czwartek, 17 kwietnia 2014

Bezduszne ćwirki poranne i nocne eskapady śmieciarką oraz o różnicach między mieszkaniem w bloku i domostwie autonomicznym



Obudziło mnie kląskanie makolągwy, ale tylko literacko bo w rzeczywistości to była kilkugodzinna narada jednej sroki z drugą. Jedna cholera siedziała na dachu a druga na drzewie. Small talk.
Wrony, kruki i sroki to najinteligentniejsze ptaki w całym świecie fauny i stanowczo za mało się w filmografii korzysta z ich intelektualnego zaplecza – kruki najczęściej pojawiają się jako mroczne zapowiedzi przyszłej katastrofy, wrony dziobią ulubionych aktorów Hiczkoka, a o zmyślnej roli dla sroki to jeszcze w ogóle nie słyszałam. A przecież można by nakręcić piękny wizualnie film gdzie sroka pospołu z zebrą, dalmatyńczykiem i orką pod przewodnictwem białego czarodzieja ratują świat przed czarną dziurą – czy coś takiego, byle artystycznie czarno-białe to było, bez tej chujowej disnejowskiej kolorystyki.
(w nawiązaniu do zeszłomiesięcznego posta o zwierzętach w filmie [klik])

Na dowód moich rozważań prosz: złożone, 8-etapowe zadanie dla kruka w celu zdobycia gastronomicznej nagrody.

Natomiast sowy po Harrym Potterze zapewne na lata utknęły na etacie listonoszy. Miejmy nadzieję, iż za rok sowi związek zawodowy nie wygra przetargu z Pocztą Polską, bo mogłoby się nam zastać po powrocie do domu coś takiego:
Co i tak byłoby lepsze niż odbieranie pism z sądu w monopolowym.
Pamiętam jak tatuś uraczył mnie wiadomością, ze teraz pisma będziem odbierać w kioskach ruchu. Zacukałam się i zmartwiłam, że mu się demencja starcza pospieszyła i na głowę rzuciła, potem jednak okazało się, że to prawda. Od tej pory wierzę we wszystko, co mi mówi. Np że pan Mietek, sąsiad, właśnie się nawrócił i został religijnym człowiekiem (jest po 60 i wcześniej był bardzo niegrzeczny). Z drugiej strony u sąsiadów obok przez cały czas gra na cały regulator Radio Maryja, więc można się tylko albo powiesić albo nawrócić. Nie mam nic przeciwko żadnemu radiu, sama czasem lubię sobie po wstaniu z wyrka zakrzyknąć ‘Alleluja!’ dla dodania otuchy (zwłaszcza jeśli czeka mnie nieuchronne tego dnia ukrzyżowanie) natomiast regulacja głośności w rejony słyszalne tylko dla nietoperzy (które nie są ptakami) to dla mnie świętość.
Silentio sacrum est, czy jakoś tak. 

Dlatego nie tęsknię do mieszkania W BLOKU, gdzie, gdy odwiedzam rodziców, ciągle słychać jakieś tivi, jakieś radio, jakieś trzaskania drzwiami i wrzaski, gdzie dzieci piętro wyżej toczą od ściany do ściany metalowe kulki, a sąsiad dwa piętra wyżej wierci dziury w celu powieszenia zdjęć rodzinnych, których jest 1231, w związku z czym sąsiad z piętra niżej wali kluczem francuskim w kaloryfer. A sąsiadka z dołu przychodzi do rodziców przedyskutować kwestię, że ciągle słyszy nad kanapą jakąś ciężko pracującą maszynę, która jej przeszkadza.
- Ojej, co też to może być? My nic nie słyszymy – rzucamy sobie z mamusią w drzwiach  znaczące spojrzenia, ale idziemy wobec sąsiadki w zaparte i rozkładamy ręce.

