Obudziło mnie
kląskanie makolągwy, ale tylko literacko bo w rzeczywistości to była
kilkugodzinna narada jednej sroki z drugą. Jedna cholera siedziała na dachu a
druga na drzewie. Small talk.
Wrony, kruki i sroki to najinteligentniejsze ptaki w całym świecie fauny i stanowczo za mało
się w filmografii korzysta z ich intelektualnego zaplecza – kruki najczęściej
pojawiają się jako mroczne zapowiedzi przyszłej katastrofy, wrony dziobią
ulubionych aktorów Hiczkoka, a o zmyślnej roli dla sroki to jeszcze w ogóle nie
słyszałam. A przecież można by nakręcić piękny wizualnie film gdzie sroka
pospołu z zebrą, dalmatyńczykiem i orką pod przewodnictwem białego czarodzieja
ratują świat przed czarną dziurą – czy coś takiego, byle artystycznie czarno-białe to było, bez tej
chujowej disnejowskiej kolorystyki.
(w nawiązaniu do zeszłomiesięcznego posta o zwierzętach w filmie [klik])
(w nawiązaniu do zeszłomiesięcznego posta o zwierzętach w filmie [klik])
Na dowód moich
rozważań prosz: złożone, 8-etapowe zadanie dla kruka w celu zdobycia
gastronomicznej nagrody.
Natomiast sowy
po Harrym Potterze zapewne na lata
utknęły na etacie listonoszy. Miejmy nadzieję, iż za rok sowi związek zawodowy
nie wygra przetargu z Pocztą Polską, bo mogłoby się nam zastać po powrocie do
domu coś takiego:
Co i tak
byłoby lepsze niż odbieranie pism z sądu w monopolowym.
Pamiętam jak
tatuś uraczył mnie wiadomością, ze teraz pisma będziem odbierać w kioskach
ruchu. Zacukałam się i zmartwiłam, że mu się demencja starcza pospieszyła i na
głowę rzuciła, potem jednak okazało się, że to prawda. Od tej pory wierzę we
wszystko, co mi mówi. Np że pan Mietek, sąsiad, właśnie się nawrócił i został
religijnym człowiekiem (jest po 60 i wcześniej był bardzo niegrzeczny). Z
drugiej strony u sąsiadów obok przez cały czas gra na cały regulator Radio
Maryja, więc można się tylko albo powiesić albo nawrócić. Nie mam nic przeciwko
żadnemu radiu, sama czasem lubię sobie po wstaniu z wyrka zakrzyknąć
‘Alleluja!’ dla dodania otuchy (zwłaszcza jeśli czeka mnie nieuchronne tego
dnia ukrzyżowanie) natomiast regulacja głośności w rejony słyszalne tylko dla
nietoperzy (które nie są ptakami) to dla mnie świętość.
Silentio
sacrum est, czy jakoś tak.
Dlatego nie
tęsknię do mieszkania W BLOKU, gdzie, gdy odwiedzam rodziców, ciągle słychać
jakieś tivi, jakieś radio, jakieś trzaskania drzwiami i wrzaski, gdzie dzieci
piętro wyżej toczą od ściany do ściany metalowe kulki, a sąsiad dwa piętra
wyżej wierci dziury w celu powieszenia zdjęć rodzinnych, których jest 1231, w
związku z czym sąsiad z piętra niżej wali kluczem francuskim w kaloryfer. A
sąsiadka z dołu przychodzi do rodziców przedyskutować kwestię, że ciągle słyszy
nad kanapą jakąś ciężko pracującą maszynę, która jej przeszkadza.
- Ojej, co też
to może być? My nic nie słyszymy – rzucamy sobie z mamusią w drzwiach znaczące spojrzenia, ale idziemy wobec
sąsiadki w zaparte i rozkładamy ręce.
Wracamy do mieszkania
i hyc do pokoju. Tatuś właśnie schodzi z roweru stacjonarnego, umordowany, ale
dumny jak paw:
- Kręciłem
godzinę! – oznajmia.
