Koleżanka
blogerka A. zadaje pytanie: audiobook czy książka. No wiadomo – książka li
tylko. Strasznie mnie denerwuje, jak się wysłuchane książki zalicza do książek przeczytanych.
CZYTANIE to jest wtedy, kiedy się spojrzenie
ślizga po kartkach, kiedy się wzrok plącze w szeryfach czcionki. No ale
komu się kiedyś rozpadła w rękach klejona kniga albo kto się chował na
radiowych słuchowiskach, a skończył z dzierganymi robótkami jako hobby, to może
go taki audiobook kusić. Oraz być może komunikacja miejska temu sprzyjać,
chociaż osobiście już chyba wolę sobie wzrok zmęczyć niżli wśród warkotu
silników mieć na poziomie decybelowej hekatobomby zapodawaną w uszy dawkę opowieści,
której i tak nie mogę należycie w tych warunkach docenić. A cokolwiek
jeślikolwiek dziergam to najbardziej lubię jednak ciszę albo historie, które sama sobie opowiadam (bo niestety
cierpię na taką przypadłość czasami ;). I tu bardzo żałuję nie posiadania
dyktafonu, chociaż może wtedy to nie byłoby to samo. M. puścił mi niedawno trochę
nagrań ze swojego zaawansowanego technologicznie telefonu, który – jak się
okazało - dyskretnie zostawał czasem ze
mną w kuchni, kiedy pichciłam (telefon, nie M.). No i co się okazało? Gdybym
mężczyzn uwodziła tak słodko i zmysłowo jak zarzynane warzywa to należałoby
mnie odznaczyć medalem Madam Padam Pompadour. Gdybym zaś ludzi obrażała tak
twórczo jak środki spożywcze, które współpracować nie chciały, to mogłabym
zyskać wśród nieprzyjaciół co najmniej duży szacunek.
Mój
ulubiony kawałek jednakże to powstały przy gotowaniu ziemniaczków pięciominutowy utwór pt ‘Ziemniaczki’ gdzie
rzeczona fraza recytowana jest przez mnie głosami różnych celebrytów i postaci
z kreskówek takoż wpleciona w znane i kultowe filmowe dialogi i scenki. Czy to oznaka werbalnej nerwicy w
niesprzyjającym środowisku (kuchnia) czy podświadomej tęsknoty za audiobookami?
Jak
by nie było ziemniaki w mundurkach bardzo polecam.
Audiobooki nie wyprą książek, tak jak telewizja nie unicestwiła radia, ani kina. A jednak mają swoje zalety, na przykład można ich słuchać w samochodzie. Jest tylko ten problem, że lektor musi być mistrzem, inaczej denerwuje słuchacza. Każdemu kto pogardza audiobookami, polecam spróbowanie Mistrza i Małgorzaty czytanego przez Henryka Boukołowskiego. Nie można się nie zachwycić, a rozmowa Jezusa z Piłatem jest tak plastyczna że i film nie byłby bardziej sugestywny.
OdpowiedzUsuńNo zapewne, jeśli już dam się kiedyś skusić to na klasykę z dobrym lektorem.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJestem wzrokowcem. Audiobooki odpadają.
OdpowiedzUsuńChociaż ... w dzieciństwie uwielbiałam bajki-grajki z płyt, więc może powinnam się przełamać?
Tylko co będzie, jeśli folgując nawykom z dzieciństwa, usnę i przejadę stację? ;-P
Nooo ja też uwielbiałam, tylko że z kaset.
UsuńCzyli wychodzi na to że jestem młodsza, ha!
;)
Z wielką radością posłuchałabym tej Twojej spontanicznej twórczości :)!
OdpowiedzUsuńNo właśnie!
OdpowiedzUsuńNo właśnie!
OdpowiedzUsuńDo zainteresowanych: trwają już rozmowy mojego prawnika z czołową firmą fonograficzną w celu zrapowania ziemniaczków ;)
OdpowiedzUsuń