Wracamy do mieszkania i hyc do pokoju. Tatuś właśnie schodzi z roweru stacjonarnego, umordowany, ale dumny jak paw:
- Kręciłem godzinę! – oznajmia.
- Szybko, szybko, właź na ten rower z powrotem – krzyczymy. – Jak po tej interwencji przestaniesz kręcić, to będzie podejrzane i sąsiadka się zorientuje, że kręcimy!
- Kręciłem godzinę! – oznajmia znowu tatuś.
- Nie dyskutuj i właź na rower! – krzyczymy, ale już szeptem, bo nie wiadomo czy sąsiadka nie stoi pod drzwiami i nie podsłuchuje.
I tatuś w stanie przedzawałowym kręci jeszcze godzinę w celu ukrycia źle sprokurowanego kłamstwa. Tak, nikt nie jest bez winy, ale ostatnie, czego się pożąda w bloku to ostry dźwięk dzwonka interweniującego sąsiada. A wiadomo ile taki potrafi wydzwonić?


Potem jednak nastaje szczęśliwa godzina 22.00 i wszystko stopniowo cichnie. Oprócz pijanych młodzieńców, którzy wracają z imprezy i pod balkonem omawiają na cały regulator sprawy przy pomocy malowniczych określeń niecenzuralnych.

("Aleś lalunię wyrwał! ")

Tymczasem o 6.00 rano trzeba na osiedlu skosić trawnik, wiadomo. Spółdzielnia bowiem stawia na mieszkańców rano wstających a nie jakichś obiboków gnijących w pościeli do  8.00. A trawa – wiadomo – daje się skosić tylko z zaskoczenia, kiedy śpi pod poranną rosą, inaczej sztywnieje jak beton i skosić się nie daje. Tylko o 6.00!

Nie, nie nie.
Uciekam od tego ludzkiego, zabetonowango mrowiska do ciszy, do moich własnych czterech ścian, do bezludnej enklawy.
Mmmm.


I od 5.00 rano mam pod oknem koncert ptasiego radia, żeby to jeszcze były słowicze trele ale to jest regularne, bezduszne, kilkugodzinne napierdalnanie WRONY. Kiedyś nie wytrzymałam i w samych majtkach i T-shircie wyskoczyłam z łóżka i z domu. Wspominałam już, że jestem przygotowana na wypadek ptasiej wojny? Mam łuk i procę, mam zapasy kapsli i kamieni. Mam determinację, żeby wrócić do łóżka i pospać jeszcze ze 3 godziny. I jak tylko rozkleiło mi się jedno oko to zaczynam do tej wrony, siedzącej na czubku łysego drzewa i monologującej, przypuszczać natarcie. Po kwadransie zaczynam przypuszczać, że oprócz odmrożenia tyłka nic nie wskóram, bo w tych nerwowych warunkach mam słabą celność. Przeciwnik łamie mi ostatecznie morale, kiedy zasłania się przed nadlatującym pociskiem rozpostartym skrzydłem, strzepuje je po trafieniu, składa i napierdala dalej swoją melodię nie zmieniwszy pozycji ani o centymetr. Wracam pokonana jak Niemce spod Staliningradu. Temperatura podobna.
(Drogi Mikołaju! Chcę kondora. Albo jastrzębia. Choć - jak donoszą moje tajne źródła ornitologiczne - dwa kruki są w stanie przepędzić tego ostatniego ze swoich terenów łowieckich, aaa.)






Tymczasem skoro mieszkam nie na osiedlu ale bliżej terenów, którymi zajmuje się MIASTO, to koszenie trawników odbywa się o 3.00 nad ranem. Godzinę wcześniej (i codziennie) przejeżdżają śmieciarki. Byłam ciekawa co to za łomot podrywa mi regularnie głowę na poduszce i poszłam raz obejrzeć technikę panów śmietnikowych: śmieciarka podjeżdża i pan śmieciarz wyjmuje metalowy kubeł z cementowego skafandra. Wspina się, wyrzuca zawartość do naczepki i zrzuca z wysokości tejże - bądź co bądź – ciężarówki, ten metalowy kubełek wprost w trzewia betonowej obudowy.
Łuuup!!!