- Szybko,
szybko, właź na ten rower z powrotem – krzyczymy. – Jak po tej interwencji
przestaniesz kręcić, to będzie podejrzane i sąsiadka się zorientuje, że
kręcimy!
- Kręciłem
godzinę! – oznajmia znowu tatuś.
- Nie dyskutuj
i właź na rower! – krzyczymy, ale już szeptem, bo nie wiadomo czy sąsiadka nie
stoi pod drzwiami i nie podsłuchuje.
I tatuś w
stanie przedzawałowym kręci jeszcze godzinę w celu ukrycia źle sprokurowanego
kłamstwa. Tak, nikt nie jest bez winy, ale ostatnie, czego się pożąda w bloku
to ostry dźwięk dzwonka interweniującego sąsiada. A wiadomo ile taki potrafi
wydzwonić?
Potem jednak
nastaje szczęśliwa godzina 22.00 i wszystko stopniowo cichnie. Oprócz
pijanych młodzieńców, którzy wracają z imprezy i pod balkonem omawiają na cały regulator
sprawy przy pomocy malowniczych określeń niecenzuralnych.
("Aleś lalunię wyrwał! ")
Tymczasem o
6.00 rano trzeba na osiedlu skosić trawnik, wiadomo. Spółdzielnia bowiem stawia
na mieszkańców rano wstających a nie jakichś obiboków gnijących w pościeli
do 8.00. A trawa – wiadomo – daje się
skosić tylko z zaskoczenia, kiedy śpi pod poranną rosą, inaczej sztywnieje jak
beton i skosić się nie daje. Tylko o 6.00!
Nie, nie nie.
Uciekam od
tego ludzkiego, zabetonowango mrowiska do ciszy, do moich własnych czterech ścian,
do bezludnej enklawy.
Mmmm.
I od 5.00 rano
mam pod oknem koncert ptasiego radia, żeby to jeszcze były słowicze trele ale
to jest regularne, bezduszne, kilkugodzinne napierdalnanie WRONY. Kiedyś nie
wytrzymałam i w samych majtkach i T-shircie wyskoczyłam z łóżka i z domu.
Wspominałam już, że jestem przygotowana na wypadek ptasiej wojny? Mam łuk i
procę, mam zapasy kapsli i kamieni. Mam determinację, żeby wrócić do łóżka i
pospać jeszcze ze 3 godziny. I jak tylko rozkleiło mi się jedno oko to zaczynam
do tej wrony, siedzącej na czubku łysego drzewa i monologującej, przypuszczać
natarcie. Po kwadransie zaczynam przypuszczać, że oprócz odmrożenia tyłka nic nie
wskóram, bo w tych nerwowych warunkach mam słabą celność. Przeciwnik łamie mi
ostatecznie morale, kiedy zasłania się przed nadlatującym pociskiem
rozpostartym skrzydłem, strzepuje je po trafieniu, składa i napierdala dalej
swoją melodię nie zmieniwszy pozycji ani o centymetr. Wracam pokonana jak
Niemce spod Staliningradu. Temperatura podobna.
(Drogi Mikołaju! Chcę kondora. Albo jastrzębia. Choć - jak donoszą moje tajne źródła ornitologiczne - dwa kruki są w stanie przepędzić tego ostatniego ze swoich terenów łowieckich, aaa.)
Tymczasem
skoro mieszkam nie na osiedlu ale bliżej terenów, którymi zajmuje się MIASTO,
to koszenie trawników odbywa się o 3.00 nad ranem. Godzinę wcześniej (i codziennie)
przejeżdżają śmieciarki. Byłam ciekawa co to za łomot podrywa mi regularnie
głowę na poduszce i poszłam raz obejrzeć technikę panów śmietnikowych:
śmieciarka podjeżdża i pan śmieciarz wyjmuje metalowy kubeł z cementowego
skafandra. Wspina się, wyrzuca zawartość do naczepki i zrzuca z wysokości tejże
- bądź co bądź – ciężarówki, ten metalowy kubełek wprost w trzewia betonowej
obudowy.
Łuuup!!!
