Coś mi się widzi, że do moich ostatnich problemów z dłonią, okiem i zwichniętym barkiem (litościwie przemilczę jak to się stało ;) dojdzie zapalenie ucha po wczorajszej trzygodzinnej pogawędce telefonicznej z dawno nie słyszanym kolegą. Ucho owo - przyjmując wsad bogatej dawki plotek i spostrzeżeń natury życiowej - zassało się ze słuchawką i po skończonej rozmowie wydało wielce pornograficzny odgłos 'Pffluup'. Tymczasem polskie radio donosi, że krążący po Polsce Słuchobus donosi, że coraz więcej ludzi ma problemy ze słuchem, jako że obumierające w uszach kosmki już się nie odradzają (chlip). A głuchnie zwłaszcza młodzież. Tak mi się na odgłos 'Pfluuup' przypomniało po niewczasie, chociaż ucieszyłam się, że jeszcze myślę o sobie w kategoriach młodzieży ;)
Po haniebnym oplotkowaniu znajomych (ale tylko tych, którzy nie trzymają fasonu) i porównaniu ubogiej sytuacji życiowej (która już niedługo ma się zmienić na przewspaniałą sytuację dobrobytu - oczywiście tylko u osoby wykonującej rzeczony telefon do osoby telefon odbierającej, u której przynajmniej nie zmieni się na gorsze wysokość rachunku telefonicznego ;) przeszliśmy min na temat sztuki jako takiej. W temacie sztuki poglądy mamy dość podobne i dojść usiłujemy, czy jest to związane z mieszczańskim wychowaniem zaserwowanym przez niezaprawionych artystyczną chucią rodzicieli czy dorastaniem w podobnym grajdołku osiedlowo-dzielnicowym czy też niezależną kwestią posiadania zdrowego rozsądku połączonego z dystansem do definicyjnych -izmów i niechęcią do wszelkiej artystycznej emfazy i zmazy. I co rozmowa, to się ten temat 'sztucznego' samookreślenia przewija...
Po haniebnym oplotkowaniu znajomych (ale tylko tych, którzy nie trzymają fasonu) i porównaniu ubogiej sytuacji życiowej (która już niedługo ma się zmienić na przewspaniałą sytuację dobrobytu - oczywiście tylko u osoby wykonującej rzeczony telefon do osoby telefon odbierającej, u której przynajmniej nie zmieni się na gorsze wysokość rachunku telefonicznego ;) przeszliśmy min na temat sztuki jako takiej. W temacie sztuki poglądy mamy dość podobne i dojść usiłujemy, czy jest to związane z mieszczańskim wychowaniem zaserwowanym przez niezaprawionych artystyczną chucią rodzicieli czy dorastaniem w podobnym grajdołku osiedlowo-dzielnicowym czy też niezależną kwestią posiadania zdrowego rozsądku połączonego z dystansem do definicyjnych -izmów i niechęcią do wszelkiej artystycznej emfazy i zmazy. I co rozmowa, to się ten temat 'sztucznego' samookreślenia przewija...
Ale do czego to ja zmierzałam? (notatka: dopisać do listy schorzeń Altzhaimera...) Ano nie jestem pewna...
Może zmierzałam do tego że tak w każdym poście, jak i w każdym dziele sztuki powinna być jakaś pointa? ;)
Słuchobus, he he, do rozjeżdżania głuchych chyba;)
OdpowiedzUsuńoch... Mistrzyni :)
OdpowiedzUsuńrozwaliłaś mnie na łopatki, chociaż nie pamiętam czym. Przez tą chorobę na S lub A mam strasznie kiepską pamięć.
OdpowiedzUsuńMoże tylko niektórzy odczuwają nieodpartą chęć puenty, a abstrakcjoniści nie!? :)
OdpowiedzUsuńTrzeba było dorzucić jeszcze na koniec obraz jakiegoś puentylisty, byłoby dużo puent ;)
OdpowiedzUsuńO toto! Południowa dzielnica mojej wschodniej półkuli, która myśli w ten sposób, bardzo się zgadza ;))
UsuńPuenta to nie wiem, ale połączenie słuchobusu ze sztuką wymaga moim zdaniem zaawansowanego poziomu abstrakcji :)
OdpowiedzUsuńPs. Odnajduję się zdecydownie w rysunku z ulotką :)
Noo ;) wysiłek interpretacyjny to mamy czytając umowy a w galerii to chcemy mieć przyjemność (z)degustacyjną ;)
Usuńco nie?
No dobra, Raczkowski mnie powalił:))))))
OdpowiedzUsuńAle który?
Usuń(Bo ten pierwszy to raczej jakby dla matek dzieciom... a drugi wyjaśnia kwestię mojego zwichniętego barku ;)