Stoję w kolejce do kasy. Pytam pana Empikowca za ladą o cenę torebki z papieru pakowego, z rysunkiem Klimta.
- 9 zł – mówi pan i oceniając moją minę (chyba uczą ich tego na kursach) sprawdza też mniejszego torebkowego Klimta. – 8 zl.
- Eeee – mówię zdegustowana, podczas gdy pan w kolejce za mną, wachluje się od niechcenia złotą visą. – A ile kosztują torebki pakowe bez Klimta? – pytam więc.
- 7 zł – mówi sprzedawca. Upadam na samo dno i każę mu sprawdzić cenę pakowej torebki bez sznureczka – samej, gołej torebczyny z papieru pakowego. – 6 zł – mówi.
- Rany boskie, toż to przecież papier pakowy!
- No wie pani, dbamy o ekologię.
Decyduję, że nie bedę pakować powieści wydrukowanej na papierze toaletowym za 30 zł w torebkę pakową za 9 zł, bo to obraziłoby i autora (już obrażonego przez wydawcę materiałem, na którym go wydrukowali) i Klimta, który zapewne nie marzył, żeby pośmiertnie podbijać ceny ekologii w Empiku.
Płacę, dostaję rachunek. Sprzedawca ładuje książki do darmowej plastikowej siaty ze złotymi nadrukami.
– Ponoć biodegradowalna – mówi i śmiejemy się. Panu z Visą będzie pasować kolorystycznie. Klimtowi też by bardziej pasowała.
Tyle w kwestii ekologii w Empiku.
wtorek, 5 stycznia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No to cyk! Nie ma się co pieścić.