Oczywiście relacje z jakichkolwiek wydarzeń większy sens mają zaraz po
tychże wydarzeniach, a nie po tygodniu, gdyż świat żyje wtedy już czymś innym.
Niestetyż, bezpośrednio po Targach zajęta byłam głównie leżeniem, z
okładem w postaci schłodzonej prozy polskiej i francuskiej na czole ;).
Targi wspominam entuzjastycznie (książki!
wszędzie widzę książki!) oraz jednocześnie strasznie, ze względu na
samopoczucie, na które składało się: wielotygodniowe zmęczenie + dwudniowe
niewyspanie + anemia (której nie udało się zamalować kosmetykami w kolorze
skóry, meh).
Co spowodowało, że w stanie dwubiegunowej histerii latałam jak kot z pęcherzem od stoiska do stoiska i od spotkania do pogadanki. Co wcale nie przeszkodziło mi flirtować, prowadzić small-talki, pytać o plany wydawnicze i negocjować zniżki. Doprawdyż, za dużo podróżowałam po marokańskich bazarach (oraz tych ruskich w Warszawie;), żeby trudnego procederu uzyskiwania zniżki nie wprowadzać, z urokiem osobistym rzecz jasna, w życie. Oh, wait, niewyspana osoba z anemią nie może być urocza. W takim razie może chodziło o litość ;).
Niestetyż, będąc we wspomnianej kondycji, nie zdołałam dotrzeć na potargowe spotkanie blogerów niedaleko Stadionu, gdyż albowiem na takim spotkaniu jedyne, o co mogłabym poprosić, to leżanka i koktajl z witamin i minerałów (dożylnie).
Co spowodowało, że w stanie dwubiegunowej histerii latałam jak kot z pęcherzem od stoiska do stoiska i od spotkania do pogadanki. Co wcale nie przeszkodziło mi flirtować, prowadzić small-talki, pytać o plany wydawnicze i negocjować zniżki. Doprawdyż, za dużo podróżowałam po marokańskich bazarach (oraz tych ruskich w Warszawie;), żeby trudnego procederu uzyskiwania zniżki nie wprowadzać, z urokiem osobistym rzecz jasna, w życie. Oh, wait, niewyspana osoba z anemią nie może być urocza. W takim razie może chodziło o litość ;).
Niestetyż, będąc we wspomnianej kondycji, nie zdołałam dotrzeć na potargowe spotkanie blogerów niedaleko Stadionu, gdyż albowiem na takim spotkaniu jedyne, o co mogłabym poprosić, to leżanka i koktajl z witamin i minerałów (dożylnie).
No to teraz szybko, ku
pamięci, przebiegnę się po koronie Stadionu:
Panie ze Świata Książki
były bardzo pomocne oraz oczywiście wmusiły we mnie, metodą stricte
psychologiczną, pozycje, których nie planowałam. Pani z Muzy była bardzo
miła i cierpliwa, choć nadal nie rozumiem (w sensie emocjonalnym, nie
merytorycznym) czemu wydawanie przez Muzę s-f musi się odbywać pod inną marką. Uroczego
właściciela Wiatru od Morza
(młode wydawnictwo, któremu kibicuję) zapomniałam zapytać, czy jest żonaty;). Mili
byli państwo z Zysku. Pani z Afery była nawet zawadiacka i
chwacka! Chociaż wolałabym drugi raz nie przechodzić przez sytuację, gdy
sprzedający woła do mnie swoim donośnym głosem:
- To bierze pani w końcu to gówno? - (tylko dlatego, że postanowiłam zastanowić się nad zakupem książki ‘Gówno się pali’ Petra Šabacha ;). Ludzie się na takie zawołanie oglądają, węsząc aferę ;).
- To bierze pani w końcu to gówno? - (tylko dlatego, że postanowiłam zastanowić się nad zakupem książki ‘Gówno się pali’ Petra Šabacha ;). Ludzie się na takie zawołanie oglądają, węsząc aferę ;).