Jeśli zobaczycie kiedyś elegancką panienkę, która w godzinach wieczornych wyciąga metalowy kubeł z kosza na śmieci (wraz z zawartością), żeby wepchnąć pod niego starą poduszkę, to dowiecie się gdzie mieszkam.
Bo to będę ja.
I to będzie znaczyło, że chcę się w końcu wyspać.
Alleluja! Kraaa-kraaa.


A teraz korki z ekologicznej operetki (proszę zająć się czymś pożytecznym i zostawić to włączone w tle w ramach socjopatycznego eksperymentu – mimo ajfonów-srajfonów to właśnie do odbioru takich odgłosów zaprojektowała nas macocha ziemia. Byle nie o 5 rano!)


Albo ptasie efekty wizualne w procesie upierzania się:


Nie, żeby jakoś specjalnie się interesowała procesem rozwojowym papug ale to fascynujące, że dojście do pełnej krasy zajęło im 30 dni. A mnie 30 lat i darowaną paletkę do makijażu ;).
A i tak nadal wyglądam na nieco oskubaną, heh.
No chyba, że w weekendy, w weekendy wyglądam tak:





















Dziękuję za uwagę.
A jeśli mi serdecznie współczujecie to poproszę pod koniec miesiąca o oddanie na moje gorzkie żale głosa kosa w zabawie u Szeptów w metrze.

35 komentarzy:

  1. Gorzkie żale zakończone, dziś ostatnia wieczerza i proszę, oto jaka piękna uczta w ptasim gościńcu !
    A ci co sowę zainwentaryzowli na oknie to jeden błąd zrobili - okna przed świętami umyli ;) Ja, w trosce o ptaki, nie myję :P :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, inna szkoła u was, u nas się okna myje a potem odciska się zakupionym kurczakiem eteryczny motyw świątecznym ;)

      Usuń
  2. Ja mieszkam w lesie , w uroczej drewnanej chatce. Koncert ptaków mam codziennie rano. Mój kot dostaje od tego kręćka, zgrzyta zębami, gdy zobaczy ptaki. Nie wyobrażam sobie obecnie mieszkać w betonie. O, nie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uroczej drewnianej chatki zazdraszczam - oprócz sytuacji pożarowych ;)

      Usuń
  3. Muszę przyznać że nie czytuje blogow ale ten post .... wbija w ziemie :) Jest doskonale skonstruowany, swoboodnie plynie przechodzac z jednego watku do innego, jest miazdzaco trafny w kwestii spostrzezen i doskonale uzupelniony linkami - zadanie wykonane przez kruka (raczej nie jest to wrona ;) ) jest czyms niesamowitym; wiele razy widywalem kruki w locie i slyszalem ich odglosy ale nie sadzilem ze bestie sa tak cwane.
    W kwestii porownan beton kontra natura to mam odmienne spostrzezenja akurat ;) mieszkam w domu na wsi gdzie pod oknem mam ogromny orzech wloski i jezeli juz slychac cos rano to jakies delikatnie swiergolace wroble czy inne cwirki :D Natomiast gdy zdarzy mi sie spac w Wwie to cala dobe za oknem slychac .... ryk samochodow :) Zadna wrona czy inny potwor tego nie przebije ;)
    W sumie post super - czyta sie cudnie :) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ;)
      No tak, kruk oczywiście, wcale przecież nie popełniłam tego błędu w celu sprawdzenia czytelniczej czujności (już poprawiam)
      A ryki swoją drogą, jak to w mieście.

      Usuń
  4. Z ptakami walczyć trzeba przy pomocy ptaków, stowarzyszyć się, alinas zawiązać, pakt podpisać, choćby jak kura pazurem. Żeby ich wrzaski o świcie nie przeszkadzały trzeba, po prostu, chodzić spać z kurami :)

    Ove

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Buuuujda, Ove, z tymi kurami. Próbowałam, ale one się nigdy nie chcą posunąć i zajmują całą grzędę! :)

      Piękny ptasi post. Zasępiłam się. Potem rozćwierkałam, wywinęłam orła, zrobiłam jaskółkę, a potem poszłam po patyczek, żeby wygrzebać miętówkę spod komody. BBC jest takie pouczające!

