sobota, 6 lipca 2013

Wszystko jest odpowiedzią. Gdyby tylko jeszcze znać pytanie (kryzys blogera w letni dzień)

W przedpokoju stosy kartonowych pudeł o karnacji zdrowszej niż moja bladość. Na stole kolumny papierów, niczym makiety niedbałych wieżowców z nieistniejących miast. Stojące pod ścianami ramki, które od tygodni czekają by zawisnąć. Przygnębiająco bezwładne stosy ubrań, nie zakwalifikowanych jeszcze do prania, ale też bez prawa wstępu do matki-szafy.
Oto cena prowadzenia bloga. 
Blogów. Portali, serwisów, fejsów.
Tej godzinki, która by była w sam raz, żeby. Aby. Zamiast.

To było jak fala - ten blogowy entuzjazm, kreatywność, interakcyjność. Każdy każdemu. I recenzyjkę i komentarzyk i obrazek i konkursik i jak ja tobie tak ty mi. A nawet jeśli nie, to nadal ja tobie. Ale powoli się słyszy/ widzi tu i tam, że już czas się zdystansować, odpuścić, że życie, że cerowanie i szycie. Że nurt nurtem, ale rzeka trochę wysycha.
I mnie jakoś odrzuca.
Anegdoty i złote myśli i przemyślenia i obserwacje mi gdzieś tam w lewej półkuli więdną i obumierają, nieprzelane i niewklikane.
Nie sprawia mi to już przyjemności, to uwiązanie.
(Choć komentarz zacny przeczytać to zawsze coś miłego. 
Ale już  zamiast odpowiedzi pustki.)
Za to fejs mi jeszcze czasem sprawia - obrazek, dwuwiersz, pyk i myk i logout.
Z obrazów przesuwających się przez umysł jak przez slajdowisko bierzemy jedną stopklatę i umieszczamy w zuckerbergowym gniazdku.
Mała absorpcja czasu i uwagi.

O, szybka się w jednej ramce stłukła, bo się przewróciła na karton. 
To idę.

Sprawić by moje wnętrze/życie/obejście wyglądało raczej tak
niż tak
















A cytat w tytule autorstwa Paula Eerika Rummo, co go musiałam zgooglować, bo takie smutki się pamięta, owszem, ale imion dwuczłonowych to już nie.

34 komentarze:

  1. Ale, że radzić coś, czy pocieszyć, wysłuchać, kopnąć, przytulić?

    OdpowiedzUsuń
  2. Otóż tak: odpowiadając na podpowiedź IK w poprzednim poście - bylinę wieloletnią, acz zadarniającą, niełatwo natenczas zakupić idzie. Prędziej wykopać po ciemku u sąsiada...
    Ale po pierwsze po zmroku śpię, a po drugie nie mogłabym potem takiemu sąsiadowi w oczy "Dzień dobry" powiedzieć ;)
    Zatem poszło na goździki, jakąś dąbrówkę (fioloetowo kwitnie) i szałwię.
    Z kolei Matrasa porzuciłam dla tańszego Arosa, hehehe jakoś tak dziwnie pobrzmiewają te nazwy.
    A co do niezadanego pytania: cóż - patrząc na archiwum bloga (znaczoną sporym dorobkiem) i matematyczne schematy wyrażane krzywą Gaussa, być może IK czeka zjazd po ramieniu opadającym. Tym bardziej, że latoś już 75 wpisów ma na koncie.
    A osobiście to mam podobne dylematy - sprzątać czy pisać o sprzątaniu ;) Dobrze, że jeszcze
    jakieś inne hobba mam :D
    Niech no ten dyjment (czyt. IK) na dnie nie zaniknie...
    To do miotły, babo! - (do siebie)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Trochę mnie przerażasz Izabelko - skąd ty na Boga wiesz skąd ja biorę byliny?!
      Hm.
      (Widać swój swego pozna, bo koło mojego wyra też Sztywniak leży ;)
      (Jakby kto niezorientowany miał to przeczytać to dodam tylko, że o książkę chodzi, nie że się nadzwyczaj udanym pożyciem erotycznym chwalę)

      Usuń
  3. *dyjament - miało być.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na sekundę udało ci się podkopać moją pewność siebie - że inwektyw nawet najnowszych nie znam, eh... ;)

      Usuń
  4. Tak sobie myślę, że Mickiewicz się cerowaniem kalesonów nie zajmował kiedy Dziady tworzył:)Nie jadł, nie pił, wenę tylko żarł i tworzył. Miał czas bo nie było fejsa:) Teraz by się zajmował dopisaniem głupiego komentarza Słowackiemu,zalajkowaniem Wajraka i hejtowaniem Pikeja:) A jak już by go bardzo swędziało żeby popracować to odpaliłby Farmę i wydoił krowę, nawiózł pole, kukurydze zasiał. Taaak...teraz dużo trudniej znaleźć czas na cokolwiek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś mi mignęło na fejsie, strona taka gdzie Mickiewicz i Słowacki bardzo dla siebie kąśliwi, że nie wspomnę o Juliuszu i Brutusie, hm.
      Farmy nie znam a idei nie rozumiem, co może oznaczać, że gdybym poznała to bym się wciągnęła - bo to prawdopodobnie jedyne miejsce, gdzie mogłoby mi cokolwiek wyrosnąć według planów....

