piątek, 4 października 2013

Sezon w ogrodzie czyli z pamiętnika ogródkoholika. Part 1.

Kwiecień
Pracowicie klękam na ochraniaczach służących  kiedyś do zabaw i gier i wtykam w brunatną ziemię pełną dżdżownic i starych śliwkowych pestek różnej maści nasiona: nachyłek, złotokwiat, nasturcja, smagliczka, aksamitka. A kiedy starając się ignorować ból w krzyżu wstaję, mam w uchu tylko jeden kolczyk i jestem zła na siebie, że będę musiała to wszystko jeszcze raz przekopywać, ale  M. mówi mi, żebym sobie darowała, bo prędzej coś wyrośnie z tego kolczyka (kolczykowe drzewo?), niż z tych nasion. I muszę mu przyznać rację, jestem marną ogrodniczką, żal mi wyrywać każdego chwastu, myśląc: Czy mam prawo odmówić mu prawa do egzystencji, skoro tu zawitał? Rozwinął się i ściągnął (sądząc po liczebności dość dużą) rodzinę?
Weźmy taki uroczo słonecznikowy w barwie wrotycz albo koniczynę, która przyciąga bąki.
Maj
Trawa rozrasta się bujna, zielona, zarastają nawet łyse placki posypane czymś z piwnicy ,co wbrew pozorom okazało się rokującymi nasionami. Ma już chyba z pół metra  kiedy pewnego popołudnia wchodzę w nią i plask! – przewracam się na pysk. Kopiec kreta giganta. Po rzetelnym oglądzie muszę stwierdzić, że trawa nie ma pół metra wysokości tylko nastąpiło ogóle wypiętrzenie terenu wskutek działalności tego podstępnego i nieproszonego gatunku. Natomiast na grządkach harcują ślimaki. Brakuje tylko żaby do kompletu, żebym się poczuła jak we francuskiej restauracji.
Po niebie krążą stadami mewy i jaskółki. Mewy drą mordy, jaskółki wywijąją te swoje piruety. Trzy metry ode mnie ląduje dzięcioł z krwistoczerwonym zadkiem i po próbnymi opukaniu orzecha daje dyla. Jestem urzeczona, jestem podniecona. Trzy metry ode mnie! Żaden celebryta nie zrobiłby na mnie takiego wrażenia w tej odległości.
Konwalie, ta niezwyciężona armia, kolonizują kolejne obszary, wychylając spod ziemi zielone łby. No i oczywiście: lilakowa orgia! Czyli kwitnie bez.
Czerwiec
Znowu zapomniałam wystawić w tym roku budki lęgowe dla ptaków. U rodziców na balkonie założyły rodzinę dwa gołąbki. U mnie na skutek działań wojennych prowadzonych przy pomocy procy i łuku nastąpiło odwrót od tradycyjnych, gołębich wartości, takich jak składanie jaj i defekacja pollockiem na dach.
Populacja drących mordy już od piątej rano srok zmniejszyła się na rzecz drących mordy w tych samych godzinach wron i kawek. Sikorki ćwierkają do ćwierkającego laptopa (strona z odgłosami ptaków). Znowu mam kompleksy na punkcie nieznajomości języków obcych. Bo kto wie, co ćwierka laptop? Może same wulgaryzmy?
Piwoniowa orgia! Nie jestem żadną romantyczną pańcią ale rozczochrana, mięsista bujność tych kwiatów na absurdalnie cienkiej łodydze nieodmiennie zapiera mi w piersiach dech (niech ktoś wreszcie pogrzebie w genach i osadzi główki peoni na tych solidnych i kolczastych różanych cokołach, żeby było trochę praktyczniej je wręczać ;)
Całe lato zajmuje mi też mi wieczorne ściganie jeży, które mają w zwyczaju tratować aksamitki, przeraźliwie piszczeć (jest to odgłos przypominający pompowanie dziurawej dętki) i przesiadywać pod drzwiami (kolczasta wycieraczka od której można dostać zawału, o czym już pisałam [klik]).
Lipiec
Morelowa orgia! Oraz fala upałów. Słoneczniki wyrastają w najmniej oczekiwanych miejscach czyli na trawniku. Dzikie bluszcze leniwie pełzają po trawniku, aż docierają do starego, metalowego krzesełka, które ginie z oczu owinięte ich zielonymi mackami. Znowu zza ogrodzenia zawitał do nas, robiąc korzenne podkopy, sumak. Szpalery grochu jak oszalałe pną się w górę, w niebo, byle do słońca. Codziennie poświęcam sporo czasu na owijanie ich według mojego widzimisie (tanie i na świeżym powietrzu w dodatku zastępstwo jakiejkolwiek terapii ;). Rukola zalewa ogródek niczym populacja islamska Europę ;). Liście jedzone przez ślimaki, ślimaki zasypiające na wieki po niebieskach antyślimakowych pralinach, którymi wszystko posypuję. Mam bardzo zielony ogródek. Nie uświadczysz tu niemal innego koloru, co najwyżej żółty, jak coś się zeschnie, a w czasie upałów zsycha się notorycznie. Mam pokusę obrabowania z plastiku kilku grobów z najbliższego cmentarza. Może nikt nie zauważy różnicy jeśli wprowadzę embargo na wąchanie kwiatów?
clue programu: lawenda i tytoń. W przeciwieństwie do manny ryby bardzo często spadają z nieba i nie raz znajduję w tytoniu uroczy filecik ;)

