Jeszcze kilka dni temu śnieg był
chrupiący jak czerstwa bułeczka i błyszczący jak po lukrowaniu białkiem.
Lepkość miał nadspodziewanie znakomitą i po naprawdę mocnym trafieniu w stojące
na ogródku plastikowe wiaderko udało mi się je rozbić na tysiąc plastikowych
kawałeczków, że się aż poczułam jak zimowa olimpijska terrorystka.
Bardzo lubię taki śnieg i nie
podoba mi się, że nikomu on się nie podoba. Ale teraz nadeszła wilgoć i białe
cudo powoli zmienia się w nieokreślonego gatunku wilgotne guano pokryte
ciemnawym nalotem z rur wydechowych. Smutek.
Obserwuję różne lokalne zabawy na
śniegu obejmujące dzieci, dorosłych i tarzanie się, robienie orłów i bałwanów
oraz zjeżdżanie na sankach z górki ale nigdy przenigdy nie rzucanie śnieżkami
do celu. Tymczasem naukowy twierdzą, że taka działalność jak rzucanie do celu bardzo rozwija mózg –
zmysł przestrzenny, koordynację głowa-ręka, takie tam. Właściwie badania
bardziej dotyczą rzucania oszczepem ale z dostępnością oszczepów może być
cywilizacyjnie krucho, a śnieżkowe pociski w stanie undone po prostu leżą i
topnieją.
Tak skończy pokolenie, które nie ćwiczyło koordynacji ruchowo-przestrzennej - żeby nie było, że nie ostrzegałam:
Oto inne argumenty przemawiające
na korzyść śniegu:
1. Śnieg to w istocie lecąca z
nieba mini biżuteria w postaci broszek i zawieszek dla kobiet i spinek do mankietów dla mężczyzn.
Pracując na nieprzyzwoicie wysokie ZUSy i rozdęte podatki nie mamy czasu na czułą
analizę świata w skali mikro (żeby nie psuć sobie szyków, litościwie nie
wspominam o dziale damsko-męskim, gdzie my, kobiety ciągle musimy zmagać się z
objawami znużenia mikro skalą ;)
2. Na śniegu można tworzyć
land-arty (co zgłębiliśmy już w zeszłym roku [Kompulsywne zachowania artystyczne na tle śniegu] )
Śnieg jest cudownym materiałem
kreatywno-budowlanym. Można z niego budować – o mujeju, cokolwiek podpowie wyobraźnia.
(fot. Andy Goldsworthy, Ice and Snow Sculptures)
U mnie na osiedlu wyobraźnia
podpowiada to:
(Jak wychowacie dzieci, tak macie! Skumbrie w tomacie, pstrąg!)
3. Śnieg wszystko, najgorszą
chałę architektoniczną i miejski kicz przykrywa litościwie białą pierzyną. Może
dla kobiet najlepsza jest mała czarna ale dla estetyki miast to mam wrażenie że
jednak duża biała. Mieszkam jednak w stolicy, gdzie nie ma już architektury jak
takiej, tylko jeden wielki sardoniczny żart ze sztuki Christo – wszystko
wszędzie przykryte oczojebnymi płachtami banerów. Miewam więc nadzieję, że od
czasu do czasu jakaś gigant-śnieżyca zwolni nas z wizualnego bólu oglądania tych
marnych czcionek i jeszcze gorszych komunikatów, że promocja, ślusarz,
wulkanizacja i peeling gratis.
(No czy tak nie jest lepiej? Czy dowolne miasto nie wygląda w istocie gorzej niż Biegun Północny?)
4. Śnieg odbija światło, więc u
spacerujących, jak ja, niskich osób zwiększa się szansa na złapanie jakiejś
zdrowo wyglądającej opalenizny. Dzień wolniej dogasa oraz, co ważne dla
wielbicieli przyrody, można sobie rano pooglądać ścieżki nocnej aktywności
zoologicznej na terenie ogródka. Żadna inna pora roku nie zapewnia tylu
dowodów, że w czasie gdy śpimy okutani puchowymi pierzynami i stertami wełnianych
kocyków, trzy metry dalej tak wiele się dzieje.
("No dobra, nosek przypudrowany, włos nastroszony, można zapierdalać do roboty!")
(Tymczasem moja przeglądarka zachowuje się jak wyżej - kakatonik fox )
5. Zaprawione przyrodniczą nutą
wiersze o zimie są dużo fajniejsze niż te, pełne nadziei i młodych pączków, o
wiośnie czy rozbuchanym żarem lecie. 'Żyły twe stygną jak kwiaty na szybie' albo "I z jakichś głuchych tęsknot się spowiada. Drzew nagich długa ciemna kolumnad". No błagam, jaki który pączek to przebije? Chyba że ktoś wpadnie do mnie z nadziewanym konfiturami żarłem z Bliklego, to może.
