Znowu spotykam mojego ex
narzeczonego. M. wysuwa szczękę, a to nie
byle jaka szczęka, nie tak jak moja, cofnięta, zawsze o krok za mną, w sam
raz do drgania w celu zmiękczenia w placówkach i urzędach; nie, to kwadratowa
szczęka bohaterów komiksów, butnie wysunięta, zawsze o krok przed. I tylko w
linii tej szczęki się różnimy, myślę sobie, bo poza nią jesteśmy tacy podobni.
Każde twardo broni swojego terenu mimo pozorów współuczestnictwa. Każde ma swój teren precyzyjnie obsikany,
stąd dotąd i granicy tej radioaktywnej
szczyny nie da się przekroczyć bez konsekwencji. Ten autonomiczny sik sam w
sobie nie jest niebezpieczny, jest wyrazem osobliwej niezależności, ale razem,
po nałożeniu na siebie w kształt wspólnego podzbioru, daje efekt niezgodności
serologicznej, tu A a tam B, tu plus a tam minus. Osobno woda toaletowa pour
famme i pour homme a razem ustrojstwo smrodliwe i żrące jak splunięcie Obcego.
Choć nie widać tego na pierwszy rzut oka, fasada jest gładka i kremowa, stylowa
jest ta fasada niczym w studiu filmowym. Ale to makieta budynku jest.
Albo i może był to prawdziwy
budynek – na wpół rozpadły zabytek klasy A przeznaczony do rozbiórki. Na jego
miejscu powstały dwa metalowo szklane wieżowce, bez stylowej kładeczki łączącej.
Wiem to już od dawna.
A jednak dziwnie na kogoś już kiedyś oswojonego tak obojętnie
patrzeć. Na posiadacza skóry, przeciętnie przypadających na człowieka 2 metrów kwadratowych,
którą znamy tak dobrze. Kształt ucha, linię włosów, plamkę na bielmie oka,
bliznę z dzieciństwa, ciemnobrązowy pieprzyk. Skóry, ale nie wnętrza.
Czasem jest tak, że spotykam jakiegoś pozoranta z przeszłości i
uśmiecham się do siebie albo się nawet szczerzę jak nienormalna. Jak mogłam być
amatorką tego niedosolonego kalafiora, zastanawiam się. Tej zgniłej kalarepki,
która w dodatku zaczyna łysieć, ma idiotyczny szalik i pracuje w korporacji.
Toż to niepojęte! Łysiejąca kalarepka patrzy na mnie w bezbrzeżnym zdumieniu
gdy zaczynam na jej widok rżeć jak koń.
* (tak, moim byłym ewidentnie zawsze czegoś brakowało...)
Ale czasem robi mi się dziwnie. Obojętnie, ale tak na smutno, jakby powiał zimny wiatr. Jakby się przeciąg zrobił w prosektorium i zerwał prześcieradła z dwóch trupów, co obok siebie leżą na stolikach a obok nich w miseczkach leżą sobie ich dwa ograny tłocząco-ssące, zwane czasem sercami, nigdy nieużywane.
Nikt nie jest bardziej obcy niż ktoś, kogo się kiedyś kochało, powiedział ktoś, już tam sobie zguglujecie kto. Ale jeśli się nie kochało? Jeśli było trochę chemii wspomaganej następnie suplementami diety oraz głównie didaskalia wielką, czerwoną czcionką w rodzaju Seriously? oraz Run! Ciężko mieć niestrawność po nie zjedzonym a rozgrzebanym obiedzie.
* (tak, moim byłym ewidentnie zawsze czegoś brakowało...)
Ale czasem robi mi się dziwnie. Obojętnie, ale tak na smutno, jakby powiał zimny wiatr. Jakby się przeciąg zrobił w prosektorium i zerwał prześcieradła z dwóch trupów, co obok siebie leżą na stolikach a obok nich w miseczkach leżą sobie ich dwa ograny tłocząco-ssące, zwane czasem sercami, nigdy nieużywane.
