W przedpokoju stosy kartonowych pudeł o karnacji zdrowszej niż moja bladość. Na stole kolumny papierów, niczym makiety niedbałych wieżowców z nieistniejących miast. Stojące pod ścianami ramki, które od tygodni czekają by zawisnąć. Przygnębiająco bezwładne stosy ubrań, nie zakwalifikowanych jeszcze do prania, ale też bez prawa wstępu do matki-szafy.
Oto cena prowadzenia bloga.
Blogów. Portali, serwisów, fejsów.
Tej godzinki, która by była w sam raz, żeby. Aby. Zamiast.
To było jak fala - ten blogowy entuzjazm, kreatywność, interakcyjność. Każdy każdemu. I recenzyjkę i komentarzyk i obrazek i konkursik i jak ja tobie tak ty mi. A nawet jeśli nie, to nadal ja tobie. Ale powoli się słyszy/ widzi tu i tam, że już czas się zdystansować, odpuścić, że życie, że cerowanie i szycie. Że nurt nurtem, ale rzeka trochę wysycha.
I mnie jakoś odrzuca.
Anegdoty i złote myśli i przemyślenia i obserwacje mi gdzieś tam w lewej półkuli więdną i obumierają, nieprzelane i niewklikane.
Nie sprawia mi to już przyjemności, to uwiązanie.
(Choć komentarz zacny przeczytać to zawsze coś miłego.
Ale już zamiast odpowiedzi pustki.)
Za to fejs mi jeszcze czasem sprawia - obrazek, dwuwiersz, pyk i myk i logout.
Z obrazów przesuwających się przez umysł jak przez slajdowisko bierzemy jedną stopklatę i umieszczamy w zuckerbergowym gniazdku.
Mała absorpcja czasu i uwagi.
O, szybka się w jednej ramce stłukła, bo się przewróciła na karton.
To idę.
Sprawić by moje wnętrze/życie/obejście wyglądało raczej tak
niż tak
A cytat w tytule autorstwa Paula Eerika Rummo, co go musiałam zgooglować, bo takie smutki się pamięta, owszem, ale imion dwuczłonowych to już nie.
Ale, że radzić coś, czy pocieszyć, wysłuchać, kopnąć, przytulić?
OdpowiedzUsuńWaham się między kopnąć a... kopnąć ;)
UsuńAle pocieszyłaś mnie u siebie. BARDZO ;)
:*
UsuńOtóż tak: odpowiadając na podpowiedź IK w poprzednim poście - bylinę wieloletnią, acz zadarniającą, niełatwo natenczas zakupić idzie. Prędziej wykopać po ciemku u sąsiada...
OdpowiedzUsuńAle po pierwsze po zmroku śpię, a po drugie nie mogłabym potem takiemu sąsiadowi w oczy "Dzień dobry" powiedzieć ;)
Zatem poszło na goździki, jakąś dąbrówkę (fioloetowo kwitnie) i szałwię.
Z kolei Matrasa porzuciłam dla tańszego Arosa, hehehe jakoś tak dziwnie pobrzmiewają te nazwy.
A co do niezadanego pytania: cóż - patrząc na archiwum bloga (znaczoną sporym dorobkiem) i matematyczne schematy wyrażane krzywą Gaussa, być może IK czeka zjazd po ramieniu opadającym. Tym bardziej, że latoś już 75 wpisów ma na koncie.
A osobiście to mam podobne dylematy - sprzątać czy pisać o sprzątaniu ;) Dobrze, że jeszcze
jakieś inne hobba mam :D
Niech no ten dyjment (czyt. IK) na dnie nie zaniknie...
To do miotły, babo! - (do siebie)
UsuńTrochę mnie przerażasz Izabelko - skąd ty na Boga wiesz skąd ja biorę byliny?!
Hm.
(Widać swój swego pozna, bo koło mojego wyra też Sztywniak leży ;)
(Jakby kto niezorientowany miał to przeczytać to dodam tylko, że o książkę chodzi, nie że się nadzwyczaj udanym pożyciem erotycznym chwalę)
*dyjament - miało być.
OdpowiedzUsuńNa sekundę udało ci się podkopać moją pewność siebie - że inwektyw nawet najnowszych nie znam, eh... ;)
UsuńTak sobie myślę, że Mickiewicz się cerowaniem kalesonów nie zajmował kiedy Dziady tworzył:)Nie jadł, nie pił, wenę tylko żarł i tworzył. Miał czas bo nie było fejsa:) Teraz by się zajmował dopisaniem głupiego komentarza Słowackiemu,zalajkowaniem Wajraka i hejtowaniem Pikeja:) A jak już by go bardzo swędziało żeby popracować to odpaliłby Farmę i wydoił krowę, nawiózł pole, kukurydze zasiał. Taaak...teraz dużo trudniej znaleźć czas na cokolwiek.