Jeśli
zobaczycie kiedyś elegancką panienkę, która w godzinach wieczornych wyciąga
metalowy kubeł z kosza na śmieci (wraz z zawartością), żeby wepchnąć pod niego
starą poduszkę, to dowiecie się gdzie mieszkam.
Bo to będę ja.
I to będzie
znaczyło, że chcę się w końcu wyspać.
Alleluja!
Kraaa-kraaa.
A teraz korki
z ekologicznej operetki (proszę zająć się czymś pożytecznym i zostawić to
włączone w tle w ramach socjopatycznego eksperymentu – mimo ajfonów-srajfonów
to właśnie do odbioru takich odgłosów zaprojektowała nas macocha ziemia. Byle
nie o 5 rano!)
Albo ptasie efekty wizualne w procesie upierzania się:
Nie, żeby jakoś specjalnie się interesowała procesem rozwojowym papug ale to fascynujące, że dojście do pełnej krasy zajęło im 30 dni. A mnie 30 lat i darowaną paletkę do makijażu ;).
A i tak nadal wyglądam na nieco oskubaną, heh.
No chyba, że w weekendy, w weekendy wyglądam tak:
Dziękuję za uwagę.
A jeśli mi serdecznie współczujecie to poproszę pod koniec miesiąca o oddanie na moje gorzkie żale głosa kosa w zabawie u Szeptów w metrze.
Gorzkie żale zakończone, dziś ostatnia wieczerza i proszę, oto jaka piękna uczta w ptasim gościńcu !
OdpowiedzUsuńA ci co sowę zainwentaryzowli na oknie to jeden błąd zrobili - okna przed świętami umyli ;) Ja, w trosce o ptaki, nie myję :P :)
No widzisz, inna szkoła u was, u nas się okna myje a potem odciska się zakupionym kurczakiem eteryczny motyw świątecznym ;)
UsuńJa mieszkam w lesie , w uroczej drewnanej chatce. Koncert ptaków mam codziennie rano. Mój kot dostaje od tego kręćka, zgrzyta zębami, gdy zobaczy ptaki. Nie wyobrażam sobie obecnie mieszkać w betonie. O, nie!
OdpowiedzUsuńUroczej drewnianej chatki zazdraszczam - oprócz sytuacji pożarowych ;)
UsuńMuszę przyznać że nie czytuje blogow ale ten post .... wbija w ziemie :) Jest doskonale skonstruowany, swoboodnie plynie przechodzac z jednego watku do innego, jest miazdzaco trafny w kwestii spostrzezen i doskonale uzupelniony linkami - zadanie wykonane przez kruka (raczej nie jest to wrona ;) ) jest czyms niesamowitym; wiele razy widywalem kruki w locie i slyszalem ich odglosy ale nie sadzilem ze bestie sa tak cwane.
OdpowiedzUsuńW kwestii porownan beton kontra natura to mam odmienne spostrzezenja akurat ;) mieszkam w domu na wsi gdzie pod oknem mam ogromny orzech wloski i jezeli juz slychac cos rano to jakies delikatnie swiergolace wroble czy inne cwirki :D Natomiast gdy zdarzy mi sie spac w Wwie to cala dobe za oknem slychac .... ryk samochodow :) Zadna wrona czy inny potwor tego nie przebije ;)
W sumie post super - czyta sie cudnie :) :)
Dzięki ;)
UsuńNo tak, kruk oczywiście, wcale przecież nie popełniłam tego błędu w celu sprawdzenia czytelniczej czujności (już poprawiam)
A ryki swoją drogą, jak to w mieście.
Z ptakami walczyć trzeba przy pomocy ptaków, stowarzyszyć się, alinas zawiązać, pakt podpisać, choćby jak kura pazurem. Żeby ich wrzaski o świcie nie przeszkadzały trzeba, po prostu, chodzić spać z kurami :)
OdpowiedzUsuńOve
Buuuujda, Ove, z tymi kurami. Próbowałam, ale one się nigdy nie chcą posunąć i zajmują całą grzędę! :)
UsuńPiękny ptasi post. Zasępiłam się. Potem rozćwierkałam, wywinęłam orła, zrobiłam jaskółkę, a potem poszłam po patyczek, żeby wygrzebać miętówkę spod komody. BBC jest takie pouczające!
