdach. Wysyłam mu szybko i za darmo zdjęcia i filmiki video dzieciaków, mamy kontakt za pomocą komunikatorów. Gdybyśmy mieli do siebie tylko wydzwaniać - bankructwo murowane. No. To się trochę wypowiedziałam. Nie telefonicznie, ale o telefonach.
Dziękujemy Amiszy za obronny głos w sprawie. Przyjęłam do wiadomości, że posiadanie zagranicznego męża wiąże się z koniecznością smarcenia.
UsuńAle numer dwucyfrowy? Mujeju.
U nas w rodzinie od razu był sześciocyfrowy, bardzo atrakcyjny zresztą, a następnie podstępnie nam przez tepsę odebrany przy zmianie operatora (niech się udławią!)
Na fb mimochodem jestem świadkiem jak małżeństwo sobie rozmawia. On z pokoju, ona z kuchni. O wszystkim.
OdpowiedzUsuńA wczoraj dowiedziałam się, że moje spotkanie 2 tygodnie temu z Panią X zostało opisane ze szczegółami, w dodatku wywichrowanymi, acz bez nazwisk. Dodam, że z bardzo znaną panią, dla której takie spotkanie to chleb powszedni pewnie. Niemniej to ona przeżywała i wrzuciła na fb. A u mnie cisza, prywatnie również.
Ekscytacja, fascynacja, duperele wirtualne, miałkość, szum komunikacyjny, wrzask medialny, a wystarczy brak prądu i zasięgu i gubimy się w tej dżungli.
Żal.pl jak mawia Mat.
Moja nokie 3310 rok temu zamordowala Dynia. Swiat od tej pory juz nie jest taki sam. Dziesiec lat z tej nokii dzwonilam, nie bylo w niej aparatu, internetu, a trzy gry byly z czarnobialych pikseli :-)
UsuńZ Dynią nawet ziemniaki dwa razy nie smakują tak samo ;)
UsuńCóż Monia, można się ekscytować spotkaniem albo i brakiem spotkanie ;)
UsuńPoza tym zauważmy, że społeczeństwa już niewiele obchodzi społecznie czy politycznie ale jak się go próbuje odciąć od wirtualnych dupereli to ojojoj krzyk i protesty, hm.
Ja też się trochę gubię w tym co napisałam, bo telefon to dla mnie do dzwonienia jest li tylko. Retro konsument. Taka sytuacja ;)
Kaczko, jakiś zlot nokiowców się tu zrobił ;) Tym bardziej przykro że nie przetrwały te piksele.
UsuńTak, bRAK boli przewlekle.
UsuńMy nawet nie mamy konsoli, czy PSP, nie mówiąc o ajcosiach. Żyjemy jak zwierzęta.
Niedługo tylko zwierzęta będą miały nokie z podstawowymi funkcjami. Też się tego obawiam, pff.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńU mnie na wsi muszę wyjść z chaty, żeby mieć zasięg ;)
OdpowiedzUsuńWybieram Zbyszka:D
A taki czerwony z tarczą zachowałam dla potomnych, żeby wiedzieli jak PRAWDZIWY telefon wyglądał w czasach, kiedy po znajomości załatwiało się manie telefonu stacjonarnego w tepsa. Co miało miejsce jeszcze 13 lat temu, ha.
Pamiętamy - to były walki i przeprawy, z tarczą lub na tarczy się wracało ze starcia z tepsą ;)
UsuńGrunt że na drzewo nie musisz wchodzić.
A zasięg w chacie to melanż pojęć nie do pojęcia ;)
Smartfony nie dla mnie. Pożyczyłem takie coś, żeby się przekonać, czy polubię, bo podejrzewałem, że nie. Nie pomyliłem się. Po miesiącu walki z tym gównem iPhonem, stracie wielu godzin na opanowanie jego zachowań niechcianych i próbie zmuszenia go do zachowań pożądanych, stracie sporej kaski na połączenia z siecią, z których nic dla mnie nie wynikało, dałem sobie spokój. Moje używanie smartfona sprowadzało się bowiem do pozbawienia go funkcji charakterystycznych dla smartfonów, co trąci paranoją. Poświęcać czas i pieniądze, żeby NIE ROBIĆ tego do czego ktoś wymyślił urządzenie, to idiotyzm. Nie jestem w stanie pisać na ekraniku 3,5 cala, na pięciocalowym też nie. Nie widzę obrazków o wielkości paznokcia, Fejsbunia olewam. Stary jezdem, niedołężny, dlatego muszę mieć telefon, aparat fotograficzny, komputer, GPS... ale nie siedem w jednym. Uzależnienie mi nie grozi. Biedna młodzież ;)
OdpowiedzUsuńFakt, biedna.
