Dziś będzie o problemach ze starym domostwem, nadal trwa bowiem okres mojego wyjątkowego pobudzenia kardiologicznego i nie chodzi o chodzenie na rande-wusy, ale o dopiwniczną migrację gryzoni.
Przyzwyczaiłam się już do regularnego dostawania zawałów, kiedy mój skromny ogródeczek zamieszkiwał jeż, który najbardziej lubił przesiadywać pod drzwiami wejściowymi (wyjście z poranną kawką na ogródek i wdepnięcie w jeża = zawał poranny, nocny powrót do domu z obowiązkowym wdepnięciem w jeża = zawał wieczorny.)
Teraz myślę, że nie wykorzystałam dobrze szansy na dokarmienie mojego wewnętrznego dziecka... albo chociaż masaż receptorów stóp :)
Muszę kiedyś wrócić do arcyciekawej historii pozbycia się pana jeża, tak, tak.
Rodzina małych polnych myszek natomiast to fajoska jest na maksa tylko w kreskówkach Disneya i w tyłku Enta u Tolkiena, a w życiu powoduje co najwyżej duże straty zaopatrzenia żywieniowego. Oraz zawał. No ale sama jestem sobie winna, nie trzeba było zostawiać drzwi otwartych na oścież, tzn na ogródek.
Rodzina małych polnych myszek natomiast to fajoska jest na maksa tylko w kreskówkach Disneya i w tyłku Enta u Tolkiena, a w życiu powoduje co najwyżej duże straty zaopatrzenia żywieniowego. Oraz zawał. No ale sama jestem sobie winna, nie trzeba było zostawiać drzwi otwartych na oścież, tzn na ogródek.
Niedawno wyszłam na klatkę schodową z widokiem na składzik zapasów i oczom mym ukazała się taka oto scenka: ciastko samo zeszło z kredensu na podłogę. Zawał!
Po czym jednak okazało się (sama nie wiem - chyba na szczęście?), że jest ono przyczepione do myszy. Zawał II! Następnie ja i mysz spieprzyłyśmy w odmiennych kierunkach. Następnie ja, w przeciwieństwie do myszy, wróciłam i wypieprzyłam cały składzik żarcia.
Po czym jednak okazało się (sama nie wiem - chyba na szczęście?), że jest ono przyczepione do myszy. Zawał II! Następnie ja i mysz spieprzyłyśmy w odmiennych kierunkach. Następnie ja, w przeciwieństwie do myszy, wróciłam i wypieprzyłam cały składzik żarcia.
Na myszki i inne gryzonie to ja mam na szczęście kotka! :)))
OdpowiedzUsuńNie będę odkrywcza. Kota przygarnij. Albo znajdz. Wyprowadzą się na sto procent:)
OdpowiedzUsuńOdezwał się stary znajomy z kotem, także zobaczymy jaka użytkowość kotów blokowo-kanapowych jest.
UsuńBardziej jednak wierzę w chemię, po której zasypia się snem wiecznym, amen.
Posiadam kota wiejskiego na zbyciu, jakby co:)
UsuńNo ale wrocławskiego, a myszy warszawskie - za daleko ;)
UsuńSilna z Ciebie Kobita i serce. Po tylu zawałach a działasz! Fiu Fiu. Jak zwykle się uśmiałam, zwłaszcza porannym i wieczornym wdeptywaniem w jeża. Mogłaś tego jeża moja droga wykorzystać w celach wychowawczych, idąc tropem porad Madzi Zawadzkiej przygarnąć zwierzątko, niechaj robi za karnego jeża. Dla partnera życiowego w sam raz hihi. Więcej kreatywności!:))) Rozwiń siły twórcze, sięgnij do legend dzieciństwa, przypomnij sobie jak wciskano nam przez lata, że to niby jeże noszą jabłuszka na pleckach. Mogłaś spróbować, zasiąść w fotelu i zakrzyknąć władczo: jabłko raz! i zobaczyć co się stanie. A nuż...ale jeża już nie ma, czy to karnego, mięsnego (bo była i jakaś taka historia), czy z jabłkiem. O opis z ostatecznego rozwiązania kwestii jeża się tymi słowy upraszam i ściskam mocno!:)
OdpowiedzUsuńSerce to najsilniejszy mięsień, jeszcze trochę mu zejdzie, jak mniemam.
UsuńPartner (za kadencji jeża) odmówił współpracy, byłam więc zdana na siebie, o czym będzie, będzie nawet post o kocie.
Ściskam również :)
Myszy jedzą ciastka... Musi idzie sroga zima, albo Wielka Rewolucja Francuska.
OdpowiedzUsuńNo ba, jaki właściciel takie myszy ;)
UsuńJeż by mnie nie przestraszył (chyba), ale myszy już tak - wszystko, co się rusza nagle i nieprzewidywalnie, powoduje u mnie palpitacje.
OdpowiedzUsuńA co byś powiedziała na dziki?
Ostatnio dwa razy na wskroś zryły ogród moich rodziców, podkopując się pod furtką :)
Jakbyś wiedziała, ile pasożytów może gościć taki jeż i co może roznosić, to byś nawiała szybciej niż przed dzikiem, kochaniutka.
UsuńRodzicom radzę zakopanie trufli PRZED furtką :)
A w Berlinie na trawnikach wylegiwały się lisy, co mi przypomniało stylistyczną potrzebę zajrzenia do szafy babci, gdzie jeden taki wisi, w sam raz na jesień.