Sierpień
Co też zastanę jak wrócę? W zeszłym roku po powrocie zamiast wiśni zastałam bufet z wiśniówką. Albowiem nie zapraszany przez nikogo tatuś pokochał na nowo piłowanie ;)
Malinowa orgia! Maliny to teraz podstawa mojej diety, przeciętnie zbieram dwie szklanki dziennie, resztę obgryzam prosto z krzaka.
Takie małe a już wąsate!
Upały na zmianę nieludzkie a potem nieobecne, jednak każdy ciepły dzień trzepie mnie po kieszeni, bo wymaga wieczornego podlewania ogródkowych zieleni. Lawenda w pięknych fioletach, za to motylki nadobne wybujały na półtora metra i nie przyoblekły się w kwiaty – wyglądają jak zmutowany koper. Po rozdaniu grządkom darmowych drinków z florowitu i azofoski następuje znaczny postęp w tej materii.
Zacienione miejsca obsadzam bluszczykiem kurdybankiem, który tworzy teraz zielone połacie dywanów. Pająki leniwie wylegują się na wszystkim – a zwłaszcza na malinach. Zastanawiam się czy ich nie myć przed spożyciem, bo kto tam zna pajęcze zwyczaje – może (skoro ich nie jedzą) to robią sobie z malin toaletę? Po zjedzeniu maliny z pająkiem zaczynam być jeszcze ostrożniejsza. Fuj!
A w kurdybankach harcują kowale ;)
(...)
Ciąg dalszy po niedzieli ;)

29 komentarzy:

  1. Ale się uraczyłam.... Pięknie u Ciebie w każdym sezonie :DDD
    Piwonie też uwielbiam, mogłabym je jeść, takie mają płatki aromatyczne... mmm
    Zauważyłam też różanecznika; i zupka z wiesienek z kluseczkami, mniammm.
    No i kurdybanek, którego przywiozłam w formie rachitycznej znad morza w tym roku, i który tak jak piszesz stworzył połać dywanu. Z takiego maleństwa- jednej gałązeczki teraz tworzy najpiękniejszy okaz!
    Resztę niestety należy doglądać zza trawsk i innych szybszych ode mnie chwastów, które w czasie czerwiec-wrzesień przegrały jedną bitwę, ale w sumie tę wojnę ze mną wygrały...... ;((((
    Czy mogę sobie jeszcze pohasać u Ciebie na ogródku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alesz prosz.
      Żaden różanecznik, u nas się mówi dendron ;)
      Ciągle chodzę ze sznurkami kurdybanków i utykam te dywany, taka mała psychoza ;)
      Mój ogródek ma własnego bloga jakby co ;)