Stanisław Grochowiak
Zamieć
Bo teraz popatrz: znowu mamy śniegi
Szklane trumienki twych powiek pokryte
Zawiane usta -
Pajęczyny lodu
Śpią w twoich nozdrzach jak w maleńkich grotach
Bo teraz poczuj: znowu wieją mrozy
Żyły twe stygną jak kwiaty na szybie
Na ciepłym języku usiadł anioł chłodu
Szronem się pokrył strop podniebienia
Bo teraz posłysz: drwale dzwonią w drzewa
Sanie po śniegu jak po srebrnym chruście
Ptak skostniał
Zapadł
I uderzył w biegun
A dźwięk tak cienki jakby ktoś zakrzyknął
Bo teraz popatrz: znowu mamy śniegi
Szklane trumienki twych powiek pokryte
Zawiane usta -
Pajęczyny lodu
Śpią w twoich nozdrzach jak w maleńkich grotach
Bo teraz poczuj: znowu wieją mrozy
Żyły twe stygną jak kwiaty na szybie
Na ciepłym języku usiadł anioł chłodu
Szronem się pokrył strop podniebienia
Bo teraz posłysz: drwale dzwonią w drzewa
Sanie po śniegu jak po srebrnym chruście
Ptak skostniał
Zapadł
I uderzył w biegun
A dźwięk tak cienki jakby ktoś zakrzyknął
...
Staff Leopold
Zima
Zima
Całunem śniegu przysypany, biały
Park w szarą ciszę pogrążył się cały
I z jakichś głuchych tęsknot się spowiada.
Drzew nagich długa ciemna kolumnada
Wije się sennie i w dali gdzieś ginie,
Wije się cicho po białej równinie
I biegną ławki aleją szeregiem,
Samotne, puste, ubielone śniegiem.
Nic nie zostało z naszej złotej wiosny,
Gdy nas upajał pierwszy szał miłosny,
Gdyśmy uściskiem zaręczeni, sami
Mówili z sobą jeno całunkami
I razem duszę mieli tylko jedną,
I w jasne szczęścia lecieli bezedno,
A ponad nami lipa rozgwarzona
Błogosławiące wznosiła ramiona.
Tu była szczęścia świątynia. Pamiętasz?
A dzisiaj tu mój cichy, biały cmentarz...
Pod miękkim śniegiem, jak zwarzone róże
Lub jak jaskółki, co zamarzły w chmurze,
Śpią pocałunki nasze mrozem ścięte,
A w nagich drzewach sny nasze, zaklęte
W szare pnie, drzemią wśród cichej żałoby...
Choć nie ma krzyżów, wszędzie białe groby.
Park w szarą ciszę pogrążył się cały
I z jakichś głuchych tęsknot się spowiada.
Drzew nagich długa ciemna kolumnada
Wije się sennie i w dali gdzieś ginie,
Wije się cicho po białej równinie
I biegną ławki aleją szeregiem,
Samotne, puste, ubielone śniegiem.
Nic nie zostało z naszej złotej wiosny,
Gdy nas upajał pierwszy szał miłosny,
Gdyśmy uściskiem zaręczeni, sami
Mówili z sobą jeno całunkami
I razem duszę mieli tylko jedną,
I w jasne szczęścia lecieli bezedno,
A ponad nami lipa rozgwarzona
Błogosławiące wznosiła ramiona.
Tu była szczęścia świątynia. Pamiętasz?
A dzisiaj tu mój cichy, biały cmentarz...
Pod miękkim śniegiem, jak zwarzone róże
Lub jak jaskółki, co zamarzły w chmurze,
Śpią pocałunki nasze mrozem ścięte,
A w nagich drzewach sny nasze, zaklęte
W szare pnie, drzemią wśród cichej żałoby...
Choć nie ma krzyżów, wszędzie białe groby.
.......
I tylko bez narzekania na odśnieżanie gumien i aut.
To naprawdę nie takie straszne.
A prawdziwi mężczyźni wszystko to załatwiają MIOTACZEM OGNIA.
A teraz czekam na tradycyjne narzekanie, że jednak jak tak, jak nie.
Dlatego ja również jestem jego wielbicielką :))
OdpowiedzUsuńO sąsiedzi jadą!
OdpowiedzUsuńNie przekonalas mnie! Nadal go nie lubie.
OdpowiedzUsuńpięknie zima wygląda.
OdpowiedzUsuńNa zdjęciach.
Albo w holandii przy plus szesciu.
Chylę czoła przez ile Ty hektary megabajtów musisz się przekopać, żeby nam tu tak wszystko ładnie poukładane dać pod nos mniam mniam.
OdpowiedzUsuń*hektarów, bo wyglądam jak niedouczony ćwok ciągle tu.
UsuńNo dobra! Czuję się przekonana...
OdpowiedzUsuńWpis, jak zwykle, piękny. Po jego przeczytaniu na pewno byłbym się w śniegu zakochał, gdyby nie wieloletnie doświadczenie, mówiące niezbicie, że śnieg cudnie wygląda tylko, kiedy się wygląda przez okno, a w kontakcie organoleptycznym to jednak białe, parszywe gówno jest.
OdpowiedzUsuń:) zdecydowanie lepiej czasem kiedy biel pokryje niektóre miejsca... ;) dobrze to wszystko przemyślałaś ;D
OdpowiedzUsuńJaka cera takie przekonania ;)
UsuńA tam! Pruszysz i pruszysz śniegiem w oczy! My się z zimą nie lubimy z wzajemnością i już!
OdpowiedzUsuńMasz rację. Obiecuję, że jutro będę brnąć przez tę mokrą breję na ulicy z uśmiechem ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję tak za głosy poparcia, wewnętrznego rozdarcia, jak i sprzeciwu ;)
OdpowiedzUsuń