Panie z Pascala siedziały pod ścianą z książkami o survivalu w
puchówkach, smarcząc w chusteczki, z powodu zabójczego i urywającego łeb
nawiewu z klimatyzacji (zaprawdę, ktoś z działu technicznego miał poczucie
humoru ;). Nawet chciałam kupić jakiś podręcznik survivalu, ale uznałam, że
najważniejsze by przeżyć w zdrowiu, to unikać przeciągów. Aczkolwiek gdyby na
stoisku rozpalono ognisko (co byłoby całkowicie uzasadnione) to rozczuliło by
mnie to na tyle, by kupić o survivalu wszystko, co mieli ;)
Panowie z działu komiksu kojarzyli mą skromną osobę: - O, to pani zawsze przychodzi, gdy się pakujemy i narzeka na kupiony rok temu komiks, jakby to była nasza wina, że właśnie taki pani sobie wybrała!
No tak, cóż, dygam skromnie, ma się ten sznyt i wyrobioną markę ;).
(Ale TE komiksy mi się podobały [klik])
Było też kilka wydawnictw, gdzie za ladami stało kilka lodowatych sekutnic,
które patrzyły na mnie z miną: „Seriously?
Ona tu przyszła POROZMAWIAĆ? Niech raczej coś kupi i sobie idzie, gdyż zasłania
stoisko!”. No ale wiadomo, jak czasem ciężko zachować nawet pozory
uprzejmości, gdy oblega nas otumaniony zapachem farby drukarskiej tłum. Zatem
nie zasłaniałam stoiska dłużej niż musiałam.
Byłam też na stoisku muzułmańskim obejrzeć sobie Koran. Nigdy nic
nie wiadomo w obecnych czasach, należy trzymać rękę na pulsie (zanim ją coś
urwie ;). Poza tym przykro mi się zrobiło, że nie ma u nich żywej duszy (no coś
takiego!). Niestety spotkanie nie przebiegło w duchu ekumenicznym: zapomniałam
sobie wsadzić na głowę choćby torebki papierowej, panowie mówili tylko po
muzułmańsku, a w książce nie było obrazków ;). Poza tym takie małe rzeczy,
które mnie błyskawicznie zniechęcają: pierwszy po otwierającym rozdział Koranu
jest zatytułowany Krowa. Krowa? Eeee. Moja kulturowa ignorancja nie pozwoliła
mi na dalsze poszukiwania konia i stada owiec i poszłam dalej ;) (Tak, wiem, ten akapit jest niepoprawny politycznie).
No i oczywiście na Targi zaproszono wiela a wiela wydawnictw
francuskich (Francja była gościem
honorowym Targów) co było miłe, jeśli ktoś ma zazwyczaj mało okazji by poćwiczyć
swoje francowate dukanie, zadając bolesne ciosy czasowi imparfait ;)
(Eryk lubi małych chłopców czyli Księga o Niewidzialnym Erica-Emmanuela Schmitta [klik])
Albo też, z równą gracją, zadawać bolesne ciosy (estetycznej
racjonalizacji) fankom pisarzy francuskich. Otóż, jeśli mogę radzić, nigdy nie
pytajcie kolejki stłoczonych, młodych dziewcząt, ściskających Oskary i Róże:
- Na Boga, co to za obleśny
typ?
gdyż odpowiedzą wam wrogością i okrzykami Apage Satanas! ;). No nic nie poradzę, Eric-Emmanuel nie jest w
moim typie [klik], mimo iż go czytywałam.(Eryk lubi małych chłopców czyli Księga o Niewidzialnym Erica-Emmanuela Schmitta [klik])
Najbardziej żałuję braku zakupu ‘Kapitału XXI wieku’ Thomasa Piketty’ego w Krytyce Politycznej i ‘B jak Bauhaus. Alfabet współczesności’ Deyan Sudjica, brytyjskiego krytyka dizajnu, w Karakterze. Obawiam się, że brak tych pozycji wypaczy mi charakter i osąd polityczny.
Ah, ah.
Boli bardzo, chlip.
No ale nie można mieć wszystkiego, n’est-pas?
Jak to mówią: można mieć wszystko przez jakiś czas albo coś przez cały
czas, ale nigdy wszystko przez cały czas.
A teraz podstawcie to równanie do Targów ;)
A teraz podstawcie to równanie do Targów ;)
Na Targach poznałam również Tomasza F., autora ksiązki Antipolis [klik].
Bardzo miły, spokojny człowiek. Chodzić po Targach z własnym autorem przytroczonym
do boku pogawędką, to jest zupełnie inna jakość chodzenia po Targach!