UsuńCóż, ja też biedny, bo smarta mam - nie na literkę I - i jestem z niego zadowolony. A to pogodę sprawdzę (nigdy się nie zgadza), a to godziny otwarcia biblioteki (tu się zgadza), a to pocztę lub komencik na blogu wstawię krótki.
Taki stary koń jak ja a się cieszę tym malutkim prostokącikiem.
Powiem nawet tak - nie musiałby nawet nikt do mnie dzwonić (nie lubię rozmów telefonicznych, chyba jak większość facetów), wystarczyłby ten miniaturowy komputerek w kieszeni.
Bosy, wybaczamy wspaniałomyślnie ze względu na komeciki, co to widzę, że z mobila idą, ale głównie z powodu, że smarcik ma zbitą szybkę (z tego co pamiętam ;)
UsuńOve, ciekawe do czego konkretnie zmuszałeś tego biednego ajfona? Bo jeśli tylko do połączenia z siecią bez drzewa w zanadrzu to cóż.
UsuńW tej zagrywce 'siedem w jednym' to chodzi chyba o to, żeby sobie spodni zanadto nie wypychać (życie to nie balet ;)
Kobieca torebka natomiast bez problemu zniesie odrębnizm funkcyjny.
A z tą zbitą szybką to wiesz, że sypiesz sól na gojącą się dopiero ranę?
Usuń;-)
Aj noł, hyhy. Bardzo przepraszam. Mam nadzieję, że szybka też się zagoiła jako tako ;)
UsuńUwielbiam ten filmik!
OdpowiedzUsuńJa mam z telefonami względny spokój. O zmianie numeru telefonu poinformowałam tych, z którymi miałam kontakt przez ostatnie 3 miesiące. I tyle! Jakość, nie ilość.
Choć lubię istnieć w sieci, tak wcale nie tak łatwo mnie w niej odszukać - nie każdy zna moje obecne nazwisko, a starym się już nie podpisuję. Bo i po co? ;)
Dobry patent czasowy. Choć bezwzględny.
Usuń( skoro z szafy trzeba podobno wyrzucać ciuchy nie noszone przez dwa lata, hm)
Ja natomiast mam znajomych z którymi gadam raz na rok, dwa lata. I wystarcza. Kilka godzin zejdzie ale wystarcza ;)
Rozbity iPhone jest jak sytuacja w Syrii - wiedziałaś? ;-)
OdpowiedzUsuńhttp://www.thepoke.co.uk/2013/09/11/man-with-cracked-iphone-screen-feels-he-can-relate-to-syrians/
Szokujące normalnie.
Faktycznie, touche ;)
UsuńPodoba mnie się ten pierwszy filmik z laską bez telefonu. Chciałabym wrócić do czasów, kiedy przypadkowe pozostawienie telefonu w domu i wyjście na dłuższy czas nie budziło we mnie leku. No bo jak się coś stanie, jak pociąg ucieknie, jak zlepię w aucie kapcia, jak mnie porwą to jak dam komuś znać?? Przecież poza swoim numerem tel, nie znam żadnego! Masakra. To co się teraz z nami dzieje jest straszne. Strasznie nie lubię stanu uzależnienia od czegokolwiek, a tu proszsz - telefon, internet, samochód:/
OdpowiedzUsuńCudne jest to zdjęcie z telefonicznymi zombi!
OdpowiedzUsuńTaki trejler, że wszystkie przepowiednie mogą się sprawdzić, ale nie tak, jak to sobie wyobrażamy ;)
Usuń