niedziela, 5 lutego 2012

Ulubione seriale

Przyznaję, że gdyby nie zaproszenie od Czarodziejskiej góry książek, nie zdecydowałabym się quasi publicznie udostępniać namiarów na moje serialowe gusta. Wolałabym bowiem uchodzić za osobę bardziej oczytaną niż - co niestety ewoluuje w tym kierunku - oboglądaną (a przecież książek tu nie recenzuję). No ale zaproszenie zostało wysłane, próżność została połechotana i teraz muszę z tym żyć. 
I napisać posta o plus minus ulubionych serialach.






















Breaking bad
Wspaniały serial o wkraczającym na złą drogę chemiku, jego przygłupim wspólniku i szwagrze z policji (vide: najciemniej po latarnią). Ubawił mnie przednio.
Nie tylko dlatego, że  jestem umysłowym półproduktem nauk ścisłych – dla otrzymania oceny dostatecznej musiałam w liceum sprzątać w komórce pracowni chemicznej (i niestety nikt mnie przy tym nie molestował.) Zawsze wierzyłam w potęgę chemii, nie tylko w miłości, ale i w środkach czystości.

Pod koniec czwartego serialu bohater – wydawałoby się - zatacza koło i wraca do punktu wyjścia, czyli nudnego życia na przedmieściu, jednak nic nie jest już takie samo, gdy nie mający nic do stracenia człowiek pozna swoje najciemniejsze pokłady okrucieństwa, gniewu i bezwzględności i gdy uda mu się w końcu uciec z paszczy lwa - niestety przez odbyt ;)

 ....................................................................................................






















Dexter
W relatywistycznych czasach, w jakich przyszło nam żyć doceniam przedsięwzięcie, które z seryjnego mordercy postanowiło uczynić bohatera pozytywnego. Sezon sezonowi nie równy, po doskonałym pierwszym i drugim - ostatni sezon z synem Toma Hanksa – Colinem oraz wycieraniem sobie gęby zbrodniczą interpretacją chrześcijaństwa nieco denny, ale jak zwykle producenci stosują sprawdzoną metodę i w ostatniej scenie każdego sezonu rzucają widzowi wabik, który ten połyka i niecierpliwie merda ogonem w oczekiwaniu na sezon następny (za co - mam nadzieję - twórców owych po skończeniu serialu potrąci jakaś ciężarówka pełna fanów w drodze po autografy). Po stronie pozytywów dobrze napisane role (np. C.S. Lee jako zabawny zbereźnik Masuka czy twarda choć histeryczna Jennifer Carpenter jako siostra Dexsia) oraz goście – tu min. Julia Stiles, John Lithgow, Jonny Lee Miller czy świetny skądinąd muzyk Mos Def )
Plus piękna, apetyczna czołówka.
 ....................................................................................................












Siostra Jackie
Tribute to Edie Falco – serialowej żony Tonego Soprano.
Dobra, życiowo wiarygodna, dwuznaczna i zabawna rola pielęgniarki-narkomanki. Wyfiokowane w loki ladacznice z innych seriali medycznych nie umywają się.
(Uwielbiam te loki we wszelkiego rodzaju serialach medycznych (36 godzinne dyżury!) i kryminalnych (pochylanie się z nimi nad miejscem zbrodni i nad sekcjonowanym ciałem – ooo tak. Natomiast w polskich serialach, co jest już absolutnym kuriozum, bohaterki obsługuje się jedną lokówką – wszystkie mają więc fale o takiej samej średnicy. Tak mi się jakoś skojarzyło.)
 ....................................................................................................






















Rodzina Soprano
Ciekawa, po kultowym ‘Ojcu chrzestnym’ i wspaniałych ‘Chłopcach z ferajny’, wizja mafijnego życia współczesnej Ameryki. Mniej tu tak elegancji jak i okrucieństwa wyżej wspomnianych pozycji, za to interesująca analiza wątków socjologicznych tego mikroświata (od terapii mafijnego bossa po zmagania z religią jego żony - wspomnianej już Edie Falco) plus cały pandemoniczny wachlarz postaci. Świetna rola Steve’a Buscemi. 
 ....................................................................................................
