Zwłaszcza, że był przystojniejszy niż Eric-Emmanuel, z którym bym się
przechadzać po Targach nie pragnęła za nic ;)
Niestety zmęczenie i histeria (ksiązki!
wszędzie widzę ksiązki!) spowodowały mi pod czaszką małą, psychiczną
perturbację, w związku z czym zrobiłam w wydawnictwie Tomasza F. awanturę, ze
mi się okładka jego książki debiutanckiej nie podoba. Że taki autor zasługuje
na najlepsze okładki, a według mnie (czyli targetu książki) ta okładka mogłaby
być gustowniejsza. No cóż, powinnam pominąć milczeniem fakt, że taki autor
przyjeżdża z prowincji i umi się zachować, podczas gdy ja, panna ze stolicy,
creme de la creme stolicznego singielstwa, zachować się nie umim, wmawiając
sobie, że szczerość jest zaletą cenniejszą niż stosowne zachowanie.
Zapytałam potem Tomka, dlaczego mnie nie powstrzymał, gdyż całej dyskusji przyglądał się z boku, w milczeniu.
- Cóż – powiedział – Tornada
nie da się zatrzymać, lepiej zejść mu z drogi.
Niech zatem posłuży to za rekomendację autora i jego debiutu – książki mądrych ludzi
zawsze warto przeczytać ;).
Dodam jeszcze, gdyby ktoś mógł przedsięwziąć wątpliwość: określenia prowincjonalny nie używam z nutą protekcjonalizmu, tylko z czułością. Bo nikt Warszawy nie znosi tak bardzo, jak my tu w Warszawie (w każdym razie mieliśmy z Tomaszem F. jakąś, polaną kawą, wspólnotę przekonań).
Oczywiście jednak – nie w czasie Targów!
W czasie Targów jesteśmy w Warszawie zakochani, a owocem tego uczucia jest kolejna pełna półeczka!
W czasie Targów jesteśmy w Warszawie zakochani, a owocem tego uczucia jest kolejna pełna półeczka!
Zazdroszczę Tomaszowi F. Mógł się przechadzać po targach z bladolicą panienką z Warszawy czytującą romanse po francusku. Mam nadzieję, że miałaś stosowną parasolkę od słońca ;) No i wózek na zakupy. Czy Tomasz pomagał go ciągnąć? Tomaszu! Czy pomagałeś?
OdpowiedzUsuńA wiesz, że jak chciałem, to... A nie powiem, co się stało.
Usuń;-)
Inwentaryzacja miała wózek. Widłowy!
UsuńTomaszu! No powiedz, co się stało. Wapory? Dostałeś parasolką po głowie? ;)
UsuńA niech Autorka zdradzi. ;-)
UsuńDoprawdyż, sugerowanie, że miałam wózek (chyba inwalidzki ;) i zmuszałam Autora do taszczenia moich betów literackich, bijąc go parasolką jest niedopuszczalne ;)
UsuńA tak serio: po prostu feministycznie odmówiłam, kąsając rękę, która chciała mi pomóc ;)
UsuńBig mistake! Jak powiedziała Julia Roberts do pani w odzieżowym w filmie z Richardem Gere. Jak mężczyzna chce pomóc, to trzeba pozwolić, nagrodzić uśmiechem i powiedzieć, że jest taki miły. Ech... Elementarne :(
UsuńTo był odruch, cóż zrobić.
UsuńA do odzieżowym nie chodzę ;)
Po tekście poznaję, że jeśli chodzi o samopoczucie wróciłaś już do normy :-) Chapeu bas! jak mawiają, podobno, Francuzi :-)
OdpowiedzUsuńNo i otóż mylisz się: spotkałam wielu Francuzów i żaden mi tak nie powiedział ;)
UsuńTo zapewne dlatego, że byli pod Twoim wrażeniem, które ich onieśmielało. N'ai-je pas raison? :-)
UsuńMniaaaam :D
OdpowiedzUsuńMówią, że lepiej żałować rzeczy które się zrobiło niż tych, których się w życiu nie zrobiło, ale ja mam dziwne przekonanie, że trudno żałować nieprzeczytania książki, o której się nie wie, że istnieje. Albo jeszcze nie została napisana...?