Nikt nie jest bardziej obcy niż ktoś, kogo się kiedyś kochało, powiedział ktoś, już tam sobie zguglujecie kto. Ale jeśli się nie kochało? Jeśli było trochę chemii wspomaganej następnie suplementami diety oraz głównie didaskalia wielką, czerwoną czcionką w rodzaju Seriously? oraz Run! Ciężko mieć niestrawność po nie zjedzonym a rozgrzebanym obiedzie.
No i nic, poszła sobie ta butna
szczęka. Wyłoniła się zza rogu życia a potem znikła tamże. Ja i mój podbródek
też se poszłyśmy więc.
Taka historia. Taka sytuacja.
*(z byłymi najlepiej rozprawiać się na wesoło ;)
.....
A poniżej inna nieco, z przednim wprost finałem ;)
Ewidentnie stwierdzam, że nie mam talentu nie tylko do życia w stadle ale i do nadawania zachęcających tytułów ;)
Taka historia. Taka sytuacja.
*(z byłymi najlepiej rozprawiać się na wesoło ;)
.....
A poniżej inna nieco, z przednim wprost finałem ;)
Ewidentnie stwierdzam, że nie mam talentu nie tylko do życia w stadle ale i do nadawania zachęcających tytułów ;)
Spotykanie byłych to czasem coś jak sport ekstremalny, a czasem jak lekka mżawka. :)
OdpowiedzUsuńA czasem melancholijny ziew.
UsuńMoże jego wysunięta szczęka to objaw prognatyzmu a Ty zaraz, że to szczęka bohatera (co prawda komiksowego ale zawsze).
OdpowiedzUsuńFaktycznie, to małpa była!
UsuńAle nie Tytus, bu ;)
I znów o jesieni.
OdpowiedzUsuńMy tu mamy złote słońce, złote liście, a u Ciebie sami beznadziejni faceci w stanie rozkładu, co to albo rżenie budzą, albo trupi dreszcz. Gdyby wpadł Ci w oko jakiś nie całkiem do kitu, to przypilnuj, by nie dowiedział się o tym blogu :)
Zaliż przypilnuję :)
UsuńAle trudno będzie bo standardy mam wyższe niż 'taki nie całkiem do kitu'.
Ja zaczynam Cię podejrzewać o werteryzm...
OdpowiedzUsuńCóż, jak to mawiał Wieszcz: "„Kto miłości nie zna, ten żyje szczęśliwy, i noc ma spokojną, i dzień nietęskliwy.”
Mądre to słowa. Ja bym dodał - kto żyje w małżeństwie...i dalej na tę samą nutę.
pzdr ciepło, myślę o tych miłosnych zapasach, zazdroszczę i nie zazdroszczę.
On z prognatyzmem, ja z werteryzmem... czyli jak w korcu maku siem dobrali ;)
UsuńŻyczę zatem nadal spokojnego i nietęskliwego uprawiania małżeńskiej grządki :)
UsuńTakie spotkania to jak odbicie sie wczorajszego obiadu, jeszcze przebija sie jakis cien smaku, ale glownie ma sie w ustach posmak wymiocin. Przynajmniej ja tak miewalam.
OdpowiedzUsuńNo, coś w tym jest. Należy zażyć emocjonalny Raphaholin ;)
UsuńJej, masz rację z tym, że nasi ex stają się najbardziej obcymi istotami ;)
OdpowiedzUsuńRzekłam ;)
UsuńBardzo w temacie jestem. Bo świat wirtualny to globalna wieś, w której ukryć się nie da. Znajdzie cię taki po latach i w góglu doda i się cieszy - błazen jeden.
OdpowiedzUsuńKanalia i świnia. Kasy nie odda,ł a za kumpla się ma - i mu się kręgi powiększą - co za czasy !!!
Oby te pod oczami mu się powiększyły! (kręgi)
UsuńTemu błaznu ;)
Bajka dla dorosłych ma bardzo pouczający morał.
OdpowiedzUsuń(Czy to przypadek że w następnym poście też jest o glinie? ;-)