      Usuń
    2. Ove, jesteś bezwzględny - nie idę na taki układ.
      Monia, jak ja wezmę patyczek to kto wie co wygrzebię spod kanapy ;)

      Usuń
  5. Zdaje się, że jesteś już wiosennie przebudzona. Albo rzeczywiście spać Ci nie dają... ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam z uwagą, idę na piwo :) z drozdem :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Naprzeciwko mieszka porąbany kogut! Drze paszczę od drugiej w nocy do ósmej rano z maleńkimi przerwami. Słyszalny świetnie nawet, gdy okno szczelnie zamknięte... Co tam wrony i sroki wobec tego cholernego ,,pracusia''!

    OdpowiedzUsuń
  8. O, zesz makolagwa! Nie wiem gdzie Ty mieszkasz ale ja na pieknym osiedlu, uroczyk domeczkow z ogrodkami. Tu zycie nigdy nie zamiera. Poniewaz na osiedlu zamieszkuja lokalne gwiazdy polityki, to juz o polnocy zaczynamy czyszczeniem ulic. Przez nasze urocze, malenkie uliczki przetacza sie olbrzymi, sapiacy czolg ze szczotami, i jeszcze raz i jeszcze raz. O 3.00 mamy juz wyczyszczone i wykropione swieza woda. Wtedy mozna sie przespac 2 godziny bo pozniej emeryci wyskakuja z lozek i zaczynaja zabawy z kosami, pilami (modne kominki) i wyzynarkami (hobbysci). I nie zapominajmy o sasiadach, ktorzy pala w kominkach zdechlymi rybami, martwymi srokami i Gazeta Wyborcza! Dlatego okno mozna otworzyc tylko czasem. A do naszego malenkiego, osiedlowego kosciola kupiono niedawno dzwony, ktore dzwonia od 6 rano. Ogolnie jest fajnie. Sasiad wyhodowal kaczki w swoim basenie, u nas sa za to zaby. Wwszyscy musza miec szczekajace wilczury na zewnatrz lub ewentualnie owczarki podhalanskie, ktore slychac kilka kilometrow dalej. Zastanawiam sie czy nie bylo mi lepiej w blokowisku, pomiedzy klubem studenckim, piwiarnia i gimnazjum.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas na ulicy asfalt taki czarny, brudny, przydałoby się przetrzeć o trzeciej taką czyszczarką, heh ;)

      Usuń
  9. świetny jest ten drugi filmik :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam iloraz inteligencji znacznie mniejszy niż ten czarny opierzony intelektualista... Odpadłabym już na etapie sznurka... I bardzo się cieszę, że matka natura nie kazała mi być papugą, bo mam wątpliwości, czy moje córki dożyłyby pełnego upierzenia... To musi być bardzo przykre: najpierw znosisz jajko, potem je wysiadujesz w niewygodach, a ostatecznie wychodzi z niego taki ohydus. I jeszcze zachęca biedną matkę do bulimii!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiadomo co dla tego kruka filmowego przygotowało jeszcze monthypythonowskie BBC - być może gdyby wiedział, to by nie zdejmował patyczka tylko się powiesił ;)

      Ohydusy straszne z tych jaj, ale skoro przed trzydziestką nadrabiają... ;)

      Usuń
  11. O tak, wiosna pełną gębą... Od 5.00 drą się kosy i inny drób, a to zaskrzeczy sójka, a to odezwie się bażant... no nie kosy jednak rządzą...potem kosciół dzwoni dla przypomnienia, w dzień wiadomo, po 22. zaczyna straszyć płomykówka (serio, mój sąsiad prawie zszedł na za zawał, gdy go zaatakowała pod domem, jego, własnym), nocne sąsiadów popijawy ogrodowe, zwane szumnie garden party przy grylu, a o poranku znów te ptaki (i dzwon)...z tego wszystkiego psy u nas najcichsze...
    Wiola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 'Płomykówki' to się nazywają takie imprezy postgrilowe, jak się dobrze ognia nie ugasi ;)

      Usuń
  12. raz rzuciłam kamieniem w drącego się szpaka a trafiłam w nówkę-renówkę. Od tego czasu rzucam w szpaki tylko gotowanymi ziemniakami.