      Usuń
    2. Trzeba iść w stronę północną jakies 2 doby, skręcić za rzeczką i mostem, pokonać trolla i dwa smoki. Z patyczków ułożonych przez czarodziejskie ptaki zaklęte w ciałach dziwożon, odczytać w którym kierunku dalej, gdyż niebo przesłonił opar snujący się znad bagien. Po kolejnych trzech dniach błądzenia na mokradłach dotrzemy do groty z adresem bloga ułożonych z ciał, którym się tu udało dotrzeć tak?! Bo po drodze jakoś nie widziałam żadnej z nosem jak socha i kryształowa kulą.

      Usuń
    3. Monia, nie pal więcej tego kurdybanka, to i wizje znikną ;)

      Usuń
  2. Cudowny, cudowny post! Twój ogród jawi mi się jak zaczarowany!
    Nie wiem, jak innych, ale mnie zawsze powala słowo kurdybanek. Czytając je powtarzam sobie głośno i rżę jak koń.
    (na bogów słowiańskich, wywal tego bąka! Toż to TRZMIEL! jak ja walczę z ludnością cywilną, starając się wtłaczać w tłum obce słowa- trzmiel i nie mówić na wszystkie ptaki czarne, że to gawrony. No i podstawa- odróżnianie osy od pszczoły. walka toczy sie również na polu czasowników- że pszczoły nie gryzą tylko żądlą.
    Czekam na ciąg dalszy! Brawo!
    Ach, do mnie też przylatywał całą zimę dzięcioł - żarł ziarno i słoninkę, latem myślałam, że odleci, a ten namolny został na czereśniach. Przeżycie lepsze, niżby zawitał do mnie książę Walii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niech ci się nadal jawi, dopóki (mam nadzieję, że nie) nie wypowie się ktoś, kto był i widział tę mizerię (z kluseczkami ;)

      Wiem OCZYWIŚCIE, że to trzmiel, ale miałam na mysli poprykiwanie z radości nad cudami natury jak widzę takiego b...owada w trakcie pracy (uważam, że wybrnęłam ;)

      Usuń
    2. Bąk to też ptak, na pewno o ptaku mówiłaś.

      Usuń
    3. o fizjologii i anatomii ogólnie, jak to ja ;)

      Usuń
  3. No, no ... , nie znałem Cię z tej strony :-), myślałem - nic tylko wyśmiać i wyszydzić, ice lady - a tu proszę, wrażliwa dusza ... :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Użądliłeś mnie. Po niedzieli będziem szydzić, stanowczo! ;)

      Usuń
  4. To Ty masz ogrod??? Chyba w Australii, sadzac po wielkosci pajakow dorownujacej niewielkiemu baranowi. I nie probuj sie ludzic, ze owe zalatwiaja sie na ziemi, rzna w maliny, az milo! A zra muchy, wiec produkt przemiany materii jest na pewno bardzo obrzydliwy.
    A poza tym mam dla Ciebie wiele szacunku, bo sadzisz i znasz nazwy kwiatkow, o ktorych ja w zyciu nie slyszalam. Prawdziwy z Ciebie ogrodnik, nie badz taka skromna :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie wiem jak z tą przemianą muszomaterii, może wyobraźmy sobie roboczo, że robią w sieć, żeby mi apetytu nie psuć.

      I krajowe spajdery wielkie, smagłe, zwinne i fotogeniczne, ale nie zaprezentowałam więcej, żeby u panien ohydy nie wzbudzać.

      Usuń
  5. Pięny opis przyrody przydomowej, połknęłam za jednym zamachem. A maliny masz pyszne :)!!! Zaświadczam osobiście pożarłszy co najmniej jeden pełny kubek z tegorocznych zbiorów. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, to chyba nie był pełny kubek, ale jeszcze będzie okazja.

      Usuń
  6. Ogród rozpustny wielce, albowiem o każdej porze orgie!

    OdpowiedzUsuń
  7. też mam taką chińską miseczkę.