      Usuń
  5. Mnie takie coś trafiało po dwóch pierwszych latach prowadzenia bloga. Regularnie miałem dosyć.

    I to wcale nie chodzi o to, że mnie rozpraszają inne sieciowe przyjemności. Mój blog recenzencki, ultraniszowy, bo prawie nikt tam nie wpada, cieszy mnie bardziej, bo mobilizuje do, powiedzmy, kreatywnego czytania książek.

    A życie? Cóż, nie zmusza od dawna do kreatywnego oglądu.

    Może przejdzie. Tymczasem do zo na FB i oby nam minęło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby.
      I obyśmy nie wrzucali więcej skarpet w sandałach, bo to jednak przygnębiające jest, nieprawdaż.

      Co do bloga recenzenckiego - kto nie wpada, ten nie wpada, ja zaglądałam ;)

      Usuń
  6. Też tak mam... Albo oglądam zachód słońca, albo patrzę pod nogi, żeby w coś nie wdepnąć... I zawsze jakieś drobniutkie, delikatne poczucie winy gdzieś tam się uprzejmie zagnieździ, w płacie mózgowym odpowiedzialnym za beztroskie spędzanie weekendu...

    OdpowiedzUsuń
  7. Przychodząc z pomocą, wychodząc naprzeciw poszukiwaniom tytułowego pytania, wytężyłam umysł i chyba mam:
    być albo nie być?
    Tylko nie bardzo pamiętam, która odpowiedź była prawidłowa...

    OdpowiedzUsuń
  8. A gdzie moj komentarz? Byl tu i go wcielo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przejmuj się i tak będzie w skrzynce mailowej.
      (Nawet nie wiesz, co ludzie czasem powypisywują, a czego nie widać tutaj ;)

      Usuń
    2. Poszukaj w smietniku spamowym. To mi sie ostatnio dzieje nagminnie, u wszystkich.
      Aaaaaaaaaaaaa!!!

      Usuń
  9. To chodzi po ludziach i nie ma na to rady, każdego trafi, tylko czy trwale?

    OdpowiedzUsuń
  10. A ten kryzys to gdzie niby masz?
    Na tym blogu czy na wszystkich?

    OdpowiedzUsuń
  11. W chwilach kryzysu blogowego ostatnio zamiast pisać czytam, podczytuję, sprawdzam co u innych. Albo prasę nadrabiam za ostatnie lata.
    Ale życia pozawirtualnego ostatecznie lepiej nie zaniedbywać do stadium rozpadu, bo się człowiek może obudzić w bardzo niefajnym stanie za jakiś czas.
    A z trzeciej strony jakoś nie umiem sobie wyobrazić już blogowni bez Twoich wpisów - Twojego języka, porównań, słów i melodii.
    Przeczekamy, mam nadzieję, że minie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jak by nie było - to już 25% ! WHO ogłosiłoby pandemię. Co na to Pandemonia?
    Jeśli zwiększysz pulę blogową, to odsetek się zmniejszy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może ją też zmogła ta pandemia, skoro milczy?
      Rozwiązanie twoje brzmi niemal jak rządowy plan emerytalny, czy cuś ;)

      Usuń
    2. jestem, jestem, obserwuję Was zza węgła i wysycham ze zmartwień o IK.

      Usuń
  13. Aaaa bo są wakacje, sezon ogórkowy. Poza tym, sztuka wymaga :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja tam w weekend grałem w siatę, piłem wódę i jeździłem na rowerze. Blogowaniu nie poświęciłem nawet pół myśli. I żyję :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i o to chodzi (może oprócz wódy ;)

      Usuń
    2. A co z nią nie tak? :)

      Usuń
    3. jeśli się po niej nie jeździ na rowerze w samej siatce to chyba rzeczywiście nic ;)

      Usuń
    4. A nie, nie. Spożycie prowadzące do ekscesów przeminęło z wiatrem. Teraz piję z umiarem i godnościom osobistom :D
      PS. A na rowerze, to chyba że w podkoszulku siatkowym, modnym swego czasu wśród mas robotniczych i chłopskich :)

      Usuń
    5. Właśnie o tej siatce myślałam.
      (Często o niej myślę, odkąd zobaczyłam w niej Cugowskiego na scenie mmmm
      ;))

      Usuń

No to cyk! Nie ma się co pieścić.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...