poniedziałek, 16 grudnia 2013

Blogowigilia czyli o świątecznym spędzie blogerów w Wawie. Fotorelacja i narracja.

Wszystko było jak należy: dużo miejsca, smaczne strawy, ciecze astralne nie będące kawą oraz kawa również na szczęście też. Blogerki były piękne a blogerzy szarmanccy. Oraz a także na odwrót. Okutana na cebulę z niekłamanym podziwem patrzyłam jak rozebrane do sukienek na ramiączkach blogerki dygotały niczym posiadaczki choroby Parkinsona na mroźnym, grudniowym powietrzu, paląc papierosy. No ale nie po to się jedna z drugą tak wyszykowała, żeby to zakrywać przed oczami blogowej konkurencji jakim puchowym ortalionem, nieprawdaż. 

Blogerki miały (w dowolnej kolejności): krwistoczerwone usta, ćwieki, kaskady lśniących włosów, stylowe sukienki, fantazyjne czapki, stosownie intrygujące hasła na T-shirtach, złote buty, szalone manikury. A blogerzy mieli całą resztę. Tyle w skrócie.
A teraz foty.

Specjaliści od wyszukanych outfitów prezentowali przeciwstawne krańce amplitudy stylu ...
(dlatego relacja postuje się z dwudniowym poślizgiem - musiałam zabłysnąć tym zdaniem, hyhy)
Najbardziej podobały mi się oczywiście czujnie dobrane do profilu imprezy swetry świąteczne.
Normalnie popierałam przyprowadzanie na imprezy dużo młodszych od nas, a nawet szokująco nieletnich, młodzieńców, poniżej jednak mamy przykład parentingowej mamy z synem.

Szkoda tylko że na sali głównej było tak ciemno, żeby aby kogoś zapoznać należało mu zrobić, a następnie obejrzeć, zdjęcie z fleszem, ażeby wiedzieć do kogo się w ogóle mówi. Ponadto można było ponakładać sobie na talerz pierniczków w przekonaniu, że to minipaszteciki, heh ;)

Byli blogerzy parentingowi, blogerzy kulinarni, blogerzy (jak ja) typu mydło&powidło, co się teraz szumnie zwie lajfstajlem, blogerzy marketingowi, blogerzy od kotów oraz blogowi celebryci. Oraz trochę piarowców, o czym za chwilę. 

Jedzenie był tak zabójcze, że aż potrafiło orgiastycznie zdeformować fejsa ;)
Szafiarki kusiły czym chata bogata a plecy gołe.
Rozmowy zaczynały się od przedstawienia się z imienia oraz obowiązkowego pytania:
- Skąd jesteś?
Na co niektórzy reagowali podając nazwę bloga a inni miasto pochodzenia (na co byłam przygotowana – ha).
I tutaj muszę dodać, że w takich, głośnych i tłumnych okolicznościach najlepiej sprawdzają się krótkie i chwytliwe nazwy jak Mamabloguje (parentingowy), Kasiapiecze (kulinaria), Lusiciecze (tematyka kobieca ;).
Niestety nazwa In-wen-ta-ry-za-cja-kro-to-chwil nie jest taką nawą i rozmówcy mi często gdzieś w okolicach recytowania 5 sylaby zaczynami ziewać, co i tak nie było reakcją najgorszą, bo niektórzy pytali np:
- Co to jest krotochwil?
No i tłumacz teraz, panie, jak sam nie wiesz, heh ;)
Z piarowcami był pewien kłopot. Osoby bloga nie posiadające mówiły iż bloga nie posiadają - odbierało się takim wówczas darmowego drinka i strawę i sprawa była załatwiona ;). Ale piarowcy wili się jak piskorze na rozgrzanej patelni, jakby byli ponad te niepoważne w sieci czasutracenie jakim jest blogowanie. Paląc papierosa byłam świadkiem jak bezpośrednia blogerka parentingowa, robiąc to, co na takiej imprezie rozbić należało, czyli pytając o blogowe namiary, pociła się strasznie, starając się wyciągnąć z takiego jednego piarowca cokolwiek udającego składową pogawędki. Przypominało to próbę wpełźnięcia na krę w czasie sztormowej burzy fochów – impossible. Ponoć każdy wypalony papieros skraca nam o 10 minut życie, a tu trzeba było tracić jeszcze dodatkowe 5 minut wieczoru na te całkowicie zbędne ambarasy. Drodzy piarowcy! Ja rozumiem, że macie poważną pracę w której skład wchodzi bywanie na takich niepoważnych imprezach, no ale trochę dystansu by się przydało, ju noł?
[UPDATE: Okazało się, że chodziło jednak o fochy nie rozpoznanych w trakcie eventu sławnych blogerów, co czyni owe sytuacje kuriozalnie dla mnie niezrozumiałymi. Ąę?]
Reszta na szczęście była otwarta i skłonna do pogawędek a nawet dysput.
 