    OdpowiedzUsuń
  13. Sroka złodziejka - w "Rumcajsie", albo Soka i lis - taka dobranocka kiedyś była.
    ***
    A papugi wprost uwielbiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak pomyślałam że ktoś coś i nie zaszkodzi ;)
      No może i oglądałam, ale bez tej wizji futurystycznej, że populacja srok zdominuje ornitologię miejską these days, eh.

      Usuń
  14. Aha! A Ty sobie tak kląskasz w cichości i nic nie mówisz?! Sprawdzasz, czy czytam Twój blog, co?
    A czytam, czytam i z podziwu wyjść jak zwykle nie mogę (Boże jaka ja jestem nudna), gdzie Ty te wszystkie rzeczy wynajdujesz.
    Pozwól mi zgadnąć: nie pracujesz, nie jesz, nie chodzisz na zakupy tylko siedzisz w necie, tak? ;-)

    Wpis super. Idę pomagać się wykluwać mojej makolągwie (mam nadzieję, że nie będzie taka pokraczna, jak to małe papuziątko) i jak skończę, to sobie jeszcze pokomentuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieźle cię tam Brytowie przerobili - że niby komplementum serwujesz ale podjeżdża insynuacją, że jestem bezrobotną anorektyczką bez zaplecza towarzyskiego ;)

      Umysł mam chłonny na śmieci skojarzeniowe, a że w mózgu puste miejsce w dziale parentingowym, to sporo się upchało innych takich ;)

      Usuń
    2. Sprostowanie. Dzial parentingowy nie pozostawia pustego miejsca w mozgu. On zzera mozg w calosci. :-) to pisalam ja, kaczka

      Usuń
    3. Tak właśnie myślałam, dlatego unikam ;)

      Usuń
    4. Ale kaczkę to bym zeżarła w całości - tak od świąt to za mną chodzi, choć zacnie zapchano mnie indykiem ;)

      Usuń
  15. Każda lokalizacja ma jakieś mankamenty. Nie mogłabym mieszkać na wsi. Jestem za bardzo wygodna. Chyba, że miałabym służbę ;) Oczywiście mieszkam obecnie w bloku, ale jakoś sąsiedzi dają żyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie życzę, żeby się nie znarowili ci zacni sąsiedzi. I kultywowania wygód blokowych.

      Usuń
  16. Zewnetrzne zaluzje jednorodzinnych domkow otwierane o szostej rano z hukiem, wlasnie wtedy gdy niemowle usnelo. Jeden otworzy to dalej leci jak efekt domina. I zebysmy chociaz na Sycylii mieszkali!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Sycylii to rzeczywiście o zabłąkaną kulę, rybią głowę czy wanienkę z betonem nietrudno!

      Usuń
    2. Zewnętrze żaluzje to ten rodzaj mieszczaństwa, którego nie zdzierżam.
      Co innego okiennice, mmm.
      Zwłaszcza na południu Francy, bo na Sycylii nie byłam jeszcze, te końskie głowy faktycznie odstraszają, ja tam wolę mieć w pościeli zwyczajny termofor, jeśli już ;)

      Usuń
  17. Stopery.....tylko to moze Cie uratowac....oczywiscie maja i zla strone- moga Cie okrasc i nawet powyjadac z lodowki jak bedziesz slodko spala, ale w koncu sie wyspisz.
    Na dzialce u brata zalozyly gniazdo bociany.....alez on klal, ale przeciez bociana nie mozna wygnac he, he.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na wyjazdy stopery rzecz obowiązkowa ale na co dzień tak kisić miąższ w uszach to nie bardzo,eee.

      Usuń

No to cyk! Nie ma się co pieścić.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...