wtorek, 19 listopada 2013

Ognisko wspomnień czyli nocny seans z nihilistą


















- Nie podniecają mnie aj-gadżety, baby mnie denerwują, gardzę sportem, nienawidzę dzieci, kultura mnie nudzi, nie mam predyspozycji do zrobienia kariery i zaczynam łysieć – deklamuje z tym swoim grymasem męczennika na twarzy R.
- No ale przynajmniej masz dużą domową bibliotekę – mówię ja.
- Ale tylko dlatego, że muszę! Gdybym w tych okolicznościach nic nie czytał to sięgnąłbym dna. – fuka R. - Zresztą współczesna literatura to dno. A skoro już o tym mowa to powinnaś coś napisać, koniecznie.
Touche.
To jednak klasyczna klinga. A dyskusja zgodnie z przewidywaniami zbocza w rejony dyskursu okołoliterackiego, choć pechowo mogłaby osunąć się na grząskie tereny omawiania najnowszych preparatów z magnezem przeciw skurczom nocnym, bo mój drugi (i zarazem ostatni) argument pocieszycielski dotyczył zgrabnych łydek R.
No ale dawno żeśmy się nie widzieli to i argumentów skolko.
R. ma makabrycznego doła. Obchodził niedawno urodziny i zaczął dokonywać bilansów. R wierzy w mobilizującą siłę podsumowań, w słupki za i przeciw, w kolumny zysków i strat. Kiedy ja mam czasami doła to R. umie mnie rzetelnie pocieszyć. Podejrzewam, że w skrytości ducha cieszy się, gdy sądzi, że ktoś ma gorzej od niego, a ponieważ jest dobrym chłopcem to wie, że to jest uczucie ZŁE i tak usilnie stara się nad nim zapanować, wkłada w to tyle entuzjazmu i zaangażowania, że mimowolnie się nam ten jego syntetyczny (ale jednak) optymizm udziela. Kiedy R. ma doła ja obieram inną technikę – rzucam zdania moderujące ciąg lamentów. Jestem skupiona i analityczna, zsuwam na czubek nosa okulary, zakładam nogę na nogę i wyobrażam sobie, że po wszystkim R. zapłaci mi stówę (czy ile się teraz bierze w gabinetach ;). 
Ostatnio R. rzuciła dziewczyna, która się w końcu chyba zorientowała, że R. jej nawet nie lubi. Zrobiła to tuż przed jego urodzinami, żeby, jak wyjaśniła, ‘zaoszczędzić na prezencie, który i tak byłby pożegnalny’. Co klasa to hasa a co rozsądek to zdrowy jak to mawiają... lub może jak to przed chwilą wymyśliłam na kolanie.
- To mi daje przewagę – twierdzi R. – jeśli nie lubię dziewczyn, z którymi się spotykam. Jestem pozornie zaangażowany a za to całkiem wyluzowany, nie macham ogonem jak wesoły piesek z przejęcia, za każdym razem kiedy rzuci mi się byle kość.
Ziewam ostentacyjnie, bo już znam tę śpiewkę.
- Ty to w ogóle byłaś trudnym przypadkiem – peroruje nadal R. – bo albo w ogóle nie rzucałaś kości całe lata świetlne, albo się cała odzierałaś z mięsa aż do kości i wręczałaś to człowiekowi na talerzu niczym tatar. I nie wiadomo było co z tym zrobić. I  nie wiadomo było z którą wersją ciebie się człowiek obudzi. Doszłaś wreszcie od czego zależały te skrajności? – pyta.
- Od tego, co zjadłam na kolację – odpowiadam, bo mam w zanadrzu przygotowany cały zestawik nic nie wnoszących, ale gładkich ripost.