Dowiedziałam się np od blogerki kulinarnej, że jest ok 7 tysięcy blogów kulinarnych. A od parentingowej, że jest około miliona blogów parentingowych, co jawi mi się dziwnym nieco, ponieważ jeść w końcu musimy wszyscy, nawet 3 razy dziennie, a rozmnażać się to już niekoniecznie przecież, zwłaszcza, że panuje demo niż.

Zastanawia mnie też jeszcze jedna sprawa. Brak tradycji przedstawiania sobie ludzi. Zwyczaj wymarły jak dinozaury, jak dygnięcia i ukłony. Jeśli spotykam znajomą blogerkę stojącą z jakąś blogerką mi nieznaną, to mogę postawić roczne dochody i dorzucić nerkę, że ta moja znajoma nas sobie nie przedstawi. No way. Bo i po co na co? Wszystko trzeba samemu, do asertywnych (i piarowców :) świat należy. Podstawiasz nogę, wyciągasz grabę i ordynujesz uśmiech na fejsie, w przeciwnym razie będziesz się czuł jak na pararodzinnej imprezie po latach – niby coś dzwoni, ale gdzie?

Nie uważam, że jeśli jakaś tradycja zanika, to znaczy, że jej użyteczność zweryfikował czas. Myślę, że takie zaniki zweryfikował raczej kryzys gospodarczy – poszerzanie grupy wzajemnej adoracji, czy to blogerskiej czy innej, jest możliwe, gdy na rynku jest więcej miejsca. Tymczasem u nas miejsca są dawno obsadzone a takie imprezy bardziej sprzyjają utwardzaniu już zadzierzgniętych znajomości niż poczynianiu nowych – no bo gdzie, nie w tej ciemnicy chyba? Bez interaktywnych zabaw rodem z weselisk więcej się nie da.
Co za szczęście, że piszę to z perspektywy wesołego mikrobloga bez pretensji do piniążków :)
I nie krytykuję, skądże znowu, było bardzo sympatycznie, po prostu wdrażam się w tryb blogowych spotkań w realu. Zwłaszcza takich z koncertowo koncertową oprawą muzyczną.

Sesje łazienkowe w damskim klo powodowały zatory, i trzeba mi było iść korzystać z męskiego wucetu, co zaowocowało spostrzeżeniami, iż blogerzy są dobrze wyposażeni (co za ulga! ;)
Blogerzy pozowali chętnie i bez skrępowania szczerzyli się w obiektyw. Na wypadek jednak gdyby ktoś miał (jak ja) jakieś ąę co do upubliczniania swojego wizerunku, zdjęć nie podpisuję.
Kto wie, ten wie.
Kto nie wie, niech przyjedzie następnym razem.

I prośba do organizatorów, żeby znaleźli jakiegoś sponsora od antybiotyków, bo głowę daję, że połowa pięknych pań dygotek wróciła z imprezy z zapaleniem płuc.
A propos płuc - pod koniec imprezy papierosy schodziły ponoć za 10 lajków ;)

43 komentarze:

  1. Hah. Poszłabym dla dygoczącego towarzystwa, bo mi się krąg dymkujących zawęża. Pomna na przyszłość, zabiorę noktowizor

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mogłam wziąć i zaszpanować, a nie potem marudzić, fakt.