Awantury żałuję - o zaparkowanie samochoduu tak, że autokar nie mógł wjechać dalej. Ale po co się tam pchał, ja się pytam?! I daczego to ja miałam się ruszyć, kiedy bałam się, że mój samochód "bujnie" się podczas najeżdżania na krawężnik, a autobus stał 5 cm od mojego lusterka...
;-)
Lepiej grzeszyć i żałować... no tak.
UsuńMam nadzieję, że to nie był autobus pełen piszczących dziatwy albo menedżerów jadących na obóz integracyjny ;)
Sądzę jednak, że świadomy swego gustu człowiek w dzisiejszych czasach sporo wie a priori ;). Przede wszystkim to, że doba nie jest z gumy i trzeba się czasem ustosunkować prenatalnie, że tak zaryzykuję.
Pierwszy target - trafiony:-))
UsuńDziatwa wyszła z autokaru przed dojechaniem do przedszkola ;-)
Kochana jesteś - taki mi portret odmalowałaś, że ho ho.
OdpowiedzUsuńDZIĘKUJĘ. (a jak piszę caps lockami to coś znaczy).
Dodam od siebie, że na obiad zaprosił mnie poznany via Internet warszawski bloger książkowy, więc nie taka ta stolica chyba zła.
;-)
ściskam.
Widać i dobrze wychowanych stolicznych blogerów dostatek, co za szczęście :)
UsuńPortret był raczej lakoniczny, aby zwabieni mocą tajemniczości czytelnicy, udali się do księgarni ;). Pozdrawiam serdecznie.
Ale że niewyspana osoba z anemią nie może być urocza? Runął w gruzy mój świato-ogląd.
OdpowiedzUsuńPani droga, robim co możem, ale fakty pozostają dwulicowo blade...
UsuńIdę zjeść buraka :)
A ja szpinaka
UsuńZa mało jecie ptasich mlek i muffinek!
UsuńMonia ja też całe lata żyłam w przekonaniu, że od czekolady ciemnieje karnacja. Ale jednak - nie ;)
UsuńBo za mało zjadłaś!
UsuńMyślę, że to wszystko, co napisałaś o złym samopoczuciu, nie usprawiedliwia Cię od nieobecności na spotkaniu potargowym. Koktajl z witamin i minerałów podałabym Ci osobiście. A leżanka też by się znalazła. W akcie ostatecznym moglibyśmy pościelić Ci na stole. Miałabyś nas wszystkich na oku. No żałuję bardzo...
OdpowiedzUsuńJak rozumiem twoja opieka obejmowałaby też wstawienie mi wykałaczek, żeby mi powieki nie opadły.
UsuńNo gdybym wiedziała, że na sali będzie taki medyk ;)
Jakby trzeba było, to i doktorat z medycyny naturalnej bym przywiozła ;) uskuteczniłabyś małą drzemkę i jazda! A teraz, to kiedy się spotkamy? Pewnie nigdy...chlip, chlip...
UsuńTo za rok targów nie będzie?
UsuńOj tam za rok. Napisać maila i wpadać na kawę :)
UsuńNie wiadomo czy wytrwam rok w blogowaniu, chociaż pewnie powinnam do czasu, aż te wszystkie książki zrecenzujem ;)
więc może już się z Tobą umówię... na przyszły rok? Bo wybieram się na targi...
OdpowiedzUsuńZaklepuję i wpisuję w karnecik! Tylko weź gustowną parasolkę, bo te nasze maje przereklamowane znacznie, meh.
Usuńbędzie :)
Usuńkiss
:)
OdpowiedzUsuńże też najlepsze zawsze mnie omija :(
byłam na targach (opis doskonały), to była sobota, a Ty z Antkiem Bosym zdaje się w niedzielę...
Nie, to było w sobotę.
UsuńMoże się gdzieś minęliśmy?
(Ale w poście objęłam całość Targów)
Pozdrawiam
Antek był w sobotę i też go napadłam na stoisku, ale awantur nie urządzałam, tylko sobie grzecznie rozmawialiśmy.
UsuńStwierdzam, że podoba mi się każda impreza z książką w tle i jako takie TK w Warszawie wpisuję do kalendarza na przyszły rok.
No to do zobaczenia.
Usuń(Następnym razem na wszelki wypadek założę krawat, gdyż 'klient w krawacie...' wiadomo ;)
(Choć nie wiem czy napad w hierarchii kryminalnej nie stoi oczko wyżej, hm.