American Horror Story
Problemy małżeńskie, wychowawcze nieudolności, konsekwencje życiowych błędów – w sosie lekkim i zaprawionym gotycko morderczą nutą.
Serial o mieszkańcach pewnego neosecesyjnego domostwa, którzy obecnym w lokum pechem poprzednich mieszkańców zarażają się jak wirusem i marnie niestety kończą, nazwałabym DEKADENCKIM.
Wspaniała rola Jessiki Lange w roli sąsiadki o południowych korzeniach i takimże sznycie. Poza tym młoda Taissa Farmiga - którą wzięłam za córkę dobrej, choć mało w Hollywood eksploatowanej aktorsko Very Farmigi – a która okazała się jej o 21 lat młodszą siostrą (o mamo Farmigo!) oraz Kate Mara - starsza siostra Rooney Mary (Lisbeth w amerykańskiej ‘Dziewczynie z tatuażem’). Zawsze kibicuję starszym i brzydszym siostrom w aktorskim klanach, tym razem jednak kibicuję też młodszym i ładniejszym ;)
Nie mogę też zrozumieć  czemu na plakatach promocyjnych straszy młodzieniec obleczony w czarny lateks – postać, która pojawia się ze trzy razy, a może trochę zniechęcić target, jako że nie chodzi o niszowego pornosa.
 ....................................................................................................














Dobra żona
Wyjątkowo rzetelny serial o dwóch warstwach: obyczajowej i kryminalnej. Polecam każdemu, kto chciałby zakosztować w międzyludzkich pertraktacjach, życiowym marketingu i rozgrywkach firmowych, co przydaje się nie tylko w korporacjach lecz również w warzywniaku nad ostatnim pomidorem.
Jako osoba zostająca zazwyczaj bez pomidora, traktuję ów serial na poły edukacyjnie, choć oczywisty wniosek, że jesteśmy tak stabilni, jak nasze plecy, nie jest jakąś wyjątkową nowością.
A o co koman? Po 15 latach siedzenia w domu i dbania o wizerunek rodziny dla męża prokuratora, prawniczka – tytułowa ‘Dobra żona’- wraca do zawodu, zmuszona faktem, że jej męża przyłapano with low pants i misternie budowany latami idealny świat nieco jakby runął. Tu wchodzimy na warstwę kryminalną (sprawy kancelarii)
Dobra rola Julianny Margulies (znanej wcześniej z tak wybitnych filmów jak "Węże w samolocie" - ok, żartowałam ;), ale też roli pielęgniarki w 'ER'), która wyzwala się z sideł rodzinnych powinności i upokarzającej, bo publicznej, konieczności wybaczenia zdrady męża, żeby rozwinąć skrzydła w swój uroczo praktyczny sposób (scena w której bohaterka decyduje się mieć romans z kolegą prawnikiem i prosi kochanka in spe: „Show me the plan” ;)
W roli wiarołomnego małżonka Mr. Big czyli Chris Noth, co w oczywisty sposób prowadzi do następnej pozycji:
















Sex w wielkim mieście
Oglądanie tego serialu z lektorem jest strzałem we własną stopę, co czyniłam tylko na początku. Bardzo zabawny i szczerze pouczający serial o relatywnie nowym typie kobiecych bohaterek - a mianowicie puszczalskich przedstawicielkach klasy średniej i nowojorskiego establishmentu (w tym samym Nowym Jorku, gdzie wiek wcześniej ma miejsce akcja ‘Wieku niewinności’, mujeju)
Niedouczona, paląca, pisząca tylko o seksie, ale przynajmniej zabawna i pełna życia (i pożycia) dziennikarka Carrie  została następnie bestialsko zamieciona pod dywan niezrozumiałą dla mnie popularnością otyłych i pełnych kompleksów bohaterek w typie Bridget Jones, z którymi najwyraźniej łatwiej utożsamiać się większości kobiet. (Trudno powiedzieć, czy mimo wszystko lepiej być otyłą i pełną kompleksów czy puszczalską - i to nie tylko mnie, skoro tak zręcznie przejęto pałeczkę.)
Niestety kiedy Sarah J. Parker została producentką serialu, stopniowo nastąpiło wybielenia jej bohaterki (rzucenie palenia, awans społeczny) oraz zgłupienie jej serialowych przyjaciółek, które przejęły na siebie ciężar uśmieszniania serialu. W ostatniej odsłonie Carrie wiąże się z europejskim artystą (w tej roli Barysznikow), który okazuje się bijącym swoje Bogu ducha winne partnerki mizoginem i którego europejski intelektualizm jest zarzutem dla amerykańskiego ducha, z ulgą przyjełam więc koniec fenomenu, jakim był ten serial.
 ....................................................................................................


