Ove, jesteś bezwzględny - nie idę na taki układ.
UsuńMonia, jak ja wezmę patyczek to kto wie co wygrzebię spod kanapy ;)
Zdaje się, że jesteś już wiosennie przebudzona. Albo rzeczywiście spać Ci nie dają... ;)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam z uwagą, idę na piwo :) z drozdem :P
OdpowiedzUsuńNaprzeciwko mieszka porąbany kogut! Drze paszczę od drugiej w nocy do ósmej rano z maleńkimi przerwami. Słyszalny świetnie nawet, gdy okno szczelnie zamknięte... Co tam wrony i sroki wobec tego cholernego ,,pracusia''!
OdpowiedzUsuńRozwiązaniem jest zrobienie rosołu ;)
UsuńO, zesz makolagwa! Nie wiem gdzie Ty mieszkasz ale ja na pieknym osiedlu, uroczyk domeczkow z ogrodkami. Tu zycie nigdy nie zamiera. Poniewaz na osiedlu zamieszkuja lokalne gwiazdy polityki, to juz o polnocy zaczynamy czyszczeniem ulic. Przez nasze urocze, malenkie uliczki przetacza sie olbrzymi, sapiacy czolg ze szczotami, i jeszcze raz i jeszcze raz. O 3.00 mamy juz wyczyszczone i wykropione swieza woda. Wtedy mozna sie przespac 2 godziny bo pozniej emeryci wyskakuja z lozek i zaczynaja zabawy z kosami, pilami (modne kominki) i wyzynarkami (hobbysci). I nie zapominajmy o sasiadach, ktorzy pala w kominkach zdechlymi rybami, martwymi srokami i Gazeta Wyborcza! Dlatego okno mozna otworzyc tylko czasem. A do naszego malenkiego, osiedlowego kosciola kupiono niedawno dzwony, ktore dzwonia od 6 rano. Ogolnie jest fajnie. Sasiad wyhodowal kaczki w swoim basenie, u nas sa za to zaby. Wwszyscy musza miec szczekajace wilczury na zewnatrz lub ewentualnie owczarki podhalanskie, ktore slychac kilka kilometrow dalej. Zastanawiam sie czy nie bylo mi lepiej w blokowisku, pomiedzy klubem studenckim, piwiarnia i gimnazjum.
OdpowiedzUsuńU nas na ulicy asfalt taki czarny, brudny, przydałoby się przetrzeć o trzeciej taką czyszczarką, heh ;)
Usuńświetny jest ten drugi filmik :)
OdpowiedzUsuńMam iloraz inteligencji znacznie mniejszy niż ten czarny opierzony intelektualista... Odpadłabym już na etapie sznurka... I bardzo się cieszę, że matka natura nie kazała mi być papugą, bo mam wątpliwości, czy moje córki dożyłyby pełnego upierzenia... To musi być bardzo przykre: najpierw znosisz jajko, potem je wysiadujesz w niewygodach, a ostatecznie wychodzi z niego taki ohydus. I jeszcze zachęca biedną matkę do bulimii!
OdpowiedzUsuńNie wiadomo co dla tego kruka filmowego przygotowało jeszcze monthypythonowskie BBC - być może gdyby wiedział, to by nie zdejmował patyczka tylko się powiesił ;)
UsuńOhydusy straszne z tych jaj, ale skoro przed trzydziestką nadrabiają... ;)
O tak, wiosna pełną gębą... Od 5.00 drą się kosy i inny drób, a to zaskrzeczy sójka, a to odezwie się bażant... no nie kosy jednak rządzą...potem kosciół dzwoni dla przypomnienia, w dzień wiadomo, po 22. zaczyna straszyć płomykówka (serio, mój sąsiad prawie zszedł na za zawał, gdy go zaatakowała pod domem, jego, własnym), nocne sąsiadów popijawy ogrodowe, zwane szumnie garden party przy grylu, a o poranku znów te ptaki (i dzwon)...z tego wszystkiego psy u nas najcichsze...