      Usuń
  2. A mnie powaliło przed imprezą, toteż niestety tym razem nic pokazać nie mogłam. Obiecuję sobie, że będę zdrowa za rok! :)))
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alejakto? A Blogowielkanoc (czy tam Wielkabloganoc) to pies? ;)

      Usuń
  3. A teraz przyznawaj sie, na ktorym zdjeciu jestes! :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie!

      Usuń
    2. No właśnie, właśnie!

      Usuń
    3. Widzę że tu nikt w towarzystwie kryminałów nie czytuje, dałam wszak aż nadto czytelne wskazówki, heh.
      Poirot się w grobie przewraca ;)

      Usuń
    4. No to ja juz wiem! Jedna taka tylko :)))

      Usuń
    5. Okutana w ortalionie tylko jedna jest. Pomieściłaby swój wizerunek? Czyżby?

      Usuń
  4. Kurcze, dlaczego mnie nigdy nie ma na takich imprezach, nikt mnie nie zaprasza, nikt mnie nie lubi, głowa mnie boli, mam alergię na tłumy...

    ...a! To pewnie dlatego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opanuj zatem sztukę wpraszania się do stolicznych blogznajomych, zabieraj rodzinę i lansuj się, chłopcze.
      Masz rok na opracowanie strategii.

      Usuń
  5. Ja bym tam może i poszła ale w czapce niewidce, bo bym się generalnie czuła jak piąte koło u wozu. Albo niewypał powojenny. Albo po prostu jak mysz bez miotły - a mysz bez miotły - wiadomo... ;)

    Tekst jak zawsze mistrzowski. Fajny i niepowtarzalny z Ciebie Krotochwil. Więc trwaj nam tu ciągle i wciąż i wielokrotnie - rzecz jasna.

    Kim są Ci piarowcy???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amisha! To ja chciałam to wszystko napisać! Inwentaryzacja, potraktuj tę jakże niemiłą sytaucję tak, jakbym też napisała to samo co Amisha, tylko że niestety, obawiam się, gorzej... (Amisha- buziaki! ) ;-)

      Usuń
    2. W niektórych przypadkach piąte koło może okazać się tym najbardziej strategicznym, hm.

      Kalino, no to trzeba szybciej pisać te komentarze, a nie robić potem dym, nieprawdaż :)

      Usuń
  6. Ops... Kalinko, usunąć wpis i dać Ci szansę??? Ja przeważnie nikomu nie lazę w paradę (bo wiesz, gdzie najlepiej czują się myszki LOL (nie mylić z czcigodną Myską). Zresztą porozumienie w tej sytuacji uważam za najważniejsze. Pierwszeństwo sobie darujmy. Ostatecznie jako myszy niekoniecznie musimy brać udział w wyścigu szczurów hihi. Odwzajemniam buziak i liczę, że nasza piewczyni niezwykłych krotochwil nie "zinwentaryzuje" nas za to pod odpowiednim katalogiem........... ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Stawiam dolary przeciwko orzechom, że jeśli zobaczymy Inwentaryzację na jakimś zdjęciu, to będzie to tył głowy z pasmem włosów i kawałkiem kołnierza od swetra z wielbłądziej wełny, owiniętego dodatkowo podhalańskim szalem boa, czyli nie z piór, bynajmniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy prezentuje co ma najlepszego, a mój tył głowy jest wybitny. Tam właśnie siedzi i stuka Krotochwil.