OdpowiedzUsuńCoś mi mignęło na fejsie, strona taka gdzie Mickiewicz i Słowacki bardzo dla siebie kąśliwi, że nie wspomnę o Juliuszu i Brutusie, hm.
UsuńFarmy nie znam a idei nie rozumiem, co może oznaczać, że gdybym poznała to bym się wciągnęła - bo to prawdopodobnie jedyne miejsce, gdzie mogłoby mi cokolwiek wyrosnąć według planów....
Mnie takie coś trafiało po dwóch pierwszych latach prowadzenia bloga. Regularnie miałem dosyć.
OdpowiedzUsuńI to wcale nie chodzi o to, że mnie rozpraszają inne sieciowe przyjemności. Mój blog recenzencki, ultraniszowy, bo prawie nikt tam nie wpada, cieszy mnie bardziej, bo mobilizuje do, powiedzmy, kreatywnego czytania książek.
A życie? Cóż, nie zmusza od dawna do kreatywnego oglądu.
Może przejdzie. Tymczasem do zo na FB i oby nam minęło!
Oby.
UsuńI obyśmy nie wrzucali więcej skarpet w sandałach, bo to jednak przygnębiające jest, nieprawdaż.
Co do bloga recenzenckiego - kto nie wpada, ten nie wpada, ja zaglądałam ;)
Też tak mam... Albo oglądam zachód słońca, albo patrzę pod nogi, żeby w coś nie wdepnąć... I zawsze jakieś drobniutkie, delikatne poczucie winy gdzieś tam się uprzejmie zagnieździ, w płacie mózgowym odpowiedzialnym za beztroskie spędzanie weekendu...
OdpowiedzUsuńPoczucie winy powiadasz?
UsuńO, tego nie znałam.
Przychodząc z pomocą, wychodząc naprzeciw poszukiwaniom tytułowego pytania, wytężyłam umysł i chyba mam:
OdpowiedzUsuńbyć albo nie być?
Tylko nie bardzo pamiętam, która odpowiedź była prawidłowa...
Zdaje się, że 'mieć'...
UsuńA gdzie moj komentarz? Byl tu i go wcielo!
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się i tak będzie w skrzynce mailowej.
Usuń(Nawet nie wiesz, co ludzie czasem powypisywują, a czego nie widać tutaj ;)
Poszukaj w smietniku spamowym. To mi sie ostatnio dzieje nagminnie, u wszystkich.
UsuńAaaaaaaaaaaaa!!!
To chodzi po ludziach i nie ma na to rady, każdego trafi, tylko czy trwale?
OdpowiedzUsuńRaczej w formie fluktuacji, jak sądzę
UsuńA ten kryzys to gdzie niby masz?
OdpowiedzUsuńNa tym blogu czy na wszystkich?
Tylko na czech z tuzina.
UsuńWięc nie jest tak źle ;)
W chwilach kryzysu blogowego ostatnio zamiast pisać czytam, podczytuję, sprawdzam co u innych. Albo prasę nadrabiam za ostatnie lata.
OdpowiedzUsuńAle życia pozawirtualnego ostatecznie lepiej nie zaniedbywać do stadium rozpadu, bo się człowiek może obudzić w bardzo niefajnym stanie za jakiś czas.
A z trzeciej strony jakoś nie umiem sobie wyobrazić już blogowni bez Twoich wpisów - Twojego języka, porównań, słów i melodii.
Przeczekamy, mam nadzieję, że minie.
Jak by nie było - to już 25% ! WHO ogłosiłoby pandemię. Co na to Pandemonia?
OdpowiedzUsuńJeśli zwiększysz pulę blogową, to odsetek się zmniejszy ;)
Może ją też zmogła ta pandemia, skoro milczy?
UsuńRozwiązanie twoje brzmi niemal jak rządowy plan emerytalny, czy cuś ;)
jestem, jestem, obserwuję Was zza węgła i wysycham ze zmartwień o IK.
UsuńAaaa bo są wakacje, sezon ogórkowy. Poza tym, sztuka wymaga :)
OdpowiedzUsuńAlbo wymaga albo niedomaga.
UsuńJa tam w weekend grałem w siatę, piłem wódę i jeździłem na rowerze. Blogowaniu nie poświęciłem nawet pół myśli. I żyję :P
OdpowiedzUsuńNo i o to chodzi (może oprócz wódy ;)
UsuńA co z nią nie tak? :)
Usuńjeśli się po niej nie jeździ na rowerze w samej siatce to chyba rzeczywiście nic ;)
UsuńA nie, nie. Spożycie prowadzące do ekscesów przeminęło z wiatrem. Teraz piję z umiarem i godnościom osobistom :D
UsuńPS. A na rowerze, to chyba że w podkoszulku siatkowym, modnym swego czasu wśród mas robotniczych i chłopskich :)
Właśnie o tej siatce myślałam.
Usuń(Często o niej myślę, odkąd zobaczyłam w niej Cugowskiego na scenie mmmm
;))