Sześć stóp pod ziemią
Klasyk – dobrze skrojone postacie, ciekawy przegląd obyczajowości amerykańskiej klasy średniej i ta smutna, wpleciona w każdy wątek nieuniknioność przemijania, dosłowność śmiertelności i melancholia powtarzalności życia, błędów, postaw.
No i oczywiście para gejów wychowujących adopcyjne dzieci – wtedy miało to jeszcze znamiona nie nachalnej nowości. Dobra rola matki klanu Frances Conroy (pokojówki w 'American Horror Story') i Rachel Griffiths jako Brendy.
Michael C. Hall w roli bardziej złożonej niż w Dexterze, jak również pracujący z lepszą makijażystką, bo jego uróżowione w odcieniu barbi usta w Dexterze powodują u mnie mdłości (nikt się tak nie maluje, a już seryjni mordercy na bank nie!)
 ....................................................................................................
 
Dwóch i pół
Zabawny slapstikowy nieco serial o dwóch braciach, z których jeden jest bogatym i mającym powodzenie u kobiet pracownikiem branży reklamowej (Charlie Sheen), a drugi żałosnym (i jest naprawdę doskonale zagrane przez Jona Cryera, który swojego czasu brany był pod uwagę przy obsadzaniu roli Chandlera z ‘Przyjaciół’) nieudacznikiem, rozwodnikiem i pijawką, żyjącą na koszt w domu brata z synem nastolatkiem. Plus dysfunkcyjna matka braci, wredna była żona, gosposia z tzw. ‘białej hołoty’ i całe tabuny stereotypowo łatwych kobiet, zaliczanych przez Charliego.
W ostatnim sezonie sprawiającego producentom serialu problemy Sheena wymieniono zręcznie na Asztona Kuczera, więc choć dla oddanych fanów serial nie ma już tyle sensu, to przynajmniej jest przystojniej ;)
Plus cenne angielskie nabytki językowe.
 ....................................................................................................













Misfits (angielski)
Muszę przyznać, że ten wyjątkowo zatrważający serial o fatalnie prowadzącej się angielskiej młodzieży (z dodatkiem nadludzkich mocy, w trakcie odrabiania prac społecznych za różniaste wykroczenia) oglądałam tylko dla młodej, wschodzącej gwiazdy Roberta Sheehana (ten z lewej) i niezwykłego, miejscami nieco wulgarnego poczucia humoru.
Wszystkie angielskie seriale o młodzieży są straszne (obejrzałam nawet pilota „Skins” (nie polecam) - żeby tak w ciemno nie generalizować). Strach pomyśleć co za potwornej konduity pokolenie nam wyrośnie z takimi serialowymi prowodyrami. 
Nie mniej jednak nie mogę się powstrzymać:


I kto mi powie że ta końcówka nie ma rodowodu montypajtonowskiego?



....................................................................................................

















Pitbull
Muszę przyznać że Patrykowi Alfa-Centauri (o pardon, Patrykowi Vedze – nie bądźmy jednak małostkowi, owe dwie galaktyki dzieli zaledwie bilion lat świetlnych – czyli tyle, ile poziom krajowych seriali od poziomu hollywódzkiego ;) należą się ukłony.
Mroczny, brutalny świat policji pełen sfrustrowanych, rozpitych, wyeksploatowanych moralnie ludzkich cieni. Dobry Dorociński, świetny Stroiński i Grabowski - cudem zrehabilitowany po żałosnej roli Kiepskiego. Oraz wyjątkowo nienocnikowa Weronika Rosati. Nie mam jakiejś wyjątkowej ciągłości uczestnictwa w tym policyjnym Mordorze, ale doceniam.
 .................................................................................................... 






