      Usuń
  8. Hej! Nie odpowiadasz mi na wiadomość na fejsie, a ja muszę muszę się upomnieć o to, żeby się zgadać - wszak wyżydziłem dwa fajki, right?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli nawet jedną wysępiłeś to sukces wymagający wpisania do cv w rubryczce 'osiągniecia'.
      Gdyż jestem bardzo skompa ;)

      Sawiuszu, jeśli będziesz używał takich druzgocąco niepoprawnych politycznie określeń to twoja lajfstajlowa przyszłość może stanąć pod znakiem zapytania ;)

      Usuń
  9. ubawiłaś mnie ta potrzebą jedzenia i rozmnażaniem ;)
    blogerka parentingowa zdradzi ci pewien sekret: prowadzi też bloga kulinarnego, ale o tym sza bo reszta rzuci sie na mnie jak sępy bym przepisy podawał lub co gorsz gotowała ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli i rozmnażanie i gotowanie, co za pełnia!
      Kobieta we mnie czuje się teraz jak niedojda ;)

      Usuń
    2. Ważne jak się czuje twoje wewnętrzne dziecko. A trzy blogi to heroizm a nie niedojdyzm, raczej.

      Usuń
  10. Męski sweterek w reniferek - bossski!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, a za potrząsanie dzwoneczkami na klacie dodatkowy plus dla zacnego właściciela tegoż :)

      Usuń
  11. Miło było i Ciebie poznać! Chociaż jak już wspominasz to byś linkiem dorzuciła :D (Mama Bloguje - staty byś mi zwiększyła :D)
    Swoją drogą czy jest jakaś szansa na te zdjęcia? Dziwnym trafem nawet nie pamiętam, ze ktoś je robił (WTF? -pijana nie byłam)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mi powiedział pewien męski blogcelebryta - 'każdy sam musi pracować na swój sukces', więc nie ośmielę się mu robić w brew, zwłaszcza, że to jedyne co ma bujne, nieprawdaż ;)

      A tak serio: zdjęcia będą jak dojdą.

      Usuń
  12. Wyjątkowo ładna relacja :) Mnie tam nie było, bo robiłam za Śnieżynkę na jarmarku, a czuję się jakbym wszystko widziała i wiedziała i czuła. No może jednak tego jedzenia brak ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, brak, zwłaszcza, że jesteśmy w fazie "Nie jedz tego, to na święta!'

      Usuń
  13. Hehe, dobrze, że znamy się też z widzenia

    panowie śmieszni

    OdpowiedzUsuń
  14. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Synka mogła kobita przyprowadzić, tylko czemu akurat tego? Niespecjalnie jest na czym oko zawiesić:).

      Usuń
  15. eeee trzeba było brac płaszcz na fajka, ja tak robiłam i mimo sukienki na ramiączkach ( w środku było goaco!) nie dygotałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Odpowiedzi
    1. Czyli rozumiem że można na ciebie wołać 'hot chick' ;)

      Usuń
  17. Wiedziałam, że ty to ty! Cały czas tak myślałam, ale mówię, nie przyznam się, bo jeszcze się wydurnię :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wziąwszy pod uwagę jak tobą z zimna telepało nie spodziewałam się dodatkowo wydurniania, fakt ;)

      Usuń
  18. Kurcze blade, środek tygodnia, rano do pracy, nic mnie takie imprezy nie obchodzą, a chichram się jak idiotka i najchętniej bym spędziła resztę wieczoru i nocy na lekturze tego przezabawnego bloga (aż do linków wrzuciłam, niech moich trzech czytelników na krzyż tu trafi, ale może to głupie, bo mogą do mnie nie wrócić i będzie mi przykro ;(). Kobito, przejrzałam kilka notek i mam wrażenie, że czytam Pratchetta, no może takiego w spódnicy ;). I bez Świata Dysku. Ale talent do zabawiania publiki się zgadza. Gdybyś miała wyjątkowy skok w ilości wyświetleń w weekend, to wiesz już czemu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, krążek na mój dysk, miód na moje uszy, etc.
      Z Pratchetta mam wieloletnie zaległości które - skoro argumentem jest spódnica (acoto?) - czuję się zobowiązana nadrobić w te pędy.

      Usuń

No to cyk! Nie ma się co pieścić.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...