OdpowiedzUsuńWiola
'Płomykówki' to się nazywają takie imprezy postgrilowe, jak się dobrze ognia nie ugasi ;)
Usuńraz rzuciłam kamieniem w drącego się szpaka a trafiłam w nówkę-renówkę. Od tego czasu rzucam w szpaki tylko gotowanymi ziemniakami.
OdpowiedzUsuńSroka złodziejka - w "Rumcajsie", albo Soka i lis - taka dobranocka kiedyś była.
OdpowiedzUsuń***
A papugi wprost uwielbiam.
No tak pomyślałam że ktoś coś i nie zaszkodzi ;)
UsuńNo może i oglądałam, ale bez tej wizji futurystycznej, że populacja srok zdominuje ornitologię miejską these days, eh.
Aha! A Ty sobie tak kląskasz w cichości i nic nie mówisz?! Sprawdzasz, czy czytam Twój blog, co?
OdpowiedzUsuńA czytam, czytam i z podziwu wyjść jak zwykle nie mogę (Boże jaka ja jestem nudna), gdzie Ty te wszystkie rzeczy wynajdujesz.
Pozwól mi zgadnąć: nie pracujesz, nie jesz, nie chodzisz na zakupy tylko siedzisz w necie, tak? ;-)
Wpis super. Idę pomagać się wykluwać mojej makolągwie (mam nadzieję, że nie będzie taka pokraczna, jak to małe papuziątko) i jak skończę, to sobie jeszcze pokomentuję :)
Nieźle cię tam Brytowie przerobili - że niby komplementum serwujesz ale podjeżdża insynuacją, że jestem bezrobotną anorektyczką bez zaplecza towarzyskiego ;)
UsuńUmysł mam chłonny na śmieci skojarzeniowe, a że w mózgu puste miejsce w dziale parentingowym, to sporo się upchało innych takich ;)
Sprostowanie. Dzial parentingowy nie pozostawia pustego miejsca w mozgu. On zzera mozg w calosci. :-) to pisalam ja, kaczka
UsuńTak właśnie myślałam, dlatego unikam ;)
UsuńAle kaczkę to bym zeżarła w całości - tak od świąt to za mną chodzi, choć zacnie zapchano mnie indykiem ;)
UsuńKażda lokalizacja ma jakieś mankamenty. Nie mogłabym mieszkać na wsi. Jestem za bardzo wygodna. Chyba, że miałabym służbę ;) Oczywiście mieszkam obecnie w bloku, ale jakoś sąsiedzi dają żyć.
OdpowiedzUsuńW takim razie życzę, żeby się nie znarowili ci zacni sąsiedzi. I kultywowania wygód blokowych.
UsuńZewnetrzne zaluzje jednorodzinnych domkow otwierane o szostej rano z hukiem, wlasnie wtedy gdy niemowle usnelo. Jeden otworzy to dalej leci jak efekt domina. I zebysmy chociaz na Sycylii mieszkali!
OdpowiedzUsuńNa Sycylii to rzeczywiście o zabłąkaną kulę, rybią głowę czy wanienkę z betonem nietrudno!
UsuńZewnętrze żaluzje to ten rodzaj mieszczaństwa, którego nie zdzierżam.
UsuńCo innego okiennice, mmm.
Zwłaszcza na południu Francy, bo na Sycylii nie byłam jeszcze, te końskie głowy faktycznie odstraszają, ja tam wolę mieć w pościeli zwyczajny termofor, jeśli już ;)
Stopery.....tylko to moze Cie uratowac....oczywiscie maja i zla strone- moga Cie okrasc i nawet powyjadac z lodowki jak bedziesz slodko spala, ale w koncu sie wyspisz.
OdpowiedzUsuńNa dzialce u brata zalozyly gniazdo bociany.....alez on klal, ale przeciez bociana nie mozna wygnac he, he.
Na wyjazdy stopery rzecz obowiązkowa ale na co dzień tak kisić miąższ w uszach to nie bardzo,eee.
Usuń