Monthy Python
Poza kolejnością, klasyk.
Kto zna skecze z papugą, miętowym opłateczkiem, hiszpańską inkwizycją, zabójczym kawałem, polowaniem na komara czy meczem filozofów ten jest w mojej drużynie, innych uprasza się o puknięcie się w beczkę. Parafrazując ostatnią ukulturalniającą kampanię – ‘Nie lubisz Monthy Pythona, nie pójdę z tobą do łóżka’, nigdzie nie pójdę, nawet do bankomatu po darmową gotówkę (no dobra - pójdę ;)
Polecam książkę o kulisach powstania grupy – wiecznej walce z cenzurą w BBC, ciągłym pragnieniu Cleesa grania głównych ról  (na szczęście reszcie grupy udało się wyperswadować mu bycie Brianem ;), alkoholiźmie Grahama, twórczej niezależności Giliama, wspólnym reżyserowaniu i kłótniach w wyborze plenerów do filmów. 


 Jako chwilowo bezrobotna, najwyższe noty daję temu oto skeczu.
 ....................................................................................................  
Absolutne NIE dla:



















Dr Housa
Serial dla dotkniętych zanikiem pamięci krótkotrwałej lekomanów na Vicodinie oraz życiowo ugrzecznionych frustratów, którym bezczelność tytułowego doktora może imponować, gdy budzą się w nocy:












POMYSŁ, żeby bohaterem ustanowić doktora wiecznie mylącego się w diagnozach, dysponującego (w porywach) pięcioma asystentami, zajmującego się jednym (niekoniecznie ubezpieczonym, byle ciekawym, faszerowanym następnie od sasa do lasa antybiotykami, sterydami i witaminami) przypadkiem, plus wydającego na badania (rezonanse, kabanse, flores) bimbaliony dolarów uważam za SZKODLIWY SPOŁECZNIE. Złośliwe riposty i chucpę dwuznacznego moralnie przedstawiciela  światka medycznego można propagować w bardziej życiowych realiach, czego przykładem jest „Siostra Jackie”























Może jednak nie powinnam tak się znęcać, w końcu - swojego czasu - to właśnie  'Housowi' zawdzięczałam całkiem moim zdaniem zabawną tendencję do okrzyków "Resuscytacja! 300 miligramów militurbiny!" gdy na sutek hamowania ktoś przewrócił się w autobusie, albo też w bardziej intymnych momentach ;)
....................................................................................................
Zgrzyty

„Anioły w Ameryce” – niby świetna obsada i reżyseria, ale pretensjonalne toto jakieś. Pretensjonalności nie znoszę bardziej niż przymilania się do publiki albo traktowania jej jak stada niedorozwojów. Mam wrażenie, że w tym przypadku zaszczuto nas tą obsadą i doniosłością wątków, a zarzuty rzeczywiście trudno konkretnie tu sprecyzować.

Californication
Serial niby zabawny, z przystojnym, rozchełstanym życiowo i seksualnie ex agentem Mulderem, ale coś nie styka. To wieczne usprawiedliwianie błędów bohatera, dzięki którym serial ma w ogóle rację bytu, te żałosne, na jedną nutę rozpisane sylwetki kobiece. I po raz kolejny matriarchalna wizja, że jeśliś niewierny w małżeństwie (a jeszcze nie daj Boże spóźnij się na przedstawienie kukiełkowe!), to dobrym ojcem być nie możesz i dziecko powinno patrzeć na ciebie z wyrzutem, o ile w ogóle zechce się z tobą spotkać. Siakieś toto miałkie.
 ....................................................................................................
Mam zamiar:
Z różnych, wiarygodnych źródeł wiem, że dobre, ale nie miałam jeszcze czasu. Zapostuję więc jako ulubiony a priori ;)





















A tu sugestia mas:

 



















....................................................................................................

To najdłuższy post w moim życiu, spociłam się :) 

4 komentarze:

  1. Jam Ci to uczyniła! Pisanie bloga to krew, pot i łzy:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. chciałabym, żeby było tak wzniośle, niestety w moim przypadku to tylko pot ;)
    Zaczynam myśleć, że kabaret POTEM też nie wziął nazwy z odkładania pracy nad skeczami na później, hmmm ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja polecam Wallandera
    http://www.imdb.com/title/tt1178618/

    OdpowiedzUsuń
  4. Walander jak najbardziej, tylko ten szwedzki.
    Zapomniałam!

    OdpowiedzUsuń

No to cyk! Nie ma się co pieścić.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...