Nie mniej jednak R. awansował z czasem na najciekawszego z moim byłych. Nie ożenił się, nie został gejem, nie zdecydował się na żaden konkretny zawód, nadal uprawia absurdalne zapasy z życiem. Związek z R. był niemal idealny, bo nie tylko, że R. niespecjalnie mnie lubił, ale i ja nie za specjalnie przepadałam za R. Byliśmy wolni od niestałości uczuć, od nieprzewidywalnych porywów miłosnych. Związek z R. bardzo ukształtował we mnie brak odbiorcy pluszowych misiów, plastikowych serduszek i tanich słów w rodzaju, że kocham. Za to bardzo ukształtował we mnie pieska z odpadniętym ogonkiem. Oraz poczucie emocjonalnego bezpieczeństwa wywindował ponad normę.
No ale to stare dzieje.
Jest noc, a my palimy papierosy i wspominamy. W radiu spiker czyta wiadomości i myli się okrutnie, zupełnie jakby pierwszy raz pracował na nocną zmianę. A potem urządzamy sobie ognisko i palimy stare roczniki Przeglądów technicznych z lat 60, kiedy nie było jeszcze ani nas ani aj-gadżetów ale zestaw złudzeń trzydziestolatka był chyba dość podobny. Że niby jeszcze nie, ale jakby jednak już. Jeśli wiecie, o co mi chodzi.

(A jak nie wiecie to pokażę to na przykładzie tego oto żółwia ;)
















Też mam niedługo urodziny i mam nadzieję, że R. sowicie odpracuje tę stówkę ;).

20 komentarzy:

  1. Dobrze, że przeczytałem to z rana, bo gdybym czytał post'a wieczorem to pewnie musiałbym wydać stówę w gabinecie :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednostki niestabilne zarazem emocjonalnie jak i finansowo przerzucają ciężar psychoterapii na przyjaciół. Jak sądzę ;)

      Usuń
    2. Po pewnym czasie przyjaciele zaczynają strajkować :-)

      Usuń
  2. Nic już nie wiem. Między wierszami więcej niż w. "W mojej głowie wojna" mogę sobie zanucić...

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja krzyknę za R. - napisz coś, koniecznie! :-D
    I się u Ciebie zawsze uśmiechnę, uśmieję, czasem zamyślę, czasem prawię łzę wypuszczę... Ach!

    Nie mogę się zdecydować, co mi się bardziej podoba - ten żółw czy pierwszy obrazek witania się z depresją... ;-)

    No i ten... Niby jeszcze nie, ale jakby jednak już.
    Jakie to prawdziwe!
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. A mi po głowie chodzi kultowy tekst i piękne wideo do tego:
    "szary wiruje pył, tylko on mnie nie opuszcza..."
    ;)

    jakbym Was nad tym ogniskiem widziała ;);P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że nie znałam?
      Ale się zapoznałam z tym retro dance ;)

      Usuń
  5. Dałaś tyle szarości, że słonia można by pomalować! Może to depresja przedurodzinowa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eee, urodziny to urodziny, a bilanse to bilanse, można robić z różnych powodów, np noworocznych... niedługo.

      Usuń
  6. Przy okazji urodzin staram się zawsze myśleć, co też pozytywnego mnie przez cały ubiegły rok spotkało, a nie ile lat mam jeszcze do ... wiadomo czego. :)
    To pomaga.
    Lubię bardzo czytać Twoje wspominki, Twoje opowieści o spotkaniach i ludziach też uwielbiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest sporo weselszych spotkań też, ale że to listopad, to zostawiam na kiedy indziej ;)

      Usuń
  7. ja czasami jak ten żółw.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ech, papierochy i depresja dobrze współbrzmią. Dajmy czarny rozciągnięty sweter (miałem dwa, ale oba w końcu wykończyła moja deprecha) i mamy komplet.

    pzdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, nawet w depresji trzeba być stylowym, nieprawdaż. Więc swetrowe wyciągi odpadają.

      Usuń
  9. Dobrze sobie na jesień udziergać czarny rozwleczony... Bo papierosów i dołów mi nie brakuje!

    OdpowiedzUsuń
  10. stówa to niedużo - też chcę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby coś ktoś, to zapraszam do domowego gabinetu.
      Mam budzik, notesik i leżankę ;)

      Usuń

No to cyk! Nie ma się co pieścić.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...