Sylwester
Dla osoby, która na imprezę wkracza zazwyczaj po godzinie 00.00, Sylweter jest utrapieniem. W tym roku udaje mi się dotrzeć, dzięki przyjacielskiej pomocy i mobilizacji oczywiście, na 23.00. Po drodze jestem częstowana przez rozochoconą młodzież w autobusie narkotykami oraz mimo odmowy entuzjastycznie z autobusu wyciągnięta („Nie ma mowy, idziesz z nami!”) Odmawianie jak widać sprzyja podbijaniu naszej atrakcyjności. Niestety moja kreacja nie dorównuje normom moralnym, bo spódnica, gdy idę, w jakiś tajemniczy sposób zwija się i wjeżdża mi niemal pod szyję. Przez 5 przystanków uśmiechnięty autobus przygląda się dyskretnym próbom odzyskania przeze mnie godności. Na imprezę znowu wchodzę ze spódnicą w górnych rejonach, no i cóż, nie pozostaje mi nic innego jak udawać, że taki właśnie był stylistyczny zamysł. 23.00 to godzina w której wszystkie eurydyki są już ‘zrobione’, a orfeusze pijani. Od razu zaczynam być niczym balkonowa pelargonia przypadkowo oblewana piwem, colą oraz wódką, na końcu ktoś w pijanym widzie popycha mnie na lodówkę, do której się przyklejam. Tak więc, mimo iż jestem tam prawdopodobnie jedyną trzeźwą, wyglądam na najbardziej zalaną. No i ten mój kamienny wyraz twarzy, uzyskany przez przedawkowanie znieczulającej maści na ząb („Lepiej zjeść niż zachorować niżby miało się zmarnować” jak to mawiał o kwestii zapasów śp. dziadek - natomiast parafrazą w wersji medycznej „lepiej wsmarować, niżby miało się zmarnować” ryzykujemy kompletnym paraliżem facjaty). Zajmuję się więc robieniem kompromitujących zdjęć, które po surowej estetycznej cenzurze za 5 min znajdą się na Facebooku. Szampan. Najczęstsze życzenia noworoczne: „Żeby ten rok był 1000 razy lepszy niż poprzedni”...eheh... Ludzie albo są tak zepsuci nawałem promocji, albo nie mają organicznego pojęcia o podstawach mnożenia.
Impreza życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No to cyk! Nie ma się co pieścić.