    OdpowiedzUsuń
  8. A Ty te opisy to tak z pamięci, czy prowadziłaś latem jakiś niecny pamiętnik ołówkiem na papiórze od pakowania nawozu? Zawsze myślałam o Tobie z sympatią. Od dziś, za zjedzenie pająka, myślę o Tobie z sympatią wymieszaną z nieżytem żołądka... Ale dawaj jeszcze więcej letnich historii! Dzisiaj brzmią one jak powieści fantasy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po każdej orgii coś skrobałam (hm) w notatniku (uf ;).
      Jeśli chodzi o pająka to technika w tych okolicznościach jest tylko jedna: połknąć i zapomnieć ;)
      Postanowiłam nie zostawiać tego podsumowania na środek zimy, bo nikt by mi nie uwierzył...
      Trzeba było jeszcze poczekać

      Usuń
  9. Jeśli przy temacie orgii- a w kurdybankach orgia kowali :)
    A ja myślałam, że tylko mnie irytuje "śpiew ptaków poranny", jak poetycko wyraził się onegdaj mój mąż. Moje maliny owocują przez całą jesień jeszcze, ale bez słońca to jednak nie ten smak...
    Pozdrawiam W.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby to był śpiew, ach. Ale wczoraj bardzo ładnie małe kolorowe ptaszki nadawały - takie coś to bym mogła bez zabójczych instynktów.
      Rzeczywiście maliny już nie te. A te które są wydziobane przez sikorki, niestetyż.

      Usuń
  10. O matko jedyna! Też bym Cię nigdy o zapędy ogrodnicze nie podejrzewała (oj, te stereotypy z kosmosu).
    Jeślli chodzi o chwasty, to nie mam najmniejszych oporów - rwę i przeklinam. Nie znoszę sobiepaństwa!
    Peonie też mnie nieustannie zachwycają i zadziwiają. Ostatnio tym, że jak na razie nie chcą kwitnąć w moim ogródku, ale podobno dopiero w następnym roku po przesadzeniu. Pożyjemy, zobaczymy.
    Z podobieństw jeszcze lilak (choć biały) i 'dendrony' (bezczelnie zżarte przez ślimaki - nie obsypałam niebieską trucizną, bo mi przez myśl nie przeszło, że te gady lubią takie twarde liście).
    Pająki mi nie wadzą, ale też nie kosztowałam :)
    W takim razie czekam na dalsze opisy Siostry Ogrodniczki!
    ps. u mnie w roli rybek spadających z nieba - zdechłe ptaszęta przynoszone przez (na szczęście co raz bardziej karne) kocury z sąsiedztwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba bardziej przędziorki żrą rododendrony... ale co ja tam wiem, czego nie można by znaleźć w internecie na ten temat ;)

      Te spadające z nieba ryby to fenomen, ale jest też dużo kości zwierzęcych - raz znalazłam tak potężną kość (zdaje się) udową, że się zastanawiałam, czy policji nie wzywać ;)

      Usuń
  11. Kwieciście u Ciebie jak cholera. Podoba mi się. Nie to co u mnie - dynia na dyni, dynia w ogórkach, dynia w burakach, fasoli i cukinii. Wszędzie. Wszelkim innym warzywom wlazła w paradę. Już prawie wszystko zebrane z ogrodu tylko dynie nadal szaleją i rosną sobie jak gdyby nigdy nic...

    Ja to bym nieskromnie poprosiła rukoli do zasiewu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabiłabym za dorodną dynię... no ale od czego są pobliskie targi ;)
      Ja tak samo mam z rukolą - wypiera wszystkie inne gatunki i szaleje. Nasiona na żądanie mogę przysłać, czemu nie ;)

      Usuń
  12. Ten bąk, to była prowokacja skierowana w moją stronę, miałem uszczypliwy komentarz, ale szczęśliwie przejrzałem najpierw poprzednie, więc już nie wracam do trzmiela.

    OdpowiedzUsuń

No to cyk! Nie ma się co pieścić.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...