szkoda tylko że rozkopane po całości...
Ponieważ jednak lubię koparki i te seksi pneumatyczne wysięgniki przeszkadzało mi to tylko w 80%. Przejdźmy do rzeczy.
W tym pudełku siedzi Angela:
Jak nas nie stać na Paryż to znajdujemy najbliższe miasto z placem Paryskim, siedzimy wcinając bagietę lub kruazą i se wyobrażamy...
Tymczasem w Berlinie: Hans niestety nie dał się poderwać...
Jurgen także mnie nie chciał... przewieźć swoim bijomoto.
Nie ma to jak porządna ruska czapa z futra, zwłaszcza w 30 stopniowym upale...
Nad Szprewą. W dzień słonecznie
a wieczorami danisingi, tanga i salse.
Jeśli chodzi o rzeźbiarstwo miejskie - dręczenie koniny na wszelkie możliwe sposoby
Natomiast wszystkie wypatrzone pierwiastki żeńskie rozluźniają masą rozsiadłych się Bert. Człowiek od razu zaczyna konsumpcję precla co to go sobie obiecał nie zeżreć w celu zachowania formy.
Berlińscy chłopcy jak te lale
I od wuja misiów wszelakich: kamiennych, cementowych, pleksiglasowych i pluszowych, tak ukochanych przez japońskie turystki:
Mnie podobały się zestawienia fasad w jednym, ulicznym ciągu: od bardzo stareńkich, starych, stylizowanych na staroć aż po błyszcząco nowe. Wiecznie szukam takiej ulicy, która byłaby ilustracją historii architektury ;)
Na pozostałościach DDR się nie fokusowałam
Niestety nawet w kraju ordnungu zdarzają się przykłady bestialskiego wandalizmu:
Po długich godzinach snucia się - najsłodsza memu pęcherzu budowla (desperackie pytanie: - Ekskjusmi where is das klopen? nie spotykało się najczęściej ze zrozumieniem)
Nawet 5letni turysta niemiecki dysponuje sprzętem o znaczniejszym poziomie zaawansowania technicznego niż moja małpa. Frustrated ;I
Jedna z moich fotek z Berlina...tia. Na szczęście mam też takie, na których występuje sama głowa, więc zawsze można skleić i pamiątka a la Frenkensztajn będzie w sam raz. (Przeciętny amator fotkografii zapomina w pełnym słońcu, że istnieje coś takiego jak wizjer. WIZJER!)
Tymczasem w kuchni suszyły się przywiezione z polskiej ziemii dary:
Reklama Play, która przywitała mnie pierwszego dnia po wyjściu z dworca, w czasie drogi powrotnej zmieniła się w złowróżbne PAY. Bardzo życiowe.
W następnych częściach "Moich wspomnień z Raichu" odcinek "Miasto rowerów" i "Jak podróżowałam z Fiffi i Dolly" ;)
Tymczasem odcinek 2 - TU
Tymczasem odcinek 2 - TU
Relacja bardzo zachęcająca, aczkolwiek to co rzuciło mi się w oczy najbardziej to Twoje spodnie. Są awesome i wpisuje je na listę masthewów. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDzięki, no rzeczywiście gacie przewiewne a wygodne i w kolorze groszku to wybór w sam raz na wakacje.
UsuńJuż planuje zostać blogerkom modowom :)
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy Twoich przygód w Berlinie. Obśmiałam się jak norka jak zwykle. Skąd ta norka!?
OdpowiedzUsuńTeż się zastanawiam, ale jeśli zaczniesz obśmiewać się nienorkowo to chyba zacznę się martwić ;)
UsuńPozdrawiam
No, Berlin z Ordunungiem za wiele wspólnego nie ma... ;) Ale ja na przykład bardzo lubię tę obklejone znaki z w okolicy Muzeum Komunikacji. Zwłaszcza, ze obklejają je ci bardzo kulturalni ludzie, którzy do tego muzeum chodzą, gdyż są to bilety w formie naklejek. ;)
OdpowiedzUsuńA no to nie wiedziałam ;)
Usuń