Właśnie usiłowałam popełnić samobójstwo poprzez zjedzenie - w całości! - czekolady z Biedronki (w tym momencie nie ma to już chyba żadnego znaczenia, ale dla ścisłości dodam, że bez opakowania ;). Przeżyłam. Do wyboru miałam albo to, co w skutek różnych zawiłości zakupowych znalazło się akurat pod ręką albo też śmierć głodową, ponieważ wyprawa do lodówki wydawała się stanowczo ponad moje siły. Jakże to człowiek może się pomylić, niesprawiedliwie przyznając śmierci głodowej miejsce drugie! Kiedy cukrowa bombardiera w moich żyłach nieco przycichła udałam się - pełna już karnego poszanowania dla zdrowego trybu życia - na świeże powietrze w celu wygrzania się w wiosennym słonku. Na głowie turban egzotyczny, w uszach słuchaweczki i tak sobie podryguję z zamkniętymi oczami, oparta o drzewo, w pełnym słońcu, no miód. Ale kiedy te oczy sklejone słońcem w końcu otwieram na przeciwko mnie stoi, kurczowo wczepiona w ogrodzenie, para emerytów z pieskiem. I się na mnie patrzy ta para jakby z trwogą.
- Ale o co chodzi? - pytam, wyłączając muzę.
- A bo myśleliśmy, że pani coś jest - mówią, a piesek dla podkreślenia powagi sytuacji zaczyna wyć.
"Rany boskie!- myślę sobie - czy ona nie ma czegoś do uprania, czy on nie ma czegoś do sklejenia albo odkurzenia, tak to jest jak się człowiek wałkoni na spacerach zamiast pracować do 70tki, jak mądrze nakazuje premier nasz!". Ale widzę, że z troską się na mnie patrzą, więc mówię tylko, że dziękuję i pomocy mi nie trzeba, drgawki to są do rytmu muzycznego i ogólnie git. Jednak po spojrzeniu w lustro uznaję, że jest coś na rzeczy: na osobie o twarzy białej jak papier a zarazem bestialsko poimprezowo wygniecionej i wstrząsanej czy to drgawkami czy rytmem, w zależności od interpretacji - turban egzotyczny wygląda jak ostateczny dowód ostatniej fazy stadium chorobowego.
Muszę się wziąć w garść! Muszę zacząć kupować zdrowe żarcie! I muszę też - co jest, jak się okazuje, kluczem do sukcesu - je następnie zjadać, a nie po tygodniu znajdować w siatce przy drzwiach!
A to nie wiem czemu mnię bawi, chyba ze względu na ten zawadiacki głos.
- Ale o co chodzi? - pytam, wyłączając muzę.
- A bo myśleliśmy, że pani coś jest - mówią, a piesek dla podkreślenia powagi sytuacji zaczyna wyć.
"Rany boskie!- myślę sobie - czy ona nie ma czegoś do uprania, czy on nie ma czegoś do sklejenia albo odkurzenia, tak to jest jak się człowiek wałkoni na spacerach zamiast pracować do 70tki, jak mądrze nakazuje premier nasz!". Ale widzę, że z troską się na mnie patrzą, więc mówię tylko, że dziękuję i pomocy mi nie trzeba, drgawki to są do rytmu muzycznego i ogólnie git. Jednak po spojrzeniu w lustro uznaję, że jest coś na rzeczy: na osobie o twarzy białej jak papier a zarazem bestialsko poimprezowo wygniecionej i wstrząsanej czy to drgawkami czy rytmem, w zależności od interpretacji - turban egzotyczny wygląda jak ostateczny dowód ostatniej fazy stadium chorobowego.
Muszę się wziąć w garść! Muszę zacząć kupować zdrowe żarcie! I muszę też - co jest, jak się okazuje, kluczem do sukcesu - je następnie zjadać, a nie po tygodniu znajdować w siatce przy drzwiach!
A to nie wiem czemu mnię bawi, chyba ze względu na ten zawadiacki głos.
No i znowu się ubawiłam. Dobrze, że starsi państwo po karetkę nie zadzwonili, bo musieliby się wykosztować za bezzasadne wezwanie pogotowia:)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy bezzasadne, dzisiaj w każdym razie mam zamiar się bawić grzecznie i emerycko ;)
OdpowiedzUsuń